Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kontrowersyjna interwencja funkcjonariuszy SOK. Z dworca PKP w Gdyni usunęli gitarzystkę [FILM]

kp
Tomasz Bołt
Kobietę grającą na gitarze usunęło z dworca kolejowego w Gdyni Głównej kilku funkcjonariuszy patrolujących tego dnia dworzec. Kilku świadków twierdzi, że zachowanie mundurowych wyglądało na nadużycie siły. Przedstawiciel SOK mówią, że będą sprawę wyjaśniać. Zapytany o opinię były komendant gdyńskiej policji stwierdza jasno: zachowanie funkcjonariuszy jest bez zarzutu, nie ma aktów przemocy.

O sposobach podejmowania przez mundurowych interwencji w Trójmieście zrobiło się ostatnio głośno. Mieszkańcy wciąż pamiętają sprawę 26-letniego Daniela z Gdyni, który stwierdził, że został pobity przez mundurowych i złożył donos do prokuratury.

Głośnym echem odbiła się również interwencja sopockich strażników miejskich na Placu Przyjaciół Sopotu czy gdyńskiej funkcjonariuszki miejskiej, której wypowiedź wywołała kontrowersje.

Teraz Czytelnicy skarżą się na zachowanie mundurowych patrolujących w poniedziałek gdyński dworzec - Służbę Ochrony Kolei, straż Szybkiej Kolei Miejskiej oraz ochronę dworca. Młoda kobieta, która grała w dworcowym tunelu na gitarze, miała odmówić funkcjonariuszom wylegitymowania się bez obecności funkcjonariuszy policji. Gdy kobieta odmówiła opuszczenia tunelu, mundurowi zdecydowali się siłą usunąć gitarzystkę z dworca. Ta zaczęła krzyczeć i stawiać opór.

- Zajście wyglądało strasznie. Mundurowi szarpali kobietę od nich słabszą, potraktowali ją gorzej niż bydło. Została przeciągnięta przez pół dworca - mówi pan Maciej, świadek wydarzenia.

Kolejna osoba, która widziała całe zajście jest tego samego zdania: - To wszystko działo się w biały dzień, na oczach jej dziecka. Było przerażone, tak nie powinno być - dodaje pani Magda.

Przedstawiciele SOK mówią, że sprawę będą wyjaśniać. - Na miejscu było dwóch naszych funkcjonariuszy, ale nie wykonują żadnych ruchów w tej interwencji. Kobietę transportuje straż SKM - stwierdza Bartłomiej Drobotowicz, zastępca komendanta regionu Straży Ochrony Kolei w Gdańsku. - Będę wyjaśniał sprawę. Jeżeli kobieta czuje się pokrzywdzona może złożyć skargę lub wniosek do prokuratury.

W obronie mundurowych staje były komendant gdyńskiej policji, który obejrzał film nagrany przez świadków podczas tej interwencji.

- Obejrzałem film i generalnie nie mam uwag co do zachowania funkcjonariuszy podejmujących interwencję wobec tej osoby - mówi dr Cezary Tatarczuk, ekspert w zakresie działań służb bezpieczeństwa oraz dziekan Wydziału Zarządzania w Wyższej Szkole Administracji i Biznesu w Gdyni. - Zarówno strażnicy miejscy, jak i funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei mają uprawnienia do stosowania środków przymusu - w tym wypadku siły fizycznej w postaci technik transportowych i obezwładnienia - wobec osób, które dopuściły się określonych czynów zabronionych.

Tatarczuk mówi również, że środki przymusu mogą być stosowane również dla pokonania czynnego lub biernego oporu:

- Jeżeli kobieta dopuściła się jakiegoś wykroczenia i nie chciała poddać się czynnościom służbowym tych funkcjonariuszy, np. wskazania swej tożsamości, to spotkały ją adekwatne konsekwencje. Co więcej, jej zachowanie było niewspółmierne do czynności mundurowych. Histeryzowała, krzyczała, chcąc wzbudzić reakcję otoczenia, co jej się zresztą udało - mówi Tatarczuk. - Gdyby ci funkcjonariusze odstąpili od swych czynności, napotykając upór tej kobiety, zachowaliby się niezgodnie z ich obowiązkami służbowymi. Mogę się tylko cieszyć z tego powodu, że mimo negatywnego stosunku gapiów do ich czynności, ci nie odstąpili od nich. Nie zauważyłem w postępowaniu tych funkcjonariuszy ani złośliwości, ani brutalności. Wykonywali swe obowiązki w sposób powściągliwy, nie wdając się w żadne pyskówki z obserwującymi i nagrywającymi te zdarzenie gapiami. Brakowało mi tylko kategorycznego wyjaśnienia pytającemu mężczyźnie, że mają właśnie takie uprawnienia ustawowe.

Sama gitarzystka nie zgadza się z tą opinią. Twierdzi, że złoży na funkcjonariuszy oficjalną skargę.

- Zostałam potraktowana brutalnie, nie musieli mnie ciągnąć przez pół dworca - mówi pani Miłosława. - Wystarczyłoby, gdyby pokazali mi na piśmie dokument poświadczający, że miejsce, w którym grałam, nie należało do miasta. Mówili mi, że sprawdzali to tuż przed interwencją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto