Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Tomaszem Miegoniem, nowym dyrektorem Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni [ZDJĘCIA]

Ksenia Pisera
O samolotach wysłanych do Dęblina, wystawie stałej i nowościach w Muzeum Marynarki Wojennej - mówi Tomasz Miegoń, nowy dyrektor placówki

Jest Pan pierwszym cywilem w historii Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, który objął funkcję dyrektora tej placówki. Jak do tego doszło?
Zgodnie ze statutem Muzeum Marynarki Wojennej decyzje kadrowe podejmuje minister obrony narodowej, który wybrał właśnie mnie. Mojemu poprzednikowi, komandorowi Andrzejowi Nowakowi skończyła się kadencja.
Choć faktycznie jestem cywilem to de facto z Marynarką Wojenną związany jestem od ponad 25 lat. Jako dziennikarz realizowałem materiały o tematyce morskiej, studiowałem też w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, przez krótki czas nosiłem mundur. Mam również silne więzy rodzinne - brat mojego dziadka był kapelanem Marynarki Wojennej w Drugiej RP.

Nie da się jednak nie zauważyć, że Pański poprzednik borykał się z wieloma problemami. To m.in. zarzuty wobec jeszcze wcześniejszego dyrektora Muzeum w sprawie zaginionych eksponatów, później na światło dzienne wyszły problemy związane z roszczeniami wykonawcy budynku czy kontrowersje w sprawie wypożyczenia samolotów z wystawy plenerowej do placówki w Dęblinie...

Nie chcę oceniać mojego poprzednika. Nie znam wszystkich faktów. Komandor Andrzej Nowak zdołał w niełatwej sytuacji dokończyć budowę gmachu muzeum, rozpoczętą przez jego poprzednika komandora Sławomira Kudelę, który doprowadził ją do stanu surowego-zamknietego. To poważny etap w historii placówki.
Wcześniej przecież goście mogli zwiedzać wyłącznie ekspozycję plenerową. Muzealia przechowywano w magazynach na terenie jednostek wojskowych, niekoniecznie w odpowiednich warunkach. Dyrekcja i administracja gnieździła się w dwóch budynkach. Gdyby nie determinacja ówczesnego dowódcy Marynarki Wojennej admirała Ryszarda Łukasika, kolejnych dyrektorów muzeów oraz kilku innych osób, które porwały kolejne do działania, to być może nie udało by się uruchomić muzeum w obecnej siedzibie.
 
To inaczej. Kontaktował się Pan już z wykonawcą obiektu z sprawie rzekomych, nierealnych umów i ich żądaniami nałożenia na Muzeum 500 tysięcy złotych kary?
Nie rozmawiałem jeszcze z wykonawcą obiektu. Muszę się najpierw zapoznać ze sprawą.
 
Lista muzealiów jest już gotowa?

Muzeum Marynarki Wojennej otwarto 28 czerwca 1953 roku. Jest to najstarsza placówka muzealnictwa morskiego w Polsce. Jednak dopiero od 2007 r., dzięki staraniom dyrektora Sławomira Kudeli jest to Muzeum w rozumieniu ustawy o muzeach. Do 2007 r. prowadzono księgi wpływu muzealiów, księgi inwentarzowe i karty katalogu naukowego. Od 2008 r. wprowadzono wzory ksiąg i kart opracowań muzealiów zgodne z obowiązującymi przepisami. Jeszcze za czasów dyrektora Kudeli założono księgi dla dwóch działów i kończono spis w trzecim. Od dwóch lat trwa spis z natury w pozostałych działach. Po jego zakończeniu będą założone pozostałe księgi inwentarzowe.  
 
Wróćmy jeszcze do użyczonych samolotów. Czy Pan jako dyrektor również podjąłby decyzję o odesłaniu tych eksponatów do placówki na południu kraju?
Trudno odnieść mi się do tej sytuacji. Bardzo brakuje mi i myślę, że zwiedzającym również, tych statków powietrznych. Potężnego IŁ-28, ciekawego śmigłowca Mi-4. Ciężko jest je jednak postawić na tak ograniczonym terenie. Nie ocenię tej decyzji.
 
Ale czy Pan podjął by taką decyzję?
Unikać będę odpowiedzi na to pytanie tak długo, aż nie poznam wszystkich faktów. Ale nawet wtedy odpowiedź może nie być taka jednoznaczna.
 
Co w momencie gdy skończy się umowa użyczenia tych statków powietrznych?
Będę dążył do ich powrotu. Pozostanie tylko pytanie - gdzie one staną? W Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni chcemy pokazywać najwspanialsze eksponaty. Perłami będą statki lotnicze, które dziś znajdują się właśnie w Dęblinie. Ciężko jednak wyobrazić sobie powrót wszystkich maszyn na nasz plac. Ciągle pojawiają się tu nowe eksponaty.
Powstaje jednak inicjatywa grupy pasjonatów utworzenia muzeum lotnictwa morskiego w Pucku. Już wkrótce będziemy rozmawiać na temat ewentualnego użyczenia tych eksponatów po powrocie z Dęblina. Zwiedzający muzeum w Gdyni w kilkadziesiąt minut będzie mógł podjechać do Pucka.
 
Jednak Pana najważniejszym zadaniem, jako dyrektora MMW będzie organizacja wystawy stałej, prawda?
Dokładnie. Nie ukryje się w tej chwili wrażenia pustki po wejściu do muzeum. To skończy się w najbliższym czasie. Nie będzie to jeszcze wystawa stała, bo nie mam jeszcze na to środków, ale przestrzenie budynku zapełnimy obiektami obecnie magazynowanymi.
Mój poprzednik zakupił ambitny projekt wystawy stałej. Na razie brakuje jednak środków na jego realizację. Niezależnie od tego, że będę starał się pozyskiwać środki zewnętrzne oraz będziemy czekać na środki od MON, będę budował wystawę stałą małymi krokami.
 
Jak nowa wystawa będzie zorganizowana?
Planujemy zrobić to tak, żeby zastosować układ wystawy zgodnie z zakupionym projektem. To będzie test, który przeprowadzą sami zwiedzający w praktyce. Chwilowo będzie tam coś innego niż docelowo, ale chcę wykorzystać tę możliwość by pokazać co mamy m.in. wyposażenie nurkowe oraz  fotografie dotyczące dziejów MW podczas wojny, historii okrętu ORP Orzeł. Co więcej, wystawimy tam eksponaty związane z historią MW od 1918 roku do czasów współczesnych. Mundury, odznaczenia. Szkicem do wystawy jest to, co znajduje się na pierwszym piętrze muzeum. Wymaga to dużego merytorycznego i technicznego wysiłku przygotowania.
 
Jaki jest koszt organizacji docelowej stałej wystawy?
2,6 mln złotych. To z jednej strony pokaźna kwota jednak w porównaniu do sum przeznaczanych na wystawy stałe w niektórych innych placówkach muzealnych, to mało. Nie wiem jakie kroki poczynił w tym kierunku mój poprzednik, będę rozmawiał na ten temat z departamentem wychowania i promocji obronności MON. Będę „męczył” o te pieniądze dyrektora Departamentu Wychowania i Promocji Obronności MON. Będę też starał się o środki zewnętrzne m.in. unijne oraz pozyskane od sponsorów, choć w tym wypadku bardziej adekwatne wydaje mi się staropolskie słowo „dobrodziejów”.
 
Ma Pan również dalsze plany dotyczące rozwoju placówki?
Przed sezonem chcemy również poprawić stan części muzealnych na wystawie plenerowej. To mnóstwo pracy, te eksponaty znajdują się tam od kilkudziesięciu lat. Przeznaczymy część środków na dostosowanie wystawy plenerowej do potrzeb osób niepełnosprawnych.
 
To ciekawe. Poprzedni dyrektor zamierzał zrobić to już w listopadzie 2012 roku, m.in. po to wysyłał samoloty do Dęblina...
Aha. W każdym razie w tej chwili nie jest to miejsce przyjazne dla osób niewidomych czy poruszających się na wózkach inwalidzkich co nie znaczy, że nie ma ich wśród naszych gości. Chcemy zaprosić osoby niepełnosprawne do współpracy, by zwiedzili muzeum i wskazali nam najsłabsze punkty. W miarę możliwości będziemy likwidować te bariery architektoniczne.
 
A zakupy nowych eksponatów są w planach?

Tak. Ostatnio kupiliśmy kilka za 2,5 tysiąca złotych. To m.in. polskiej konstrukcji sprzęt ratowniczy dla załóg okrętów podwodnych asygnowany przez Marynarkę Wojenną.
 
Wciąż planujecie pozyskiwanie nowych torped?
Tak, a co więcej planujemy utworzenie Działu Badań Podwodnych. W końcu dno Bałtyku to olbrzymie zbiorowisko pamiątek wojennych. Nawet jeżeli nie będą związane z polską MW, to są to zabytki techniki których niewielką, najcenniejszą część postaramy się wydobyć i zakonserwować. Oczywiście te najcenniejsze. Moglibyśmy je również na zasadzie użyczeń wymieniać z innymi muzeami, które mają zabytki bardziej nas interesujące.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto