Gdynia. Walczy o odszkodowanie po wypadku na chodniku

Emerytka, która w styczniu 2004 roku przewróciła się na oblodzonym chodniku obok domu przy ul. Witosławy w Wielkim Kacku i złamała nogę, nie może uzyskać odszkodowania za wypadek. Administrator budynku, odpowiedzialny za odśnieżanie, odmawia wypłaty pieniędzy, choć był ubezpieczony od podobnych zdarzeń.
Józefa Mayr do dziś nie doszła do zdrowia. Musi chodzić ostrożnie i podpierać się kulami. Złamanie było bardzo skomplikowane. Sprawę o odszkodowanie skierowała już do sądu.
- Dnia 31 stycznia 2004 r. nigdy nie zapomnę - mówi Józefa Mayr. - Wracałam do domu, wokół było mnóstwo śniegu. Na chodniku, który powinien być doprowadzony do stanu używalności przez administratora, ani grama piasku, czy soli. Tylko goły lód. Przewróciłam się. Diagnoza lekarska była fatalna: skomplikowane złamanie prawej goleni. Spojono mi nogę drutami, przeszłam operację.
Kobieta zgłosiła się po odszkodowanie do Biura Obsługi Budynków przy ul. Lipowej, które administruje terenem wokół bloku przy ul. Witosławy. Usłyszała jednak, że pieniędzy nie dostanie. Pracownicy BOB w piśmie przesłanym do pani Józefy, uzasadniając przyczyny odmowy wypłaty odszkodowania, napisali m.in., że kobieta dopiero miesiąc od wypadku zgłosiła go w administracji. Tymczasem, ich zdaniem, powinna zrobić to szybciej.
- To jakieś żarty - uważa poszkodowana. - Najpierw przecież musiałam zadbać o leczenie, a dopiero potem myśleć o odszkodowaniu.

Zdaniem Wojciecha Cieślaka, trójmiejskiego adwokata, kobieta miała prawo wystąpić z roszczeniem odszkodowawczym miesiąc po wypadku. - Termin przedawnień tego typu spraw jest znacznie dłuższy - mówi mecenas Cieślak.
Wczoraj w siedzibie BOB nikt nie chciał wypowiadać się w sprawie wypadku i wytoczonej firmie sprawy sądowej. Może to zrobić tylko dyrektor, która akurat przebywa na urlopie i będzie w pracy po Nowym Roku.