Gdyńscy samorządowcy mają poważne zastrzeżenia do współpracy z Lasami Państwowymi w kwestii ograniczenia spustoszeń czynionych przez dziki. Zwierzęta wdzierają się do miasta, dewastują trawniki, pergole śmietnikowe. Straty liczone są w setkach tys. złotych. Sytuację pogarsza fakt, że ostatnio zniszczono trzy z dziewięciu zamontowanych przez samorządowców odłowni wzdłuż gdyńskiej granicy leśnego Ośrodka Hodowli Zwierzyny (OHZ). Policja poszukuje sprawców dewastacji.
Miasto zwracało się wielokrotnie z prośbą m.in. do Nadleśnictwa Gdańsk o podejmowanie realnych kroków ograniczających wychodzenie dzików do miasta oraz o zredukowanie ich populacji w OHZ. W ocenie urzędników wdrożone działania są jednak niewystarczające. Według samorządowców, nadleśnictwo na terenie trójmiejskiego OHZ, obejmującego także gdyńskie dzielnice, w rażący sposób zaniżyło podczas ostatniego szacowania liczbę dzików, inwentaryzując ich 150.
Tymczasem Zdzisław Kobyliński, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Ochrony Ludności Urzędu Miasta Gdyni, informuje, że w marcu, gdy według leśników dzików w całym OHZ miało być 150, na podstawie zgłoszeń od mieszkańców tylko na Witomine i Działkach Leśnych, w gdyńskich dzielnicach, sąsiadujących z niewielkim fragmentem ośrodka, każdego dnia odnotowywano obecność około 70-80 tych zwierząt.
- Dodatkowym potwierdzeniem błędnej inwentaryzacji jest fakt, że od października do końca lipca z Gdyni odłowiono i wywieziono ponad 322 dzików, w tym 48 loch przed wyproszeniem - mówi naczelnik Kobyliński.
Zaniżenie liczby zwierząt skutkowałoby zmniejszeniem liczby ich odstrzałów. Ale Michał Grabowski z Nadleśnictwa Gdańsk jest przekonany, że dziki policzono rzetelnie.
- Stosowaliśmy dokładną metodę - mówi Grabowski. - Współpracowaliśmy z naukowcami z Poznania.
Liczba dzików to jednak niejedyna oś konfliktu. Urzędnicy uważają, że niewystarczające jest zagospodarowanie obwodu łowieckiego, a zwierzęta nie są odpowiednio dokarmiane.
- Brak pasów zaporowych, czyli poletek żerowych, lokalizowanych w lesie na drodze wychodzenia dzików w rejon wyrządzania szkód, powoduje ich nieograniczoną wędrówkę za pożywieniem do miasta - uważa naczelnik Kobyliński. - Utrzymanie pasów zaporowych jest kosztowne, co dla zarządcy obwodu łowieckiego stanowi poważne obciążenie. Ale w znaczny sposób ograniczyłoby to obecność dzików w mieście. Stosowanie pasów zaporowych jest podstawową metodą stosowaną przez koła łowieckie w celu zatrzymania dzików w terenach leśnych i ograniczania szkód.
Michał Grabowski z Nadleśnictwa Gdańsk także i te pretensje samorządowców uznaje jednak za nieuzasadnione. Wyjaśnia, że dokarmianie w łowiectwie stosuje się w tzw. "okresie głodu" - podczas ostrych, śnieżnych zim. Obecnie, według leśników, nie ma takiej potrzeby.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?