Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziki opanowały Gdynię. Sieją prawdziwe spustoszenie

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Piotr Krzyżanowski
Stada dzików wdzierają się do miasta i czynią tam prawdziwe spustoszenie. Samorządowcy uważają, że leśnicy nie pomagają im w rozwiązaniu problemu

Gdyńscy samorządowcy mają poważne zastrzeżenia do współpracy z Lasami Państwowymi w kwestii ograniczenia spustoszeń czynionych przez dziki. Zwierzęta wdzierają się do miasta, dewastują trawniki, pergole śmietnikowe. Straty liczone są w setkach tys. złotych. Sytuację pogarsza fakt, że ostatnio zniszczono trzy z dziewięciu zamontowanych przez samorządowców odłowni wzdłuż gdyńskiej granicy leśnego Ośrodka Hodowli Zwierzyny (OHZ). Policja poszukuje sprawców dewastacji.

Miasto zwracało się wielokrotnie z prośbą m.in. do Nadleśnictwa Gdańsk o podejmowanie realnych kroków ograniczających wychodzenie dzików do miasta oraz o zredukowanie ich populacji w OHZ. W ocenie urzędników wdrożone działania są jednak niewystarczające. Według samorządowców, nadleśnictwo na terenie trójmiejskiego OHZ, obejmującego także gdyńskie dzielnice, w rażący sposób zaniżyło podczas ostatniego szacowania liczbę dzików, inwentaryzując ich 150.

Tymczasem Zdzisław Kobyliński, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Ochrony Ludności Urzędu Miasta Gdyni, informuje, że w marcu, gdy według leśników dzików w całym OHZ miało być 150, na podstawie zgłoszeń od mieszkańców tylko na Witomine i Działkach Leśnych, w gdyńskich dzielnicach, sąsiadujących z niewielkim fragmentem ośrodka, każdego dnia odnotowywano obecność około 70-80 tych zwierząt.

- Dodatkowym potwierdzeniem błędnej inwentaryzacji jest fakt, że od października do końca lipca z Gdyni odłowiono i wywieziono ponad 322 dzików, w tym 48 loch przed wyproszeniem - mówi naczelnik Kobyliński.
Zaniżenie liczby zwierząt skutkowałoby zmniejszeniem liczby ich odstrzałów. Ale Michał Grabowski z Nadleśnictwa Gdańsk jest przekonany, że dziki policzono rzetelnie.

- Stosowaliśmy dokładną metodę - mówi Grabowski. - Współpracowaliśmy z naukowcami z Poznania.
Liczba dzików to jednak niejedyna oś konfliktu. Urzędnicy uważają, że niewystarczające jest zagospodarowanie obwodu łowieckiego, a zwierzęta nie są odpowiednio dokarmiane.

- Brak pasów zaporowych, czyli poletek żerowych, lokalizowanych w lesie na drodze wychodzenia dzików w rejon wyrządzania szkód, powoduje ich nieograniczoną wędrówkę za pożywieniem do miasta - uważa naczelnik Kobyliński. - Utrzymanie pasów zaporowych jest kosztowne, co dla zarządcy obwodu łowieckiego stanowi poważne obciążenie. Ale w znaczny sposób ograniczyłoby to obecność dzików w mieście. Stosowanie pasów zaporowych jest podstawową metodą stosowaną przez koła łowieckie w celu zatrzymania dzików w terenach leśnych i ograniczania szkód.

Michał Grabowski z Nadleśnictwa Gdańsk także i te pretensje samorządowców uznaje jednak za nieuzasadnione. Wyjaśnia, że dokarmianie w łowiectwie stosuje się w tzw. "okresie głodu" - podczas ostrych, śnieżnych zim. Obecnie, według leśników, nie ma takiej potrzeby.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto