Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojciech Bychawski, trener Suzuki Arki Gdynia: Chciałbym, żeby kibice dali nam kredyt zaufania. Niech przyjdą i zobaczą, jak wygląda gra

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Wojciech Bychawski, trener Suzuki Arki Gdynia
Wojciech Bychawski, trener Suzuki Arki Gdynia Przemysław Świderski
Wojciech Bychawski to nowa postać w trójmiejskiej koszykówce. 47-letni szkoleniowiec podjął się zadania prowadzenia Suzuki Arki Gdynia w sezonie 2023/2024 w Orlen Basket Lidze. Rozpoczął pracę wymagającą, bo skupioną głównie na wychowaniu młodych, zdolnych zawodników. Przekonuje w rozmowie z nami, dlaczego tylko taka ścieżka ma długofalowo duży sens.

Rozgrywki sezonu 2022/2023 były bardzo trudne dla Suzuki Arki Gdynia. Klub miał spore problemy finansowe. Teraz jest pod tym względem zdecydowanie lepiej. Udziela się panu ten spokój w pracy?

Jako trener na temat tych przeszłych rzeczy nie mogę się w pełni wypowiadać. Ta formuła drużyny, która jest w tym momencie, oparta jest na sponsorach i ludziach, którzy chcą, aby dobrze funkcjonowała. To daje stabilizację i możliwość spokojnej pracy. O tym trzeba mówić głośno. Mogliśmy budować skład od maja, początku czerwca, kiedy dowiedziałem się, że będę pracował z tą drużyną. Wiedzieliśmy wtedy, jakim budżetem będziemy dysponować i że jest stabilny. Mogliśmy rozmawiać z graczami o konkretach, bez zwodzenia i oszukiwania. To pozwoliło dość optymalnie zebrać tych zawodników, których chcieliśmy w składzie. Oczywiście, mieliśmy dużo szczęścia w sytuacji, kiedy dołączyli do nas Andrzej Pluta i Przemek Żołnierewicz. Cały czas zdaję sobie sprawę, że oni są na otwartych kontraktach. Tutaj jest jednak fajna atmosfera, sprzyjająca dobrej pracy. Liczę więc, że uda nam się wspólnie długo popracować. Pewności mieć nie mogę, ale widzę jak to wygląda. To będzie sprzyjało rozwojowi i temu, co chcemy osiągnąć.

Czyli w Gdyni jest w końcu dobrze?
Ta stabilizacja daje nam możliwość spokojnej pracy. Naprawdę nie musimy się tutaj o nic martwić. Wszystko jest tak zorganizowane, że młodzi zawodnicy od parkingu, przez pranie ubrań, serwis fizjo i treningi, mają wszystko pod nosem. Co im więcej potrzeba? Mają ciężko pracować i realizować to, co wspólnie chcemy. Mają się rozwijać i cieszyć swoją grą kibicom, bo o to chodzi, aby przychodziło ich coraz więcej do tej hali. Niech kibice dadzą nam kredyt zaufania. Niech przyjdą i zobaczą, jak to wygląda. I niech poczekają z krytyką. Jeśli będzie potrzebna, to my ją przyjmiemy z godnością na klatkę. Może warto przyjść do hali, a później dopiero rozliczać z tego, jak to powinno wyglądać.

Ta nowa odsłona Suzuki Arki Gdynia to głównie polscy koszykarze i to z różnych reprezentacji kraju. Z tego też będą obopólne korzyści, dla klubu i kadry?
Dostałem takie założenie związane z tą pracą. Mamy godnie reprezentować klub i miasto i nikt absolutnie od tego nie ucieka. Mamy też za zadanie przede wszystkim tych ludzi dobrze wychowywać. A nie damy rady wychowywać zawodnika, wiecznie przegrywając mecze i będąc smutnym. Tak się nie da. Musimy walczyć i tak konstruować drużynę, aby wygrywać. Oczywiste jest, że gdybyśmy sprowadzili zagranicznych zawodników, to byłoby łatwiej. Jest takie powiedzenie: "Biedny, bo głupi. Głupi, bo biedny". I tutaj jest podobnie. Chcemy mieć dobrych graczy, ale nie chcemy im dać szansy. Nie chcemy im dać szansę, ale chcemy mieć dobrych zawodników. Tak, jak wspomniałem, ktoś musi to zrobić. I robimy to my. Nie jest jednak tak, że gracze mają tutaj bezwzględny kredyt zaufania, mogą przyjść i nie trenować, bo są młodzi. Nikt tutaj za darmo niczego nie dostaje. Jeśli chce wywalczyć swoje miejsce, musi to zrobić na parkiecie w pocie czoła. Im więcej tego potu i kolokwialnie mówiąc krwi, tym mniej później będzie łez w czasie meczu. Będzie dużo smutnych momentów, bo to młoda drużyna i będą wahania formy. Nie zabraknie natomiast walki i zaangażowania, bo wiem, po co ci ludzie tutaj przyszli.

W tej młodej drużynie są dwa duże, koszykarskie nazwiska, synowie znanych zawodników. Jak się pan zapatruje na Andrzeja Plutę i Tomasa Pacesasa?
To są gracze, którzy są na dwóch odmiennych biegunach. Ich ojcowie to byli znakomici koszykarze. Nie trzeba wiele na ten temat mówić, bo to byli świetni zawodnicy z bardzo dobrą karierą klubową i reprezentacyjną. Andrzej Pluta junior to już jest gracz gotowy do grania na poziomie ekstraklasy i reprezentacyjnym. Dziennikarze już zaczynają go pytać, kiedy będzie lepszy od taty. On sam odpowiada, że pewnie nie będzie to prędko. Jest inny, niż tata. Trzeba wiedzieć, że będzie równie dobry lub równie świetny jak tata. Nie ma potrzeby takiego porównywania. Ma swój etos pracy. Jest świetnie wychowanym, młodym człowiekiem. Dajemy mu szansę, żeby był playmakerem.

A Tomas Pacesas junior?
To młody chłopiec, który ma dużo pracy przed sobą. To jest trochę tak, że Andrzej Pluta potrzebuje trochę od nas, ale też dużo może nam dać. Natomiast Tomas jest graczem, który więcej od nas potrzebuje. To też jest zawodnik ambitny, o dobrych warunkach, dobrze wyszkolony koszykarsko na Litwie. Działamy spokojnie i cierpliwie. Przyjdzie czas, aby i od niego czegoś na boisku wymagać. Treningowo może nam już dużo zaoferować, a meczowo wykazujemy się cierpliwością. Andrzej jest do grania, a Tomas musi popracować, aby swoją szansę dostać. To jest na normalnych, uczciwych zasadach i nie ma potrzeby doszukiwania się czegoś więcej. Tomas jest na tyle dobry, żeby w Gdyni funkcjonować. Gdyby było inaczej, to by go tutaj nie było. A na pewnie nie dlatego, że ma na nazwisko Pacesas. Musimy pamiętać, że nazwisko jest z jednej strony błogosławieństwem, a z drugiej przekleństwem tych młodych ludzi. Często się ich porównuje do ojców lub dopatruje nepotyzmu. Dlaczego młody człowiek, który ma znanego ojca, nie może dostać swojej szansy? Dla mnie jako trenera nie ma znaczenia, kto jest kogo ojcem, matką lub synem. Znaczenie ma za to, co prezentuje tu i teraz na parkiecie. Będzie dobry, będzie dawał radę, to będzie grał. Nie będzie dobry, to nie będzie grał, choćby mnie prosił o to ktokolwiek na świecie. Tak się wychowałem i nie umiem funkcjonować na innych zasadach. Nigdy nie uginam karku pod takimi naporami. Oczywiście moja ocena będzie subiektywna, ale będę się starał, aby była sprawiedliwa. To bardzo ważne.

Koszykówka to ciągły ruch, składy również zmieniają się z roku na rok. Porozmawialiśmy o drużynie, niektórych jej indywidualnościach. A jak w pana ocenie będzie wyglądał sportowy potencjał Suzuki Arki? Jaki cel będzie was satysfakcjonował?
Uciekam troszeczkę od mówienia o celach, bo to wróżenie z fusów. W poprzednim sezonie niektóre drużyny miały potężne składy, a lądowały gdzieś nisko w tabeli. Drużyny ze słabszymi składami plasowały się natomiast wyżej. Naszym celem będzie wygrywanie każdego kolejnego meczu. Chciałbym, aby zawodnicy się na tym skupili. Nie lubię rozmów o graniu o play-offy, o utrzymanie, czy bezpieczne miejsca 9-12. Wierzę, że tę drużynę stać na to, aby wygrywać mecze i zająć dobre miejsce w tabeli. Dużo zależy od składu w danym momencie. Trzeba pamiętać, że jeśli na którymś etapie zabraknie Andrzeja lub Przemka, to tę drużynę będziemy uzupełniać. Nie zamykamy się całkowicie na obcokrajowców. Są przecież Stefan Kenić (Serb - przyp.) i Will Yoakum (Amerykanin - przyp.). Wychodzimy z założenia, że wolimy inwestować czas i pieniądze w rozwój młodych, polskich graczy. Daję słowo w jednej sprawie. Jeśli prześledzicie państwo obecny skład Arki, to za rok lub dwa, ci gracze będą stanowić o sile bardzo mocnych polskich klubów, gdzie będą grać o medale. Być może nikt nie będzie pamiętał o projekcie w Gdyni, bo bardzo łatwo się o tym zapomina. Ludzie będą jednak czerpać garściami z takich graczy. Poprzednie lata już takie były, że Przemek Frasunkiewicz prowadził polską drużynę, a trochę później także Milos Mitrović. Ludzie nie pamiętają, gdzie zaczynał Przemysław Żołnierewicz, Mikołaj Witliński, czy Damian Jeszke. Wielu zawodników stąd wyszło uprawiać koszykówkę i to miejsce dało im szanse na start. Moim celem jest, aby za dwa lata większość z tych graczy stanowiła o sile reprezentacji Polski. Ten projekt jest długofalowy, przynajmniej dwu-trzyletni. Z każdym kolejnym sezonem chcemy grać o wyższe cele.

Uda się?
Ostatnio pan rektor Akademii Marynarki Wojennej, kontradmirał Tomasz Szubrycht, powiedział bardzo trafnie, że nie mamy cierpliwości w budowaniu sportu. Chcemy wszystko od razu, tu i teraz. Rozumiem, że tego zawsze chcą kibice. Trzeba jednak pamiętać, że są tłuste lata, kiedy w Gdyni była Euroliga, a czasami lata są chudsze, bez europejskich pucharów. Te drugie wcale nie muszą być gorsze. Spróbujmy dać ludziom trochę szansy, a może za jakiś czas zawitają znowu puchary. I to z większym udziałem polskich graczy, co jest dla nas ważne. Nie budujmy kapitału wyłącznie w oparciu o obcokrajowców, którzy przyjeżdżają tutaj... zabierać. Spróbujmy wychować graczy, którzy coś nam zabiorą, ale później coś też oddadzą. Niech to nie będzie typowy przystanek dla obcokrajowców, którzy przyjeżdżają, aby pokazać się i wyjechać. W tej sytuacji nie ma żadnej korzyści. W Gdyni projekt jest inny i myślę, że wystarczy cierpliwości, aby tak był do końca realizowany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto