Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marta Łagownik: Życzę każdemu, żeby w sporcie się nie zatracił i czerpał z niego radość. Najważniejsze jest słuchanie siebie

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Marta Łagownik na trasie trzeciej edycji biegów terenowych Ultras Oliwski
Marta Łagownik na trasie trzeciej edycji biegów terenowych Ultras Oliwski Jakub Steinborn
Rozmowa z gdańszczanką Martą Łagownik, wicemistrzynią Europy w triathlonie na dystansie średnim z belgijskiego Menen, o frajdzie płynącej z biegania i ciągłym doskonaleniu się w triathlonie.

Słychać zewsząd, że jest pani w świetnej formie i notuje najlepszy sezon triathlonowy. Poprzeczka idzie coraz wyżej, prawda?
Tak, muszę przyznać, że jest to jeden z moich najlepszych sezonów w życiu. Bardzo się cieszę, że tak mi poszło. Zadecydowało o tym zdrowie. Jeśli zawodnik nie jest zdrowy, to choćby się bardzo starał, próbował nie wiadomo jak trenować, dawać z siebie wszystko, to nie jest w stanie osiągnąć takiego wyniku, na jaki go stać w pełni sił. Liczy się też podejście do startu.

Czyli jakie powinno ono być?
Jeżeli człowiek już przed startem rozdaje medale albo, w innym podejściu, robi wszystko, aby nie przegrać, to z zawodowego punktu widzenia nie jest to nic dobrego. Warto jest przyjechać na zawody i cieszyć się tym, co jest. Posłuchać muzyki. Porozmawiać z ludźmi, których się zna. Pouśmiechać się, rozluźnić. Wiem, że to się lekko mówi, ale nie zapominajmy, aby czerpać z tego radość. Nigdy nie wiadomo, kiedy na przykład już nie będziemy mogli startować.

Jest pani teraz w okresie roztrenowania i bierze udział w lokalnych zawodach. Ostatnio było chociażby zwycięstwo w Biegu Westerplatte, czy w Ultrasie Oliwskim. Takie imprezy dają pani frajdę?
Oj, dają. Bardzo mnie to cieszy, że mogę zobaczyć tyle znajomych twarzy na biegu. Ktoś przyjdzie, krzyknie, przybije piątkę. Ktoś mi życzy powodzenia, ja mu też. To jest fajne, to napędza do działania. Zgadza się, że jestem w okresie roztrenowania, ale korzystam z tego, co zostało mi po sezonie. Mówię to, żeby ktoś nie myślał, że jestem już po wszystkim i „jak ona to robi”. Weszłam już na pewien poziom i wierzę, że zostanę na nim jak najdłużej. Kto wie, czy przyszły rok nie będzie jeszcze lepszy, a potem kolejny.

Z frekwencją na imprezach biegowych w Polsce jest gorzej chyba od czasu pandemii. Co pani zdaniem jest istotnego w tym, aby nadal otrzymywać radość z biegania?
Faktycznie był boom na bieganie. Dużo ludzi przed pandemią biegało, startowało, spotykało się. Mam wrażenie, że to idzie takie w dwie strony. Z jednej jest człowiek, który zaczyna trenować na planie z trenerem, i chce osiągać więcej i więcej, kolejne rekordy życiowe. Tak jak w zawodowstwie, kiedy się zapętla, bo dąży do lepszego rezultatu. Mówi: „A dobra, tak mi źle, ale po pracy pójdę wybiegać się na 10 km choćby nie wiem co”. To jest błąd. Brakuje takiego luzu. Jeśli ktoś czuje się źle, to odpoczynek da więcej, niż przesadne napinanie się na ten plan. Widzę też, że są ludzie, którzy zrezygnowali z biegania, ale wracają do niego po czasie. Wracają po takiej napince, ale teraz mają te luźne podejście. Ci po pewnej przerwie są bardziej szczęśliwi. I tego tak naprawdę życzę każdemu, żeby gdzieś tam się nie zatracili i czerpali radość. Jeśli ktoś ma dzieci, to one przyglądają się dorosłym. A jeśli one się bawią, to przechodzi to na dzieci.

To jakie wypracowane sposoby na znajdowanie luzu pani preferuje?
Popełniałam ten błąd, że kiedy źle się czułam, to i tak robiłam swój trening. Kiedy byłam chora, to i trak szłam na trening, mówiąc sobie, że wstanę rano i będzie lepiej. No i czasami wcale lepiej nie było. Starałam się jak najmniej chorować, a kiedy coś mnie dopadło, to wypierałam to. Teraz mam tak, że kiedy czuję się gorzej, to wiem, kiedy odpuścić. Ostatnio poszłam na trening pływacki, ale po nim nie byłam w stanie już nic w domu zrobić. Mogłam wycisnąć z tego dnia jeszcze więcej, bo jestem takim typem osoby, ale wiedziałam, że to i tak nic nie zmieni. Zostałam więc w domu i następnego dnia czułam się lepiej. Wydaje mi się więc, że najważniejsze jest słuchanie siebie. Ale nie można wypierać tego, co się czuje. Każdy może się pewnego dnia czuć gorzej i to nie jest złe.

W triathlonie musi wykazać się pani w trzech dyscyplinach. Otwarcie mówi pani, że to pływanie jest najsłabszą stroną. Jak ten proces wytrenowania wygląda?
W moim przypadku pływanie jest kluczową dyscypliną, dlatego że nie można nią wygrać, ale można przegrać. Jeśli wyjdzie się za daleko, to grupa może odjechać. A wtedy nie da się nic zmienić, nawet mimo kosmicznej jazdy na rowerze, czy kosmicznego biegu. Jeśli jedzie się w grupie lub po prostu tuż za nią, w pewnej odległości, to czasami daje to więcej, niż jazda samemu. Jakie są sposoby, żeby pływać szybciej? Mam wrażenie, że w tym roku pływam już szybciej. I to pomimo tego że pływam ciut mniej. Wcześniej trenowałam sześć dni w tygodniu, a teraz pływam pięć. W ten wolny dzień rzeczywiście przykładam się i robię gumy oraz ćwiczenia wzmacniające. Wydaje mi się, że korpus ciała lepiej obudowany mięśniowo daje większą pływalność, większą równowagę i przewagę w pływaniu.

Pamiętam, że po Ironmanie w Gdyni w tym roku cieszyła się pani, że nie było pływania. Tak dobrze jednak zawsze nie będzie.
Było mi trochę smutno, że w sierpniu nie było pływania w Gdyni. Serio. Wiem, że wyścig inaczej by się poukładał. Są dziewczyny, które bardzo mocno jeżdżą i one mi odjechały. Taka była zwyciężczyni (Holenderka Diede Diederiks – przyp.). Na mistrzostwach Europy w Menen ona wyszła jednak z wody za mną. W Gdyni pływania nie było i już się nie dowiemy, co by to zmieniło.

To życzymy pełnych imprez triathlonowych. Jak rysuje się przed panią nadchodzący sezon 2024?
Kluczowe będą mistrzostwa Ironman, które odbędą się w Taupo w Nowej Zelandii (14-15 grudnia 2024 roku – przyp.). To będzie „połówka”, do której przede wszystkim się przygotowuję. W kalendarzu pojawiły się też mistrzostwa świata na średnim dystansie w Australii. To oznacza, że w przyszłym roku czeka mnie trochę wycieczek. Do tego dojdą jeszcze pucharowe zawody w Europie. W maju w słowackim Samorin będą też mistrzostwa Challenge Family. To będą główne trzy starty, o których teraz myślę. Jestem jeszcze w trakcie dopinania kalendarza.

Wicemistrzostwo Europy na średnim dystansie będzie teraz mobilizować?
Powiem szczerze, że tak. Ostatnio przeszłam się na AWFiS, gdzie spotkałam swojego trenera od lekkoatletyki dra Janusza Mikołajczyka. Pozdrawiam go serdecznie. Zapytał mnie, dlaczego nie przyjechałam ze złotem. (śmiech) Trochę mnie zatkało. Ale z drugiej strony to było takie sportowe.

To była taka szpileczka czy chciał zmobilizować?
On dobrze mnie zna, więc chciał mnie zmobilizować. To osoba, która sama ma duży dystans do siebie. Bardzo go szanuję. Po tych słowach zastanowiłam się i faktycznie, chciałoby się zdobyć złoto. Wtedy stać mnie było tylko na srebro, ale wiadomo, że aspiracje rosną. Będzie, jak będzie, ale zrobię wszystko, aby było jak najlepiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto