- W końcu udało nam się odnieść pierwsze zwycięstwo w Eurolidze. Po meczu sędziowie dziwili się i pytali dlaczego mamy na koncie tylko jedną wygraną. Mnie też to dziwi – nie krył po wygranym spotkaniu z Chimkami trener Tomas Pacesas. - Trzeba jednak brać od życia to, co nam daje – dodaje. Radość z pierwszego triumfu mąci jednak końcowy wynik. Prokom musiał bowiem wygrać różnicą wyższą niż sześć punktów. I na sekundy przed końcem taką właśnie przewagę wypracował. Mecz trwa jednak 40 minut, a gapiostwo gdynian wykorzystał Monya, który rzutem za trzy niemal równo z końcową syreną zmniejszył rozmiary zwycięstwa gospodarzy. Zamiast wyniku 71:64 mieliśmy rezultat 71:67. - Mimo, iż tego po mnie nie widać cieszy mnie ta wygrana. Mogliśmy wygrać to spotkanie 7 punktami, a tak...musimy walczyć w następnym meczu. Mamy młody, ambitny zespół, ale musimy mądrzej grać. Jeśli ktoś chce skakać i biegać to może uprawiać lekkoatletykę. W kolejnym meczu popełniamy dziecinne błędy – denerwował się Pacesas.
Dodatkowym zmartwieniem gdynian jest słaba dyspozycja zawodników, którzy przed sezonem typowani byli na liderów. Mowa tu o Bobby Brownie i Mike'u Wilksie. Nierówną formę prezentuje też Giddens. W kuluarach mówi się, że tego pierwszego w barwach Asseco już nie ujrzymy. Taki sam los czeka ponoć Wilksa. Sen z powiek litewskiego opiekuna Prokomu spędza też ostatnia porażka w lidze VTB, poniesiona w Gdyni. Pogromcą mistrzów Polski okazał się Żalgiris Kowno. Po raz kolejny dały się we znaki słabości, z którymi gdynianie borykają się od dawien dawna. Nie ma zespołu. Mimo to Pacesa wierzy, iż jego drużyna powalczy o awans do kolejnej fazy. A co sądzi o najbliższym przeciwniku? - Jedziemy do Hiszpanii gotowi na walkę. Każdy wie, że jest to nasza ostatnia szansa, aby myśleć o grze w następnej rundzie. Jednak by tego dokonać potrzebne jest nam zwycięstwo z Cają Laboral. Po naszym ostatnim meczu z Chimkami czujemy się mocniejsi i chcemy walczyć do końca. A to jest dla mnie najważniejsze – mówi Pacesas.
Pierwszy mecz z hiszpańską drużyną Prokom przegrał 73:80. Gdynianie mieli wówczas problemy z powstrzymaniem szybkich graczy obowodowych Caji. Ze świetnej strony pokazał się Marcelinho Huertas. Ten nietuzinkowy zawodnik w łącznej punktacji eval zdobył 26 punktów. Sytuacja Hiszpanów również stawia ich pod ścianą. Co prawda podopieczni trenera Dusko Ivanovicia mają dwa zwycięstwa, ale 4. miejsce w grupie A zajmują dzięki lepszemu bilansowi małych punktów na rzecz Chimek. - Nie może sobie pozwolić na więcej błędów. Bezwzględnie musimy wygrać. Drugiej szansy mieć nie będziemy. Asseco Prokom to zespół, który gra szybko. My musimy zagrać tak jak w Gdyni, gdzie dominowaliśmy od początku do końca – zaznacza Huertas.
Caja euroligowe rozgrywki rozpoczęła z wysokiego „C”. Potem jednak przyszło pasmo czterech porażek z rzędu. Biorąc pod uwagę potencjał drużyny taka dyspozycja może dziwić. Wszak głośno mówiono nawet o walce w Final Four. Oceniając siłę podopicznych Ivanovicia oprócz wspomnianego wyżej Huertasa należy również zwrócić uwagę na Fernando San Emeterio czy Mirzę Teletovicia. Bośniaka pamiętamy z Gdyni z jego celnych trójek. Pod koszem rządzi i dzieli Stanko Barac. Ze średnią ośmiu zbiórek na mecz zajmuje 3. miejsce w Eurolidze pod tym względem.
Dla jednych, jak i drugich jest to więc mecz ostatniej szansy. Kto ją wykorzysta? O tym przekonamy się w środowy, późny wieczór.
Mecz Caja Laboral - Asseco Prokom rozpocznie się w środę o godzinie 20.30 Transmisja w stacji Canal+.
Czy Biało - Czerwoni zatriumfują w stolicy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?