Czy kontakt z wielką sztuką, obrazami sławnych mistrzów - to w Gdańsku pieśń przeszłości? Wszystko wskazuje na to, że tak. Nie dla nas Monet, Utrillo, Van Dyck... Choć jeszcze parę lat temu, bo w 2004 roku gościła w Gdańsku wystawa "Transalpinum. Od Giorgiona i Dürera do Tycjana i Rubensa". Arcydzieła wypożyczono z jednej z najbogatszych kolekcji świata - wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum oraz z Muzeum Narodowego w Warszawie. W Gdańsku przez dwa miesiące dzieła mistrzów obejrzało przeszło 40 tysięcy osób. Przyszli, aby zobaczyć prace Rubensa, Tycjana. Zwiedzający najczęściej zatrzymywali się przed obrazem Caravaggio, "Cierniem ukoronowanie" i "Zimą" Giuseppe Arcimboldo, tajemniczego, XVI-wiecznego artysty (nazywanego klaunem swoich czasów).
W tym samym 2004 roku, tyle że latem, obrazy najwybitniejszych francuskich impresjonistów: Auguste'a Renoira, Edgara Degasa i Armanda Guillaumina na wystawie "Lekcja paryska" podziwiało 45 tysięcy osób. Zobaczyliśmy wówczas także postimpresjonistów: Henri de Toulouse-Lautreca, Maurice'a Utrilla, Pierre'a Bonnarda, Raoula Dufy'ego i Georgesa Braque'a. Arcydzieła przyjechały do Gdańska z Milwaukee Art Museum w Stanach Zjednoczonych. Najpiękniejszym i najcenniejszym dziełem były "Refleksy światła słonecznego" Claude'a Moneta. Aby zobaczyć Moneta, w muzeum przy Toruńskiej zjawiła się nawet żona ówczesnego prezydenta Jolanta Kwaśniewska, w towarzystwie prezydentowej Litwy Almy Adamkiene. Impresjoniści przyjechali do Gdańska w zamian za "Sąd ostateczny" Hansa Memlinga, który gościł wcześniej w Ameryce. Wystawę można było podziwiać tylko w Gdańsku.
Ekspozycje te były pożegnalnym prezentem odchodzącego na emeryturę dyrektora Muzeum Narodowego w Gdańsku Tadeusza Piaskowskiego. Choć odbyły się już za kadencji nowego dyrektora Wojciecha Bonisławskiego, stanowiły efekt starań jego poprzednika i pracowników muzeum. Przygotowania do takich wystaw trwają zwykle kilka lat. Gdy gdańszczanie podziwiali jeszcze "Transalpinum", narodził się już pomysł zorganizowania wystawy prac Flamandów z wiedeńskich muzeów.
- Wystawa "Transalpinum" okazała się tak wielkim sukcesem i odbiła się takim echem w Polsce, że jak najbardziej rysują się możliwości dalszej współpracy. Oczywiście, zależy ona od atrakcyjności proponowanych tematów. Pewne pomysły już się klarują - mówiła "Dziennikowi Bałtyckiemu" dyrektor" wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum.
I tak się stało, ale dopiero w 2008 roku. Według pierwotnej wersji ekspozycja miała być poświęcona wyłącznie Rubensowi. Potem okazało się, że sam Rubens to za mało, ponieważ część jego prac z kolekcji Kunsthistorisches Museum w Wiedniu ( jednego z trzech największych i najciekawszych muzeów na świecie) miała w tym czasie lecieć do Azji. Dobrano więc innych malarzy flamandzkich. Organizatorem wystawy było Muzeum Narodowe w Warszawie, przy współpracy muzeum w Gdańsku. I znów "Złoty wiek malarstwa flamandzkiego" w gmachu przy ulicy Toruńskiej obejrzały prawdziwe tłumy.
Mniejszym zainteresowaniem (15 tysięcy osób) cieszyła wystawa "Nowi Dawni Mistrzowie". Kosztowna, ale za to sprowokowała wiele kontrowersji i dyskusji, nie tylko w środowisku muzealników, i to w całej Polsce. Donald Kuspit (światowej sławy nowojorski krytyk sztuki) zebrał na niej 111 dzieł sztuki współczesnych artystów, nawiązujących do malarskiej tradycji. Do Pałacu Opatów w Oliwie przyjechały obrazy z dwudziestu zakątków świata. O jej zorganizowanie starała się m.in. Hiszpania, ale Kuspit chciał, by wszystko zaczęło się w Polsce, w Gdańsku.
Było minęło. Przed nami wizja podziwiania obrazów polskich malarzy i zapasów z muzealnych zbiorów. Jeśli chcemy oglądać Rubensa, Utrilla czy Tycjana, trzeba wyjechać za granicę lub.... kupić album z obrazami mistrzów.
- Dlaczego tak trudno jest zorganizować wystawę wielkich malarzy?
- Powodów jest kilka - odpowiada dyrektor Muzeum Narodowego w Gdańsku Wojciech Bonisławski. - Wspaniałe wystawy są zawsze tam, gdzie są wielkie zbiory, a Polska nie ma wielkich zbiorów, bo je utraciła. Od czasów potopu szwedzkiego Polska została z nich wyczyszczona. Nie było u nas wielkich dynastii ani wielkich rodów - wię nie było u nas wyjątkowych zbiorów. Niepowetowane straty ponieśliśmy podczas II wojny światowej. Druga sprawa to ogromne koszty tych wystaw. To też sprawa nowoczesnych aranżacji ekspozycji i bardzo drogiego ubezpieczenia. Kiedy do Gdańska na wystawę Transalpinum przyjechały obrazy warte miliony, ubezpieczenie ekspozycji kosztowało krocie... To samo dotyczyło impresjonistów i flamandzkich mistrzów.
- A jednak wszystkie te wystawy jakoś udało się zorganizować. W Gdańsku mamy wielki atut, jakim jest tryptyk "Sąd ostateczny" Hansa Memlinga - przekonujemy.
- Ale on nie może często wędrować... Niektórzy uważają, że nie powinien wcale opuszczać Gdańska, a jeżeli już, to powinny obowiązywać długie odstępy czasu między jego wyjazdami.
Jest normalną praktyką, że muzea w całym świecie wymieniają się dziełami. Ty pożyczasz, tobie pożyczają. Jesienią otwarto wielką wystawę malarstwa włoskiego w Luwrze "Rywalizacja w Wenecji". Prezentują się na niej liczące się muzea, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi.
Kiedy Memling był wypożyczany muzeum amerykańskiemu czy wiedeńskiemu, mogliśmy liczyć na to, że z rewizytą pojawią się u nas arcydzieła malarstwa. Jeśli nie można się chwytać tego sposobu zbyt często, co pozostaje tym, którzy chcieliby w Gdańsku od czasu do czasu pozwolić sobie na tę odrobinę luksusu, jaką jest obcowanie z arcydziełami malarstwa?
- Kiedy robi się pobieżne podsumowanie kultury na Pomorzu w ciągu ostatnich kilku lat, można pokusić się o stwierdzenie, że jeżeli chodzi o teatr czy muzykę, to bardzo urośliśmy - mówi dyrektor Departamentu Kultury i Sportu Urzędu Marszałkowskiego Władysław Zawistowski. - I teatry, i Państwowa Opera Bałtycka, mają świetną publiczność, dużo dobrych premier, koncertów, pojawiają się znakomite, czasem nawet światowej rangi nazwiska. Jeśli natomiast chodzi o muzea, to przede wszystkim trzeba pamiętać, że minione lata były dla nich czasem transformacji i wielu inwestycji. Co do wielkich wystaw, to obawiam się, że w przewidywalnej przyszłości nie czeka nas nic takiego, co można by nazwać hitem.
20 mln euro - tyle był wart najdroższy na wystawie "Transalpinum" obraz Jana van Eycka.
40 tys. - wystawa "Transalpinum" przyciągnęło do muzeum tylu zwiedzających.
45 tys. - tyle osób obejrzało wystawę "Lekcja paryska", z obrazami impresjonistów.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?