Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Miała umrzeć". Nowa książka gdyńskiej autorki Ewy Przydrygi

red
Ewa Przydryga.
Ewa Przydryga. materiały prasowe
Thriller "Miała umrzeć" to nowa propozycja mieszkającej w Gdyni autorki Ewy Przydrygi. Akcja książki toczy się w Trójmieście, a historia ta nie jest pozbawiona rodzinnych sekretów i intryg.

Autorka tej pozycji postanowiła uchylić rąbka tajemnicy, w jaki sposób pracowała nad nowym thrillerem, a także, co skłoniło ją do przeprowadzki do Gdyni. Dla miłośników jej twórczości Ewa Przydryga przygotowała też niespodziankę. Trzy pierwsze osoby, które na adres mailowy [email protected] prześlą prawidłową odpowiedź na pytanie, jakie są tytuły co najmniej dwóch innych książek tej autorki, otrzymają w prezencie egzemplarz "Miała umrzeć".

Pani poprzednia książka “Bliżej niż myślisz” spotkała się z dużym uznaniem. Czytelnicy thrillerów okrzyknęli ją jedną z najlepszych książek 2020 roku. Zdążyła się jednak już Pani podzielić się nową historią. To dość zawrotne tempo!

Kiedyś faktycznie uznałabym, że jest to zawrotne tempo. Ale odkąd moje myśli nieustannie błądzą w alter świecie wyobraźni, pół roku to mój średni czas pracy. Pierwszy miesiąc poświęcam zwykle na zbieranie inspiracji, układanie fabuły i konsultacje z ekspertami z dziedziny psychologii i kryminalistyki. Następnych pięć miesięcy pochłania praca nad tekstem, zwykle od kilku do kilkunastu godzin dziennie, w zależności od dnia, weny i mojej fizycznej wytrzymałości, którą zwykle pobudzam gorącą kawą w ilości zależnej od spędzonego przed komputerem czasu.

“Absolutnie nieodkładalna, genialna, wbija w fotel “ - takie opinie pojawiają się wśród pierwszych recenzentów. Czy powoduje to presję?

Oczywiście. Z jednej strony takie słowa są ogromną nobilitacją i wyczekiwanym uwieńczeniem mojej pracy, a z drugiej mam świadomość, że nie wolno mi zawieść powierzonego zaufania. W parze z tą presją idą również nadzieje, jakie sama w sobie pokładam. To chyba budzący się we mnie syndrom niespokojnego umysłu, który nakazuje mi zawieszać sobie poprzeczkę coraz wyżej i zaskakiwać siebie oraz Czytelników nowymi pomysłami i rozwiązaniami twórczymi.

Zapowiadając najnowszą książkę powiedziała Pani, że będzie emocjonalnie, mrocznie i duszno. Czego jeszcze mogą się spodziewać Czytelnicy?

To wielowątkowa podróż przez mroczne zakamarki ludzkiej psychiki w poszukiwaniu skrzętnie skrywanych sekretów. W „Miała umrzeć”, podobnie jak w moich pozostałych książkach, wiele miejsca zajmują też rozrastające się w dorosłym życiu traumy z dzieciństwa i naznaczone silnymi, także destrukcyjnymi, emocjami relacje. To także opowieść o konsekwencjach błędnych wyborów, o zbrodni, o winie, o próbie odkupienia. W „Miała umrzeć” nie zabraknie też tego, czego potrzebujemy najbardziej - miłości, potrzeby akceptacji i samorealizacji.

Co skłoniło Panią do przeprowadzki do Trójmiasta? Za co pokochała Pani Gdynię?

Trzy lata temu znalazłam się w dość przełomowym momencie swojego życia i bardzo potrzebowałam zmiany, która, jak się okazało, była wejściem w całkiem nowy etap. Zostawiłam w Poznaniu rodzinę i dobrze płatną posadę, a wraz z nią to, co znane i bezpieczne. Z nadzieją, że będę mogła realizować swoją pisarską pasję, wyjechałam do Gdyni. Pokochałam ją za jej otwarte przestrzenie, za morze, bezkresne i wszechmocne, które jednocześnie nauczyło mnie pokory i spojrzenia na życie z nieco innej perspektywy. Za naznaczone historią miejsca, otwartych, życzliwych ludzi i za moc twórczych inspiracji. A to jedynie zalążek zalet, jakie ma w sobie to miasto.

Turystyczny gwar pomaga czy przeszkadza w pisaniu?

Pomaga i przeszkadza, w zależności od sytuacji. Z pewnością pomaga, gdy szukam inspiracji. Tętniąca życiem Gdynia wypełnia się latem ludźmi, śmiechem, radością i barwną różnorodnością. Przemykam tam niezauważona i zbieram inspiracje, z towarzyszącym mi nieodłącznie notatnikiem. Na kolejnych etapach, porządkowania fabuły, a następnie pisania, bardziej cenię spokój, bo tylko wtedy potrafię odpowiednio zebrać myśli.

Na łamach najnowszej książki powraca nie tylko Gdynia, ale i rodzinne tajemnice. To częsty motyw w Pani książkach. Dlaczego?

Zło to nie tylko psychopaci, zepsuci do szpiku wykolejeńcy, to także urocze, białe domki, obsadzone na ganku kwiaty i dramaty rozgrywające się za zamkniętymi na trzy spusty drzwiami. Od zawsze interesował mnie człowiek, w całej swojej złożoności, a szczególnie to, czego o sobie nie mówił, czego nie pokazywał, tylko tajemnica, jaką ze sobą niósł. Rodzina to nasz mikroświat, środowisko dla nas najważniejsze, w którym czujemy się swobodnie i bezpiecznie, a przynajmniej powinniśmy. A co jeśli tak nie jest, jeśli nasz dom staje się polem minowym? Takie historie staram się w swoich książkach pokazać.

Jak wygląda Pani proces twórczy? Ma pani jakieś rytuały? Podobno zwyczajowo pisze Pani nocą?

Moje moce twórcze odpalają się zwykle po północy. Bywa, że, jeśli wena się tego dopomina, zarywam niejedną nockę, i kładę się spać wraz z nadejściem bladego świtu. Nie potrafię się obejść bez muzyki. Piszę zwykle z wpiętymi w laptopa słuchawkami. Rodzaj muzyki i wykonawca mają dla mnie ogromnie znaczenie. Słucham tylko tych brzmień, które płyną synchronicznie z moimi myślami i wprawiają mnie w odpowiedni nastrój. Inaczej nie potrafiłabym się skupić. Przy moim boku znajduje się zawsze także tablica korkowa z powpinanymi w nią kolorowymi fiszkami scen, mój tajny notatnik i … Chili, mój pies, a często także i kompan w szukaniu nowych inspiracji.

Czy obca osoba, mijana na ulicy, może stanowić inspiracje? Ile czerpie Pani z codziennego życia?

Zwykle to właśnie „na ulicach” znajduję najwięcej inspiracji do swoich książek. Szczególnie gdy tworzę sylwetki swoich bohaterów. Coś, co może wydać się nieszczególnie istotne i często mija niezauważane, drobne gesty, tembr głosu, śmiech, błysk w oku, dla mnie stają się najważniejszą bazą do tworzenia bohaterów. Dzięki temu z tworów z wyobraźni przeistaczają się oni w ludzi z „krwi i kości”. Pamiętam, że będąc jeszcze nastolatką, podczas swojej pierwszej wycieczki do Paryża, zafascynowały mnie nie tyle zabytki, co ludzie, tak różnorodni i multikulturowi. To dzięki nim zrezygnowałam ze zwiedzania muzeów i przez cały dzień jeździłam jedną linią metra, by móc lepiej przyjrzeć się paryżanom. Zastanawiałam się kim są, dokąd jadą, co ich cieszy, jakie sekrety skrywają się za smutkiem w ich oczach. Generalnie wierzę, że w codzienności znajduje się cała masa inspiracji, trzeba je tylko dostrzec.

W jednym z wywiadów stwierdziła Pani, że skazy i niedoskonałości czynią nas bardziej ludzkimi, innymi niż wszyscy. Tych skaz nie brakuje też głównej bohaterce, Adzie.

Przez swoją złożoną osobowość i naznaczone traumą dzieciństwo, a później i dorastanie, Ada i jej poczynania z pewnością będą wzbudzać skrajne emocje - od zrozumienia poprzez ostrą krytykę. Przychodzimy na świat jako czyste płótno, któremu to z początku najbliżsi pokazują świat, uczą miłości i społecznych zachowań. Jeśli na tym etapie dojdzie do dysfunkcji, tak jak w przypadku Ady, istnieje duża szansa, że młody człowiek zaczyna się staczać równią pochyłą w dół. W moim odczuciu Ada nie jest zła. Jest kochającą, troskliwą siostrą, lojalną wobec przyjaciół. Ale jest także dziewczyną poranioną, którą błędne wybory doprowadziły nad samą krawędź, a w rezultacie do ogromnej tragedii. Które z wcieleń tej dziewczyny, troskliwe czy demoniczne, okaże się tym prawdziwym, i które przekona do Ady, bądź zniechęci do niej Czytelników? Sama jestem tego ciekawa.

Duży wpływ na emocjonalny odbiór książek ma narracja pierwszoosobowa. W “Miała umrzeć” idzie Pani jeszcze o krok dalej - przeplatają się ze sobą dwie narracje w pierwszej osobie. Co dzięki temu zabiegowi udało się Pani osiągnąć?

Narracja pierwszoosobowa daje mi szansę na wejście pod skórę swoich bohaterów, z której to możliwości zawsze korzystam. Podobno jestem empatą, czyli osobą współodczuwającą, potrafiącą trafnie wczuć się w nastrój innych. To bardzo przydaje mi się w pisaniu, ale jest także obarczone pewnym ryzykiem. W gatunku w jakim się poruszam, thrillerze psychologicznym, bohaterowie zwykle obarczeni są trudnymi emocjami, strachem, smutkiem, złością, agresją. Wczuwając się w trakcie pisania w ich problemy, przeżywam dokładnie to samo, co oni. Nie zrezygnowałabym jednak nigdy z tej możliwości, dzięki temu mogę przedstawić swoich bohaterów w jeszcze bardziej wiarygodny sposób. Nawiązuje się między mną, a nimi wtedy jeszcze silniejsza więź sympatii i zrozumienia, a w przypadku czarnych charakterów, zwykle silnej awersji, choć przecież również i oni mają swoje motywacje, i to też staram się rzetelnie pokazać.

W “Bliżej niż myślisz” pisała Pani o toksycznej relacji Niki z matką. W najnowszej książce nakreślona jest relacja Leny, która jest sierotą, z zimną i oschłą ciotką. Zakładam, że nieprzypadkowo?

Tak, jak wspominałam wcześniej, lubię obracać się w kręgach rodzinnych tajemnic. Więź rodzicielska, albo więź łącząca rodzeństwo, to jedne z ważniejszych relacji w naszym życiu, rzutujące potem także na relacje partnerskie w dorosłości i na relacje, jakie budujemy z innymi ludźmi. Przypomina to trochę efekt domina. To, co wyniesiemy w dzieciństwie, kopiujemy, świadomie lub nie, także później. Albo za wszelką cenę przed tym uciekamy. Nika i Lena usiłują wydostać się właśnie z takiej matni.

Po ośmiu godzinach pracy większość ludzi prowadzi odrębne, prywatne życie. W przypadku zawodów artystycznych chyba ciężko wyznaczyć granicę?

To prawda. Śmieję się czasem, że żyję w dwóch równoległych światach. Tym, w którym twardo stąpam po ziemi, i tym alternatywnym, który tworzę w swojej głowie. Bywa, że czasem się one przenikają, na przykład wtedy, kiedy robię zakupy lub załatwiam sprawunki, a nagle dopada mnie ciekawa myśl. Wyciągam wtedy z torebki mój tajemny notatnik, by myśl mi nie uciekła, rzucam wszystko i ją zapisuję. Czuję, że dla niewtajemniczonych przypatrujących mi się z boku ludzi to może wyglądać dość komicznie. Ale to też element mojej twórczej pracy i między innymi za to ją uwielbiam. Za spontan i nieprzewidywalność

Czy zaczynając pisanie nowej książki ma Pani dokładnie zaplanowane losy bohaterów? Zna Pani zakończenie?

Tak, zdecydowanie! Zanim rozpocznę pracę nad tekstem, wieszam nad biurkiem wypełnioną kolorowymi karteczkami tablicę korkową. W życiu prywatnym zwykle bardziej, niż skrupulatnym planowaniem, kieruję się intuicją i spontanicznymi wybuchami energii. Ale na etapie tworzenia fabuły, staram się pracować analitycznie. Przypomina to trochę układanie puzzli. Kiedy wszystkie kolorowe karteczki zapełnią się słowami i staną się fiszkami scen, część z nich wyrzucam i raz jeszcze tasuję. Kiedy czuję, że jest dobrze, że motywy działania moich bohaterów są właściwe, napięcie utrzymane, a zakończenie gotowe, to zostawiam je w spokoju i zabieram się za pisanie.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto