Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto w Gdyni wiedział o molestowaniu? Szokujące doniesienia

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Mieli podejrzenia, że podopieczni gdyńskich domów dziecka molestują się nawzajem, a nie zgłosili tego władzom miasta, Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej ani też prokuraturze - tak szokujące zarzuty wysuwa prezydent ...

Mieli podejrzenia, że podopieczni gdyńskich domów dziecka molestują się nawzajem, a nie zgłosili tego władzom miasta, Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej ani też prokuraturze - tak szokujące zarzuty wysuwa prezydent Gdyni wobec byłych pracowników Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Dzieci Krzywdzonych w Gdyni.

Gdyńscy włodarze zawiadomili wczoraj prokuraturę i chcą, aby śledczy zbadali, czy pracownicy założonego przez samorząd SOW, zatajając tak bulwersujące informacje, nie dopełnili swoich obowiązków.

- To bzdura, było dokładnie odwrotnie - twierdzi tymczasem jeden z najbardziej doświadczonych psychologów, pracujących do niedawna w SOW (nie godzi się na publikację nazwiska).

Były pracownik twierdzi, że wielokrotnie informował o wykrytych nieprawidłowościach w Domu Dziecka w Gdyni Demptowie, jak i w rodzinnych domach w Gdyni kierownictwo MOPS i władze miasta. Utrzymuje, że sprawy były zgłaszane do prokuratury i sądów rodzinnych, choć kierownictwo MOPS odwodziło SOW od tego pomysłu.

- Na tle nieporozumień z MOPS atmosfera w SOW zrobiła się na tyle nieznośna, że pięciu psychologów, w tym ja, kilka tygodni temu zrezygnowało z pracy. Ciągle nasyłali nam kontrole, bo nadepnęliśmy władzom miasta na odcisk. Sprawa stała się na tyle bulwersująca, że zawiadomiliśmy o niej rzecznika praw dziecka. Efekt był jednak taki, że w odwecie zwolniono kierownika SOW - mówi psycholog.

Były pracownik dodaje, że MOPS i władze Gdyni nie chciały nawet słyszeć o tym, że w domach dziecka może dziać się coś złego, m.in. dlatego, iż wicedyrektorem MOPS jest były dyrektor Domu Dziecka w Demptowie. - Wykrywając przypadki molestowania w pewien sposób podważyliśmy więc jego kompetencje - mówi były pracownik SOW.

- My mieliśmy idee i zapał do pracy, ale nasz zespół zniszczono. Chcieliśmy doprowadzić do rozwiązań systemowych, w których dzieci po przebytej traumie byłyby rozdzielane i nie umieszczane w jednym domu, bo właśnie między takimi podopiecznymi, kiedyś już skrzywdzonymi i mającymi nie ze swojej winy poważne zachwiania seksualne, dochodzi do przypadków molestowania. Władze miasta nie dopuszczały jednak do siebie myśli, że tak szokujące incydenty mogą być niemal na porządku dziennym.

Byli pracownicy SOW twierdzą, że gdy wskazali na nieprawidłowości w jednym z rodzinnych domów dziecka, zamiast rozwiązać problem - zlikwidowano placówkę, a opiekun dzieci usłyszał, że nie potrafi się nimi opiekować.
- Bo władze Gdyni boją się spojrzeć prawdzie w oczy i zaaprobować stwierdzony przez specjalistów fakt takich zaniedbań - twierdzi jeden z psychologów.

- W mieście panuje propaganda sukcesu. Gdynia ma być piękna i bogata, a problemów lepiej nie upubliczniać. Ale już niedługo, bo sytuacją, do której doszło w Gdyni, interesuje się obecnie środowisko psychologów w całej Polsce. Odbieram mnóstwo telefonów. Jestem pewna, że sprawy zgłaszane do prokuratury, sądów rodzinnych i rzecznika praw dziecka wkrótce wypłyną na wierzch.

Michał Guć, wiceprezydent Gdyni, słowami byłych pracowników SOW jest zbulwersowany.
- Ani mnie, ani kierownictwu MOPS nikt nigdy nie zgłaszał przypadków molestowania w domach dziecka - mówi Guć. - Jedyny wniosek do prokuratury złożony przez SOW okazał się pomówieniem - prokuratura w sierpniu umorzyła to śledztwo. Pracownicy SOW opowiadali o teoretycznych zagrożeniach, jakie niesie za sobą przebywanie dzieci w placówkach, ale pytani o to, czy odkryli konkretne przypadki, zawsze odpowiadali przecząco. Zarówno kierownictwo MOPS, jak i władze Gdyni są zdania, że rzeczywistym powodem odejścia z pracy psychotraumatologów był fakt, iż zaczęto ich skrupulatniej rozliczać z czasu i efektów pracy.

- Pełne, etatowe 8 godzin mieli spędzać w murach ośrodka - mówi Mirosława Jezior, dyrektor MOPS. - Nie chcieli, tłumaczyli, że część obowiązków chcą wykonywać w terenie.
- Niektóre osoby pobierały pełną pensję, a przychodziły do pracy na pięć godzin - dodaje Guć. - Gdy postanowiliśmy ukrócić ten zwyczaj, złożyli wypowiedzenia. Generalnie do pracy SOW mieliśmy wiele uwag. Odmawiali współpracy z innymi placówkami, a także z sądem, wpływało na nich dużo skarg.

Marzanna Majstrowicz, prokurator rejonowy w Gdyni, nie była w stanie wczoraj zweryfikować, czy pracownicy SOW rzeczywiście, jak mówią, składali w prokuraturze zawiadomienia o przypadkach molestowania dzieci w domach dziecka.
- Faktem jest, że prowadzimy dość sporo spraw dotyczących molestowania - mówi Majstrowicz. - Ale trudno mi powiedzieć na gorąco, czy zawiadamiała o nich szkoła, rodzice dzieci, pedagodzy czy ktoś inny.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto