Konflikt wokół gruntu pod Centrum Handlowym Batory w Gdyni

Pełnomocnik części kupców z Centrum Handlowego Batory w Gdyni, Tomasz Urbaś zablokował wczoraj transakcję nabycia od miasta gruntu pod tym obiektem przez skłóconą z handlowcami spółkę. Ciężkie armaty wytoczone zostały także przeciwko władzom Gdyni.

Urbaś oraz gdyński poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Kozak zarzucili im, że chcą sprzedać obiekt po drastycznie zaniżonej cenie.
Kozak nie wyklucza skierowania sprawy do prokuratury.
Kupcy, jak ujawniliśmy we wczorajszym "Dzienniku Bałtyckim", nie mogą dogadać się z zarządcą obiektu, spółką CH Batory, która uzyskała zgodę Rady Miasta i prezydenta Gdyni na bezprzetargowe nabycie ziemi pod domem handlowym. Choć handlowcy zainwestowali w budowę centrum łącznie około 5 mln dolarów i spółka podpisała z nimi w zamian umowy gwarantujące odsprzedanie im lokali handlowych na własność po zakupieniu gruntu, dziś nikt nie chce z nimi rozmawiać. Kupcy boją się, że przedstawiciele spółki po przejęciu gruntu będą próbowali zwrócić im koszty poniesionych nakładów na budowę i nie oddadzą lokali na własność, a potem drastycznie podniosą kwoty dzierżawy, aby pozbyć się ich.
W tej przepychance pojawił się wczoraj niespodziewanie jeszcze jeden gracz: to potomkowie przedwojennych właścicieli trzech działek pod Batorym, którzy po II wojnie światowej zostali z nich wywłaszczeni. Do wczoraj mieli w myśl prawa czas na przedstawienie miastu oferty pierwokupu gruntów. Skorzystali z niego w ostatniej chwili, udzielając pełnomocnictwa do złożenia dokumentów Urbasiowi.
- Transakcja sprzedaży gruntu spółce CH Batory została więc zablokowana i teraz władze Gdyni będą musiały usiąść z nami do stołu negocjacyjnego - mówi Urbaś. - Chcemy, aby trzy kluczowe działki pod Batorym zostały sprzedane spadkobiercom właścicieli, potem odkupione przez spółkę po wyższej cenie w ramach rekompensaty za zagrabione kiedyś tym ludziom nieruchomości, a jednocześnie aby spółka przystała na odsprzedaż handlowcom lokali na własność, od czego obecnie się uchyla. Wtedy wszyscy będą zadowoleni i sprawiedliwości stanie się zadość. Jeśli nasza propozycja nie zostanie uwzględniona, zaczną się przepychanki prawne i kłopoty, a to nikomu nie będzie służyć.
Urbaś twierdzi też, że miasto chciało sprzedać spółce dom handlowy po zaniżonej cenie.
- Wartość terenu (6,5 mln zł) i koszt poniesionych nakładów na budowę, których spółka nie musiałaby jednak uiścić, bo sama budowała obiekt, wyliczono na 44 mln zł - mówi Urbaś. - Tymczasem dom handlowy wart jest ponad 100 mln zł. Dziwię się, że w taki sposób sprzyja się spółce, która reprezentuje już nie interesy kupców, ale banku z kapitałem irlandzkim.

Zarzuty odpiera Tomasz Banel, naczelnik Wydziału Polityki Gospodarczej i Nieruchomości Urzędu Miasta Gdyni.
- Teren wystawiliśmy na sprzedaż za nawet wyższą kwotę niż ta widniejąca w operacie szacunkowym, sporządzonym przez rzeczoznawcę majątkowego - mówi Banel. - Nie ma podstaw, aby podważać taką wycenę. Oferty pierwokupu części gruntu, złożonej przez spadkobierców byłych właścicieli, komentować nie chcę, bo jeszcze jej nie widziałem.
Spółka CH Batory SA zamieszania wokół spraw własnościowych, związanych z obiektem, również nie chce komentować.