Gdynia: Chiny i Budapeszt, czyli gdyńskie dzielnice biedy. Tam zaczęła się historia
sc]Każdy spał tam, gdzie się dało[/sc] Na 93 baraki zbudowane w Budapeszcie, dzielnicy, którą tworzyły m.in. ulice Śląska, Warszawska i Witomińska, aż 83 były zbudowane spontanicznie i nielegalnie. Jak opisał to Melchior Wańkowicz w "Wiadomościach Literackich" w 1937 roku, Budapeszt był to "stok błotnisty jakiegoś wąwozu, na którym stoją klitki z dykty, z papy, z blachy falistej, ze skrzyń, w których okrętami przywożono samochody ze starych łodzi. Nad tym dymią blaszane rurki piecyków gazowych. Uliczka wąska, błotnista, nie objęta planami zabudowy, nie zabrukowana, nie oświetlona, nie skanalizowana, korzystająca za opłatą od wiadra z pompy ulicznej wodociągowej. Teren pochyły, więc gdy deszcz pada, klitki dolne podmakają. Podłóg w nich nie ma." - To i tak niezłe warunki - mówi Bartosz Gondek, historyk i dziennikarz. - Ci, którzy przyjeżdżali na samym początku, mieszkali pod tym, co sobie znaleźli. Jak na przykład Edward Obertyński m.in. oficer 1 Morskiego Pułku Strzelców II RP - przyp. red.], który zaczynał swoją gdyńską karierę od noclegów w dużej rurze kanalizacyjnej. Chińskie blaszanki i budyChińczykami byli mieszkańcy ulic m.in. Portowej, Świętego Piotra, Żeromskiego i Waszyngtona. - Było to samo centrum miasta, w pobliżu portu, co miało duże znaczenie dla robotników i dla tych, którzy czekali na pracę - mówi Małszycki. - Jednak na przełomie lat 1930-1931 władze doszły do wniosku, że taka bieda nie może się znajdować w centrum miasta. Zapadła decyzja o przenosinach "chińczyków" na Witomino. Oni zresztą też byli szczęśliwi z tego powodu. POLECAMY: Wspominamy Stare Kina w Gdyni