Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski: Kliknęli mu lajka

Patryk Szczerba
Tomasz Bołt
Z Zygmuntem Zmudą-Trzebiatowskim, zwycięzcą naszego plebiscytu na Najpopularniejszego Radnego Gdyni - rozmawia Patryk Szczerba.

Czy trudno jest namawiać osoby, wyborców, do takiej formy aktywności, jak głosowanie za pomocą internetu? Jak Pan namawiał znajomych?

Pewnie, że trudno, bo to podobne do znanej odzywki ze "Shreka": "Wybierz mnie, wybierz mnie!". Dla mnie takie sytuacje są kłopotliwe. Dlatego uznałem, że to trzeba potraktować przede wszystkim jako okazję do dobrej zabawy, a przy okazji do zainteresowania grona ludzi pracami samorządu. Część z nich dzięki plebiscytowi poznała skład Rady Miasta i może teraz nieco uważniej będzie przyglądać się jej pracy. A jak namawiałem? Bez gróźb i szantaży - ostrzegałem tylko lojalnie, że pojawia się tam moja - łagodnie mówiąc - mało atrakcyjna fotografia. Mogę nawet żartobliwie powiedzieć, że wygrałem POMIMO zdjęcia. Zaangażowała się duża ekipa i to mnie bardzo cieszy. Dlatego, korzystając z okazji, jeszcze raz im dziękuję, szczególnie tym, których nie poznałem osobiście, a którzy zaufali rekomendacji naszych wspólnych znajomych.

Tytuł Najpopularniejszego Radnego to dla Pana pokaz tego, że w internecie łatwiej zmobilizować elektorat, jeśli ma się sporo sieciowych znajomych, czy jednak wyraz jakiejś formy zaufania w stosunku do Pana osoby?

Zobacz pełne wyniki plebiscytu

Plebiscyt był zabawą i tak to traktuję, ale sądzę, że osoby, które na mnie głosowały, obdarzyły mnie swoim zaufaniem. Niektóre stwierdziły, że dzięki temu może być mi łatwiej działać skutecznie - bo to skuteczność jest kluczem i to ją weryfikują mieszkańcy co cztery lata. Znam osoby, które o udział w zabawie były proszone przez kilkoro radnych, a głosowały na mnie - to też wybór i oznaka zaufania. Takie zaufanie wprost wyraziło wiele z osób - to bardzo cenne i zobowiązujące, mimo zabawowej konwencji. Natomiast taki plebiscyt miałby większą wartość pod koniec kadencji - ocenianie popularności radnych, pełniących tę funkcję od czterech miesięcy, nie jest chyba możliwe i pozostaje tylko listą obecności znajomych. No i chyba nie o popularność chodzi jednak w służbie społecznej.

Jest Pan chyba jednym z najbardziej, jeśli nie najbardziej otwartym na internet samorządowcem w Gdyni. Czy to procentuje także poza siecią, w rozwiązywaniu spraw mieszkańców i interwencjach w ich sprawie?

Stawiam sprawę odwrotnie. Jestem osobą otwartą, kontaktową, bardzo ceniącą sobie bezpośrednie kontakty, rozmowy, wymianę myśli czy wspólne rozwiązywanie problemów - szukam okazji do kontaktu z mieszkańcami, do bycia blisko nich. Internet to tylko jedno z narzędzi, które to umożliwia, więc z niego korzystam. Natomiast spraw mieszkańców przez internet się nie załatwia - nic nie zastąpi osobistego spotkania i zrozumienia problemu. Dla interwencji w sprawach mieszkańców kluczowa jest dostępność radnego - w tym internet oczywiście pomaga - ale także osobiste zaangażowanie, znajomość problemu i skuteczność. Mieszkańcy proszą o pomoc, bo wiedzą, że jestem z tej samej dzielnicy, znam temat i udowodniłem, że umiem być skuteczny, a nie dlatego, że mam bloga, stronę, jestem na GG czy hasam po Facebooku.

Szukamy niebezpiecznych przejść dla pieszych w Gdyni

Czy aktywność radnych Gdyni w sieci powinna być większa? A może nie jest z nią tak źle, jak czasem przedstawiają ją zwłaszcza młodzi mieszkańcy, którzy często nie idą na wybory, bo nie znają kandydatów ani ich programu?

Aktywność zawsze może być większa, choć uważam, że mamy tu stały rozwój - w tej kadencji jest wielu młodych radnych, dla których internet jest naturalnym środowiskiem pracy i działania. Natomiast nadal ważniejsze jest pozyskiwanie wyborców organiczną pracą, osobistymi kontaktami, byciem w dzielnicy, wspieraniem rad dzielnic. Aktywność w sieci powinna być wtórna - to raczej odbicie realnej działalności, którą warto opisać, podsumować i pozwolić ludziom skomentować, uzyskać od nich podpowiedź. Swoją drogą aktywność obywatelska wymaga od mieszkańców czegoś więcej, niż czekania, aż ktoś im podsunie pod nos swój program czy pomysł. Wielu radnych jest aktywnych w internecie, a wielu wyborców i tak nie ma pojęcia o ich istnieniu i o tym, w jakich sprawach radni mogliby im pomóc. Aby samorząd lokalny miał sens i działał dla ludzi i w ich interesie, potrzebne jest zainteresowanie i aktywność wszystkich: wyborców i tych, których wybrali. Zachęcam mieszkańców, by zainteresowali się tematem: do radnego warto wysłać e-maila, ale warto spojrzeć mu prosto w oczy na dyżurze, podpowiedzieć, podzielić się troską, wskazać problem do rozwiązania.

Jak by Pan zachęcił radnych, samorządowców, polityków, którzy nie wierzą wciąż, że internet zmienia naszą rzeczywistość i warto poświęcić czas, by szukać w nim informacji oraz kontaktować się z wyborcami, do tego, żeby nie bali się komputera?

Jako harcerz wiem, że najlepszym argumentem jest przykład własny. Dzięki internetowi osobiście wychwyciłem kilka tematów do interwencji i nawiązałem sporo ciekawych, gdyńskich znajomości. Swoją drogą, myślę, że w Gdyni nie jest źle: wszyscy niemalże radni mają adresy e-mailowe, kilku z nich własne strony, kilka osób blogi, kilkanaście osób jest aktywnych na Facebooku, rozwijana jest strona Kochamgdynie.pl - to wszystko jest ważne i działa, myślę więc, że grono e-radnych będzie rosło. Warto pamiętać, że internet jest świetnym medium, ale przynosi ono korzyści tylko tym, którzy są autentyczni. Podróbkę i sztuczność widać w sieci na kilometr. Jak ktoś zakłada stronę na czas wyborów albo chwilę przed nimi zaczyna lansować się na fejsie, to mówiąc językiem tego medium - ludzie nie klikną mu "lajka" [w wolnym tłumaczeniu na język mniej obeznanych z internetowym slangiem - nie polubią go - dop. red.]. Z kolei tym, którzy nadal nie są przekonani do tej formy aktywności i kontaktu z mieszkańcami, wróżę, niestety, los dinozaurów. Sympatyczne to zwierzęta, ale nie przetrwały.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto