Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zniszczono pomnik bohatera pomorskiego ruchu oporu! - Piotr Szubarczyk

Piotr Szubarczyk, IPN oddział Gdańsk
W Gołubiu Kaszubskim, w powiecie kartuskim, został zniszczony pomnik legendarnego przywódcy Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski – por. Józefa Dambka „Lecha”.

W Gołubiu Kaszubskim, w powiecie kartuskim, został zniszczony pomnik legendarnego przywódcy Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski – por. Józefa Dambka „Lecha”. Pomnik, poświęcony w roku 1994 przez sufragana diecezji pelplińskiej ks. biskupa Piotra Krupę, był miejscem corocznych, patriotycznych spotkań, w rocznicę śmierci por. Dambka, zamordowanego przez agenta Gestapo Hansa Kassnera vel Kaszubowskiego 4 marca 1944 r.

Pomnik wystawiono w roku 1972. Starania środowiska dawnych żołnierzy Gryfa oraz rodziny Józefa Dambka trwały całe lata, począwszy od roku 1956, gdy powstało Zrzeszenie Kaszubskie (dziś Zrzeszenie Kaszubsko – Pomorskie), ale dopiero upadek Gomułki i osłabienie pozycji twardogłowych nadzorców najnowszej historii z UB umożliwiły dokonanie tego symbolicznego aktu – dokładnie w miejscu śmierci przywódcy Gryfa, nad Jeziorem Dąbrowskim w Gołubiu. Władze zadbały jednak, by miejsce pamięci o poruczniku i jego podkomendnych nie stało się zbyt znane. Gryf Pomorski tępiony był bowiem w pierwszych latach powojennych ze szczególną zaciekłością przez NKWD i UB, tak samo jak wcześniej przez Gestapo! Doszło nawet do symbolicznego aktu współpracy Gestapo z komunistyczną bezpieką. Morderca Józefa Dambka został po wojnie przewerbowany i z agenta Gestapo stał się groźnym, wieloletnim agentem NKWD-UB! Obawiano się legendy Gryfa – organizacji narodowej, katolickiej, odpornej na komunistyczną infiltrację. Pozwalano jedynie na lokalne uroczystości, pod enigmatycznymi hasłami uczczenia „bohaterów walki z hitlerowskim najeźdźcą”. Pamiątkowa tablica na pomniku z roku 1972 informowała, że jej fundatorami są „Harcerze”. Nosiła datę 1970, ale pomnik stanął realnie dopiero w 1972 r. Jeszcze przez dwa lata władze komunistyczne zastanawiały się, czy to nie zaszkodzi ich propagandzie oraz kreowanej przez nich po wojnie historii Gryfa, wedle której ostatnim komendantem organizacji był Aleksander Arendt – po wojnie komendant MO w Kartuzach, zasłużony „w walce z reakcyjnym podziemiem”! Komuniści dopuścili się nawet fałszowania po wojnie dokumentów organizacyjnych Gryfa. Było o co walczyć. Gryf Pomorski był największą, wielotysięczną organizacją ruchu oporu na Pomorzu, samodzielną, lecz uznającą zwierzchność rządu RP na uchodźstwie i naczelnego wodza.

Miejsce pamięci
Po roku 1990 miejsce śmierci por. Dambka nad Jeziorem Dąbrowskim nabrało szczególnego znaczenia dla Kaszubów. Do skromnego pomnika z roku 1972 dodano wielki krzyż, podkreślający przywiązanie Gryfa do wartości chrześcijańskich i wierność Kościołowi, który był wymieniony nawet w rocie przysięgi („rozpocznę walkę dla oswobodzenia Ojczyzny i Kościoła katolickiego”). Zmieniono też „harcerską” tablicę na proste epitafium poświęcone „Lechowi”, umieszczone na pięknej, mosiężnej tablicy, przyozdobionej pomorskim gryfem. Z każdym rokiem przybywało uczestników uroczystości 4 marca, w rocznicę śmierci przywódcy. Najokazalsze były uroczystości w roku 1994, gdy biskup Piotr Krupa poświęcił krzyż i cały odnowiony pomnik, oraz w roku 2004, w 60 rocznicę śmierci por. Dambka. Wśród uczestników uroczystości w gołubskim kościele oraz pod pomnikiem widzieliśmy m.in. marszałka Bogdana Borusewicza oraz wielu posłów i urzędników państwowych. Obecna była kompania honorowa Marynarki Wojennej. Już wówczas miejscowi martwili się jednak z powodu narastającego konfliktu o własność płachetka ziemi, na której stał pomnik. Przyczyną konfliktu był bałagan w Urzędzie Gminy Stężyca i urzędnicze niedbalstwo.

Działkę pod pomnik bohatera oddało bezpłatnie bezdzietne małżeństwo Magulskich. Nie wahali się, byli szczęśliwi, że kawałek ich ziemi będzie miejscem czci dla bohaterów Gryfa Pomorskiego. Kiedy umierali, przekazali swą posiadłość Robertowi Gdańcowi – z zastrzeżeniem dotyczącym pomnika i jego otoczenia. Gdaniec potwierdził to w piśmie do Urzędu Gminy Stężyca. Na tej podstawie Rada Gminy skomunalizowała wydzieloną działkę, z przeznaczeniem na miejsce pamięci, by uniknąć w przyszłości jakichkolwiek sporów na ten temat. Sprawa wydawała się definitywnie zamknięta. Tymczasem niespełna rok później Gdaniec rozmyślił się. Ceny działek szły wówczas mocno w górę, zwłaszcza nad kaszubskimi jeziorami! Lekceważąc wolę swoich dobroczyńców, udał się do gminy z wnioskiem o podział swojej działki na dwie osobne, które zamierzał sprzedać. Bezmyślność, niekompetencja lub może po prostu zła wola urzędników sprawiły, że na wydzielonych do sprzedaży działkach znalazł się także teren z pomnikiem i jego otoczeniem!

Pomnik sprzedany..?
Gdaniec tak sprzedał wydzieloną działkę, bez oznaczenia, iż jest tam miejsce pamięci narodowej [!], małżeństwu Trojanowskich z Gdańska. Dziwne, że doktora Leszka Trojanowskiego, dyrektora znanego w Gdańsku szpitala psychiatrycznego na Srebrzysku, nie zainteresowało, że kupił pomnik... Nie zastanawiał się nad szczególnym statusem tego miejsca? Czy już wtedy myślał o usunięciu pomnika ze „swojej własności”? Gdzie był wójt gminy Stężyca? Nie interesowało go tak wyjątkowe miejsce pamięci narodowej na terenie jego gminy? Włos jeży się na głowie, gdy się o tym myśli! Jedno jest pewne: ktoś musi dzisiaj za to ponieść karę.

Wynocha!
Gdy doktor Trojanowski poczuł się już panem na włościach, zażądał, żeby mu uprzątnięto pomnik z jego własności, bo w tym właśnie miejscu zamierza budować dom... Środowisko gryfowców uznało początkowo te żądania za niemądry żart. Zwróciło się jednak do wójta gminy z prośbą o wyjaśnienie sprawy i ewentualne zaproponowanie Trojanowskiemu innego kawałka ziemi komunalnej w rozliczeniu. Niestety, Trojanowski wszystkie propozycje odrzucił, a w maju tego roku skierował do gryfowców kategoryczne żądanie „zabrania” pomnika z dotychczasowego miejsca (czyli miejsca śmierci por. Dambka!) gdziekolwiek indziej. Zaalarmowany o sprawie poseł Zbigniew Kozak z Gdyni zwrócił się z interpelacjami do ministrów Ziobry i Ujazdowskiego, stawiając retoryczne pytanie o legalność działań spadkobiercy państwa Magulskich i urzędników gminy Stężyca. W tym czasie Trojanowski nie czekając na rozstrzygnięcia postanowił rozwiązać problem przy pomocy młota, kilofa i piły...

Polskie prawo zabrania – pod karą więzienia – niszczenia pomników bez decyzji organu, który posiada kompetencje w tym zakresie. Tylko Rada Gminy (na podstawie ustawy o samorządzie gminnym z 8 marca 1990 r.) mogłaby podjąć uchwałę w sprawie usunięcia lub przeniesienia pomnika. Naturalnie, doktor Trojanowski nie zabiegał o to, bo zdawał sobie sprawę, że żaden radny na Kaszubach nie ważyłby się na taką uchwałę. Postanowił wziąć sprawę (a właściwie piłę...) w swoje ręce. W sobotę 8 września, przy pomocy wynajętych ludzi i swojej rodziny, wybił mosiężną tablicę z głazu i schował ją w nieznanym miejscu. Porozbijał i powyrywał kamienne ogrodzenie krzyża i pomnika, wyciął pamiątkowy, poświęcony krzyż. Zaalarmowani o dewastacji dwaj członkowie Stowarzyszenia „Gryf Pomorski”, Zbigniew Mieloszyński i Ryszard Górny, zostali poturbowani. Wezwano policję, która natychmiast zabezpieczyła miejsce dewastacji do wyjaśnienia.

Co dalej?
Już następnego dnia skandalem w Gołubiu zainteresowała się senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk (szefowa Powiernictwa Polskiego) oraz poseł Zbigniew Kozak. Na zorganizowanych w Gdyni konferencjach prasowych jednoznacznie potępili działania doktora Trojanowskiego, skrywane przez „obronę prawa własności”, bez uwzględnienia wartości powszechnych, niematerialnych, imponderabiliów, bez wykorzystania wszystkich możliwości polubownego załatwienia sprawy. Poseł Kozak skierował do Prokuratora Okręgowego w Gdańsku doniesienie o przestępstwie. Powołał się przy tym na obowiązującą na terenie RP ustawę z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (Dz. Ustaw z 17 IX 2003 r.). W świetle tej ustawy zabytkiem jest „nieruchomość lub rzecz ruchoma, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową”. Nie może być wątpliwości co do tego, że gołubski pomnik mieści się idealnie w tej definicji. Pomnik jest zabytkiem niezależnie od tego, czy jest wpisany do rejestru zabytków. Wpis do rejestru jest tylko formą jego ochrony. Art. 108 ustawy stanowi, iż „kto niszczy lub uszkadza zabytek, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. Warto o tym pamiętać, bo casus Gołubie może się powtórzyć także w innych miejscach w kraju.

Pieniądz i wartości
Wszystko wskazuje na to, że u źródeł skandalu gołubskiego była ludzka chciwość, chęć zarobienia za wszelką cenę. Chciwości pomogła urzędnicza niekompetencja. Oby tylko niekompetencja! Nie można wykluczyć bowiem złej woli i świadomego, bezprawnego działania – być może dla konkretnych korzyści. Chociaż obecny wójt gminy Stężyca nie odpowiada bezpośrednio za obecny stan, to wydaje się, że jego starania były niedostateczne. Państwo polskie nie może pozwolić na lekceważące traktowanie narodowych symboli. Jeśli wójt i Rada Gminy nie radzą sobie z problemem, to może należałoby wprowadzić w gminie na jakiś czas państwowego komisarza, który uporządkowałby sprawy?
Świerczewski tak, Dambek nie?

Od lat wlecze się sprawa pomników, tablic i nazw miejscowych, upamiętniających komunistycznych aktywistów i opryczników. Wolna Polska ciągle nie może się pozbyć pamiątek po sowieckim dominium. Rady miast i gmin, opanowane przez ludzi bojaźliwych lub takich, którzy uczą się historii z „Trybuny” i z „Nie”, nie potrafią się pozbyć tego śmiecia z polskiej przestrzeni publicznej. Nie pomógł za wiele apel prezesa IPN o uprzątnięcie ojczystego domu i o polską edukację historyczną. Jednocześnie przykład Gołubia pokazuje, jak łatwo jest w Polsce znieważyć narodowy symbol, uświęcony krwią, ludzką pamięcią.

Mam nadzieję, że głos w tej sprawie zabiorą wkrótce także inni parlamentarzyści – zwłaszcza ci, którzy uczestniczyli w uroczystościach gołubskich. Byłoby bardzo źle, gdyby interwencję senator Arciszewskiej-Mielewczyk i posła Kozaka zaliczono do „akcji przedwyborczej”. Ta sprawa ma charakter ponadpartyjny i nie może być łączona z żadnymi wyborami. Mam nadzieję, że tak zostanie potraktowana a lekcja z pomnikiem porucznika Józefa Dambka nie pójdzie na marne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto