Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ZabijARKA

Bartłomiej Cnota Marcin Żebrowski
Wrocławska policja nabrała wody w usta, ale kibice wiedzą. We Wrocławiu podczas niedzielnej bitwy sympatyków Arki Gdynia i Śląska Wrocław zginął Mariusz B., 24-latek z Gdyni Oksywia.

Wrocławska policja nabrała wody w usta, ale kibice wiedzą. We Wrocławiu podczas niedzielnej bitwy sympatyków Arki Gdynia i Śląska Wrocław zginął Mariusz B., 24-latek z Gdyni Oksywia.

Gdy trwał mecz obu drużyn, poza stadionem doszło do bitwy, w której udział wzięło kilkaset osób.
Kilkunastu rannych trafiło do szpitali. Jeden pozostaje pod opieką personelu Szpitala Wojewódzkiego im. Babińskiego we Wrocławiu.

- Odzyskał przytomność, za dwa, trzy dni będzie mógł opuścić szpital - powiedział nam lekarz dyżurny.
Pracownicy szpitala nie ujawniają, czy pacjent pochodzi z Trójmiasta. Zresztą, on też nie chce tego zdradzić. Nie podaje nawet swoich personaliów. Wczoraj do późnych godzin wieczornych do wrocławskich sądów doprowadzono kilkadziesiąt z 229 zatrzymanych osób.

- Skazano ich na grzywnę w wysokości 5 tysięcy złotych albo karę 30 dni aresztu - powiedziała "Dziennikowi" Urszula Sudoł z 10 Wydziału Grodzkiego Sądu Rejonowego dla Wrocławia Fabrycznej.

Czyny kilku chuliganów zakwalifikowano jako przestępstwa. Ich sprawy trafią do Wydziału Karnego Sądu Rejonowego we Wrocławiu.
Na nieoficjalnych stronach internetowych kibice gdyńskiej Arki i jej sojuszników piszą "Mari, pamiętamy". I zapowiadają odwet.

Udział w bójce ze skutkiem śmiertelnym - takie zarzuty postawiła wczoraj wrocławska prokuratura ośmiu pseudokibicom, którzy uczestniczyli w bitwie przed niedzielnym meczem Arka Gdynia-Śląsk Wrocław. W wyniku starcia we Wrocławiu zmarł 24-letni Mariusz B. z Gdyni.
Policji udało się zatrzymać 229 mężczyzn. Trafili oni do aresztów nie tylko na całym Dolnym Śląsku, ale i w województwach sąsiadujących. Wszyscy zostaną doprowadzeni do prokuratury na przesłuchanie oraz do sądu grodzkiego, gdzie odpowiedzą co najmniej za "naruszenie porządku i ładu publicznego".

Wrocławski sąd pracuje tymczasem w błyskawicznym tempie. Skazał już pierwszych pseudokibiców. Wyroki - to najczęściej 30 dni aresztu i 3-letni zakaz wstępu na stadiony.
Chuligani dowożeni byli do budynku sądu w niewielkich grupach. Dziennikarze nie mieli wstępu na rozprawy, które odbywały się równolegle na kilku piętrach.
Średnio sędziowie poświęcali doprowadzonemu około 20 minut. Gdy jeden z mężczyzn odpowiadał przed sądem, przed drzwiami czekali następni. Wszyscy byli skuci kajdankami.
Pseudokibice nie byli rozmowni. Jeden z nich Piotr R., który jako pierwszy został doprowadzony do sądu, powiedział dziennikarzom: "Żałuję, że podczas bójki zginął człowiek". Inni podkreślali, że są niewinni.
Niemal wszyscy zasłaniali twarze przed fotoreporterami i telewizyjnymi kamerami i dziwili się dużemu zainteresowaniu mediów oraz środkom ostrożności, jakie wobec nich zastosowano.

Ulica Dickmana w Gdyni Oksywiu. Zaniedbany, czteropiętrowy budynek. Brudna klatka schodowa. Na niej napis "Tu kończy się prawo" i swastyka.
W tym domu, według naszych informacji, wychowywał się Mariusz. Tu też mieszka jego rodzina. Ale krewni nie chcą rozmawiać z dziennikarzami. Zza zamkniętych drzwi dobiega nas szczekanie psa i szept osoby, uciszającej zwierzę.

- Pani B. mieszka tu prawdopodobnie tylko z młodszych synem - mówi jedna z sąsiadek. - Starszego widywałam rzadziej. Nie mieszkam przy Dickmana zbyt długo i nie miałam okazji poznać współlokatorów.
Matki Mariusza B. szukaliśmy też w pracy. Jak dowiedzieliśmy się od jej współpracowników, wczoraj nie przyszła.

Koledzy Mariusza B. nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Niechętnie jednak mówią o swoim koledze.

- Wychowywałem się z Mariuszem na jednym podwórku - mówi jeden z nich. - Aniołkiem to on nie był. Zdarzały nam się bójki, ale byliśmy wtedy bardzo młodzi.

- "Mari", bo tak nazywaliśmy Mariusza, był świetnym chłopakiem - opowiada Darek, kolega ze szkolnej ławy. - Po skończeniu podstawówki zaczął naukę w XIII Liceum Ogólnokształcącym. Z tego, co słyszałem od znajomych, liceum już nie skończył. Miał jakieś problemy z rodzicami, zaczął trzymać z pseudokibicami...

Kim są chuligani

Wyspecjalizowani chuligani piłkarscy to zamknięta i hermetyczna grupa. Dostać się do niej jest bardzo ciężko. W Polsce to zjawisko stosunkowo młode. Polscy chuligani rekrutują się spośród byłych szalikowców, którzy już w wieku 13-14 lat zaczęli chodzić na mecze piłkarskie. Teraz mają od 20 lat w górę. Dawne wspólne wyprawy do innych miast na mecze, bijatyki z policją i przypadkowe starcia z innymi szalikowcami, skonsolidowały ich, wyeliminowały niepewnych i tchórzliwych. Pozostali "najlepsi".
Chuligani są w największych polskich miastach. Średnio grupa taka liczy kilkadziesiąt osób. Mają do siebie pełne zaufanie. Prawdopodobieństwo zdrady na policji jest niewielkie. Wielu ćwiczy sporty walki np. kick boxing. Chodzą na siłownię, część bierze anaboliki.Wystarczy im kilka telefonów, aby w ciągu kilkudziesięciu minut zebrać grupę gotową do walki. Chuligani z rywalizujących klubów znają się lub mają ze sobą kontakty telefoniczne. Umożliwia to umówienie się na walkę przed meczem swoich drużyn. Ustalają wcześniej, ile osób będzie ze sobą walczyć. Zwycięstwo sprawia, że grupa awansuje w hierarchii band chuligańskich w kraju.
Na zachodzie chuligani działają co najmniej od kilkunastu lat. Wycofali się ze stadionów po tym jak policja skutecznie zaprowadziła na tych obiektach porządek. Do "czołówki" europejskich chuliganów należą Anglicy, Holendrzy i Niemcy, a także Serbowie. W Polsce aktywni są m.in. chuligani z Trójmiasta, Krakowa, Warszawy, Poznania.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto