- Poszedłem z ciekawości, zobaczyć jak takie zawody wyglądają - mówi Marcin Dylejko z Gdyni. - I więcej chyba nie pójdę. To jeden wielki organizacyjny bałagan. Zawodnikowi zjeżdżającemu z dużą prędkością ktoś wszedł pod koła, a ten żeby go ominąć wytracił prędkość i po prostu wbił się w rampę. Publiczność chodziła gdzie chciała. Taśmy zabezpieczające niby były, ale można się było w ich gąszczu zgubić.
Maciej Szulwach, organizator zawodów twierdzi, że tor był dobrze zabezpieczony, a uczestnikowi pod koła wszedł ...inny zawodnik.
- W czasie kiedy zdarzył się wypadek otwierałem Bieg Komandosów na Molo w Orłowie. Z relacji sędziego jednak wiem, iż w momencie zjazdu jednego zawodnika, wszedł na tor inny uczestnik - tłumaczy Maciej Szulwach. - Uważam, że przed sytuacjami, które można przewidzieć byliśmy zabezpieczeni. Na miejscu była karetka, która zabrała poszkodowanego zawodnika, tory były dokładnie wydzielone taśmami, a w dolnym biegu pilnowali ich także pracownicy obsługi, którzy mieli za zadanie dyscyplinować, każdego, kto z publiczności, chciałby przejść za taśmy. Był też człowiek z megafonem, który dodatkowo ogłaszał, że jedzie zawodnik. Natomiast sami uczestnicy, jak sądziliśmy, zdają sobie sprawę z tego czym grozi wejście na tor. Prędkości rozwijane w downhillu są duże.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?