Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojciech Szczurek: Wierzę w rady dzielnic w Gdyni

Patryk Szczerba
Grzegorz Mehring
O nadchodzących wyborach do rad dzielnic i o zmienionych kompetencjach tego gremium rozmawiamy z Wojciechem Szczurkiem, prezydentem Gdyni. Ruszamy również ze specjalnym serwisem specjalnym poświęconym wyborom do rad dzielnic w Gdyni. Będziemy w nim przez cały marzec informowali o najważniejszych sprawach dotyczących wyborów, które odbędą się 27 marca.

Czy nie jest panu żal, że w Gdańsku rady osiedli, które często dopiero się mają utworzyć wzbudzają ostatnio wielkie emocje, których nie widać w Gdyni. Nie uważa pan, że ostatnio aktywność mieszkańców w sąsiednim mieście jest większa?

Nie podzielam tej opinii. Jesteśmy w trochę innym miejscu przygotowań do wyborów i myślę, że w Gdyni jest ona jednak większa. Na pewno ciekawe będzie porównanie frekwencji w tych wyborach. Oczywiście nie będą to takie wyniki jak w wyborach do rad gmin, ale z kadencji na kadencję są wyższe. Coraz częściej przychodzi nam patrzeć na rzeczywistość z perspektywy najbliższego otoczenia, a tak się dzieje w przypadku rad dzielnic. Zmienione kompetencje rad dzielnic, większy wpływ mieszkańców powoduje, że te wybory mogą być rzeczywiście ciekawe.

Jak pan ocenia te kilkanaście lat funkcjonowania rad dzielnic. Można było "wyciągnąć" coś więcej?

Na pewno tak, to ciągły proces. Pamiętam pierwsze spotkania, pierwsze rozmowy i pierwsze rady dzielnic, wtedy jeszcze działające fakultatywnie, nie wszędzie obowiązkowo. Zdobywaliśmy pierwsze doświadczenia. Te struktury pokazały mieszkańcom, że mogą być przestrzenią aktywności obywatelskiej. Można dyskutować o kompetencjach, ale w tej kadencji będą one dysponowały realnymi środkami finansowymi, co mam nadzieję przyczyni się do ich dalszego rozwoju i rozwijania się procesu.

Nie sądzi pan, że w związku z pieniędzmi, które będą realnie do wydania, radni nie przestraszą się odpowiedzialności w związku z ich wydawaniem. To jednak wielka zmiana.

W założeniu idei samorządowej jest głębokie przekonanie, że pieniądze wydawane bliżej człowieka są wydawane bardziej racjonalnie. To co odróżnia pieniądze wydawane przez samorząd od tego, co robi państwo to fakt, że te sumy są lepiej wydane. To z punktu widzenia efektywności i ekonomiki i sensu realizacji zadań jest zdecydowanie ciekawsze. Na poziomie samorządu nie możemy się obawiać delegowania dalej tych kompetencji i dlatego dajemy szansę radnym dzielnicowym.

Wydatki w dzielnicach będzie kontrolowała rada miasta?

One nie będą kontrolowane. Rada dzielnicy będzie podejmowała decyzję, co to ma być za zadanie, ale nie będzie musiała budować struktury administracyjnej, żeby je wykonać. Jeśli weźmiemy jako przykład budowę nowego chodnika albo remont boiska, to nie wystarczy chcieć to zrealizować, ale trzeba też urzędników, którzy potrafią przeprowadzić zamówienia publiczne i nadzorować później inwestycje. Tę część bierze na siebie miasto. Jednak to mieszkańcy dzielnicy muszą zdecydować, co jest dla nich najpilniejszą potrzebą. Tego będziemy od nich oczekiwali.

Wcześniej zostały wprowadzone konkursy dla rad dzielnic. Na początku były ożywczym powiewem, ale później, co podkreślało wielu radnych, często były zwyczajną rutyną. Zawsze szli z tym samym projektem, nie pojawiały się zupełnie nowe pomysły.

Każda nowy pomysł powoduje, że jest ferment, ale może wartością jest normalność i zwyczajność. Dzięki konkursom pojawiły się dodatkowe środki finansowe, o które rady dzielnic mogły rywalizować między sobą pisząc specjalne projekty. Skutki ich widać do dziś, są one bardzo konkretne i bardzo realne. Pewnie podobne emocje będą wzbudzały nowe kompetencje w dzielnicach. Trzeba się będzie uczyć pewnych spraw, wyniknie zapewne wokół tego dyskusja i wybuchną emocje. Nie to jednak zdecyduje, czy zmiany mają sens, ale realne projekty. Przez umożliwienie realizowania małych inwestycji w dzielnicach chcemy dać sznsę radnym, by brały na siebie odpowiedzialność i mierzyły się z konkretnymi zadaniami.

Nie było nigdy realnych planów ze strony Samorządności, by wraz ze wzrostem kompetencji dać radnym jakąś gratyfikację finansową?

Pomysły oczywiście były, ale chcieliśmy poddać radnych próbie. Jeśli ktoś chce podjąć się aktywności w dzielnicach i robi to społecznie, jest to bardzo szlachetne i potrzebne. Uruchomienie jakichkolwiek środków finansowych byłoby ryzykowne. Oczywiście radni miasta i posłowie otrzymują wynagrodzenie. W tym wypadku jest to jednak ruch tak masowy, że posiłkując się doświadczeniem widać, że można zachęcić te ponad 300 osób do tego, by podjęły działanie czysto społecznie, z czego będą czerpały satysfakcję.

Rada dzielnicy to też trochę kuźnia talentów dla rady miasta...

To prawda. To jest bardzo dobre miejsce dla tych, którzy chcą pracować na rzecz dzielnicy, ale też dla tych, którzy mają energię społecznikowską i pasję do realizowania pewnych projektów. Myślę, że rady dzielnic i organizacje pozarządowe to te miejsca, gdzie można zdobywać doświadczenia na podstawowym poziomie, by później wykorzystywać je w radzie miasta. Nie ukrywam, że przyglądam się uważnie pracy dzielnicowych radnych i obserwować. Sam zapraszam do współpracy osoby wykazujące zdolności. Wypatruje ich i zapraszam do współpracy w radzie miasta.

Jest jakaś określona frekwencja, która będzie satysfakcjonowała pana w tych wyborach?

Marzymy oczywiście o jak najwyższej. Frekwencja, jaką osiągają wybory do rad dzielnic, pokazuje nasze rozumienie mechanizmu dzielnicowego. Będziemy starali się jak najbardziej promować te wybory i informować o nich mieszkańców. Myślę, że sami kandydaci podejmą aktywność przed wyborami, by zachęcać do głosowania, choć oczywiście nic nie można robić na siłę.

Chciałby pan, żeby przed tymi wyborami nie wisiały same plakaty, ale by kandydaci na radnych radnych przedstawiali swoje programy i dali się poznać?

Tak będzie. Tak było cztery lata temu i osiem lat temu. Różnie to wygląda w poszczególnych dzielnicach. Z tego, co mi wiadomo kandydaci przygotowują się do kampanii i szykują się do tej kampanii. Tworząc rady dzielnic przyjęliśmy podział na małe dzielnic, kierując się tym, by więzi sąsiedzkie pomiędzy osobami w danych okręgach były jak największe. Taka kampania rządzi się trochę innymi prawami. Spotkania, kontakt bezpośredni, odgrywają dużo większą rolę niż przed wyborami do rady miasta, kiedy używa się w pełni dojrzałych środków przekazu. Wiem, że ta aktywność będzie. Jeśli znajdziemy kandydatów, którym można zaufać, warto brać udział w wyborach i pokazać, że to co się dzieje w dzielnicy jest dla nas ważne.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto