Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Wielkanoc inaczej

Irena Łaszyn
Alleluja na Czarnym Lądzie Larry Ugwu, dziś dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury, do Polski przyjechał 23 lata temu. Żeby studiować prawo, choć w Nigerii studiował teatrologię.

Alleluja na Czarnym Lądzie
Larry Ugwu, dziś dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury, do Polski przyjechał 23 lata temu. Żeby studiować prawo, choć w Nigerii studiował teatrologię.
- Pochodzę z głęboko religijnej protestanckiej rodziny - mówi. - Jestem anglikaninem. Ale początkowo nie wiedziałem, że w Sopocie jest kościół ewangelicko-augsburski i chodziłem na msze do kościoła katolickiego w Gdańsku Brzeźnie. Z niecierpliwością czekałem na święta. Domyślałem się, że będzie inaczej niż u nas i nie zawiodłem się. Największy szok przeżyłem w Palmową Niedzielę.
W Nigerii tego dnia cały kościół wysłany jest długimi palmowymi liśćmi. Liście na podłodze, liście na ścianach, liście w dłoniach. I - uformowane na kształt krzyża - w kieszonkach wiernych.

- Pięknie jest, zielono - zachwyca się Larry.
Ale w Nigerii palmy rosną, w Polsce - nie. Najpierw więc Larry zastanawiał się, skąd Polacy te liście wezmą. Może importują? Poszedł do kościoła i zmartwiał. Bo tam ani kawałka palmy na podłodze nie było! A wierni, zamiast liści, trzymali w dłoniach jakieś dziwo. Pokiwał ze zrozumieniem głową. Każdy orze jak może, pomyślał.
- Kolejny szok przeżyłem w Wielką Sobotę - wspomina. - Mniejszy niż poprzednio, bo już się na zdziwienia przygotowałem. Ale osoby paradujące z koszyczkami kolorowych jajek były niespodzianką. W Afryce tylko poganie noszą jedzenie w koszykach - dla swoich bogów i zmarłych przodków. Ktoś mi wytłumaczył, że te jajka się święci, a potem - podczas wielkanocnego śniadania - spożywa. Co kraj, to obyczaj, pomyślałem. W Nigerii, z okazji świąt, jadamy fufu, takie danie z jam, trochę przypominające ziemniaki. Z mięsnym lub warzywnym sosem.
Jak karnawał
To nie koniec różnic. Nigeryjska Wielkanoc zaczyna się od sobotniego czuwania. I okrzyków "Alleluja!" o północy. Młodzież ma "power", więc do rana śpiewa i tańczy. A ledwo skończy i lekko się zdrzemnie, znowu śpiewa. Po porannej mszy wszyscy wychodzą na ulice. Jest parada i maskarada. Istny karnawał!
Dlatego Larry uważa, że polskie święta są trochę smutne. Ludzie całymi godzinami siedzą za stołem. Larry też siedzi, bo teraz Wielkanoc obchodzi po polsku. Żona Barbara przyrządza białą kiełbasę, teściowa - bigos. Dzielą się jajkiem, jak nakazuje polska tradycja. Pięknie pomalowanym, bo cała rodzina ma uzdolnienia plastyczne.
- Co roku córki biegną ze święconką do kościoła na Żabiance - podkreśla Larry.
Najbardziej cieszy Larrego śmigus-dyngus. To, jego zdaniem, jedyny znak życia. Choć, nie ukrywa, czasami bywa uciążliwy. No bo żeby od razu traktować kogoś z wiadra? Nieznajomego? I zmoczyć mu odświętne ubranie?
- Niech polewają się wzajemnie - podpowiada Larry. - A przypadkowych przechodniów oszczędzają.
Polskie potrawy Larry lubi. Starania żony i teściowej docenia. Ale święta nie byłyby świętami, gdyby na stole zabrakło fufu. Więc i tym razem fufu będzie, z ryżu lub manny.
- Nigeryjczycy jedzą to danie ze wspólnej miski - wyjaśnia Larry. - Ręką! Uważają, że to integruje rodzinę. Polacy jednak wolą się integrować w inny sposób.
Włoch nie jada śniadań. Nawet w Wielką Niedzielę Wielkanocny poranek tym jednak różni się od innych poranków w roku, że zamiast sucharka lub croissanta, każdy bierze do kawy kawałek colomby. I moczy w cappucino, zanim przełknie, bo Włoch wszystko moczy.
- Colomba to ciasto drożdżowe w kształcie gołębia, z rozłożonymi skrzydłami - tłumaczy Claudia Filippi-Chodorowska, pół-Włoszka, pół-Polka, konsul honorowy Włoch w Gdyni i właścicielka włoskiej restauracji w Sopocie. - Do tego wypieku, w przeciwieństwie do bożonarodzeniowej panettone, nie dodaje się bakalii, lecz szafran. A po wierzchu posypuje cukrowymi "ryżykami".
Po włosku - Buona Pasqua!
Święconki w katolickich Włoszech nie ma, nikt nie biega do kościoła z
koszyczkiem. Nikt też nie maluje jajek, ani się nimi nie dzieli. Tak jak nie
dzieli się opłatkiem w Wigilię. Ale na wielkanocną mszę wszyscy idą ochoczo. I pozdrawiają się wzajemnie. Buona Pasqua! - wołają, co oznacza - dobrej Wielkiejnocy. A potem, około trzynastej, siadają do uroczystego obiadu. Na stole znajdzie się pieczona młoda kózka albo jagnię. Będą dania z makaronu oraz risotto. Do tego - zielone szparagi i bób. Surowy lub lekko obgotowany, zawsze obrany i zmiksowany.
- Włosi nie znają białej kiełbasy, nóżek w galarecie, chrzanu, szynki i
żurku - wylicza pani Claudia. - Gdy któregoś roku takie potrawy moim włoskim krewnym zaproponowałam, spojrzeli na mnie ze zgrozą. Ale przystrojony świątecznie koszyczek z pisankami - przyjęli. Do dziś przechowują go jak relikwię!
Oprócz kózki i jagnięcia, przeważnie pieczonych w całości, włoska gospodyni przygotuje tartę ze szpinakiem albo smażone kwiaty cukini.
- Wyjątkowe delicje - zachwyca się pani Claudia. - Kwiaty faszerujemy
mozarellą, kaparami i anchuais, z dodatkiem bazylii. Albo parmezanem,
główkami szparagów i krewetkami. Potem panierujemy te kielichy w mące i jajku, kładziemy na gorącą oliwę. Pycha!
Pani Claudia godzi obie tradycje. Piecze jagnię i mazurki. A świąteczne przygotowania rozpoczyna zwykle dwa tygodnie przed Wielkanocą. Najpierw pekluje szynki, później własnoręcznie robi białą kiełbasę, pasztety i ciasta. Kucharzenie jest jej pasją. Gracia del cielo, mawia, to dar Niebios.
Święta spędza po polsku, czyli z rodziną. We Włoszech nie jest to regułą. Jest takie przysłowie: Natale con i tuoi Pasqua con chi vuoi, czyli: Boże Narodzenie spędzaj z rodziną, a Wielkanoc z kim chcesz.
Po grecku - Chrystos Anestis!
Z prawosławnym Grekiem o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiejnocy nie podyskutujesz, bo on swoje wie. Dla niego, podobnie jak dla innych przedstawicieli kościołów wschodnich, święto Zmartwychwstania jest najważniejszym wydarzeniem w roku.
- Poprzedzają je przepiękne nabożeństwa Drogi Krzyżowej i wielkosobotnie czuwanie - opowiada Filipos Simeonidas, Grek z Gdyni. - W sobotę do kościołów ściągają tłumy. Ludzie modlą się do północy. Wtedy biją dzwony, a wierni, z zapalonymi świecami w dłoniach, świętują Zmartwychwstanie. Te świece, długie, rzeźbione, ozdobione tiulami i wstążkami, to istne dzieła sztuki.
Filipos urodził się w Gdyni, ale gdy ktoś pyta, skąd pochodzi, odpowiada, że z Andros. Bo Grek pochodzi stamtąd, skąd pochodzi jego ojciec. Ojciec Filiposa już nie żyje, mama mieszka w Atenach.
- Tam niekiedy spędzam Wielkanoc - mówi. - I od rana wdycham aromat pieczonych baranów. Całe miasto przesiąknięte jest tym zapachem. Pieczyste podaje się jednak dopiero na obiad, bo w Grecji, podobnie jak w innych krajach śródziemnomorskich, nie jada się śniadań. Tam czas szybko płynie; po trzech kawach, paczce papierosów i paru rozmowach z przyjaciółmi, można siadać do stołu. Chrystos Anestis, Chrystus Zmartwychwstał, pozdrawiają się wszyscy.
Kulurakia i tsoureki
Na stole, oprócz baraniny będzie majeritsa, czyli zupa z baraniej wątroby,
na wywarze z warzyw, zaciągnięta ubitym jajkiem i sokiem z cytryny, podawana z ryżem. Będzie też kokoretsi, potrawa z baranich podrobów, przyprawionych oregano i szczelnie oplecionych baranimi jelitami, pieczona na pionowym rożnie. A na deser - tsoureki, słodka chałka, z drożdżowego ciasta zaplecionego w warkocz albo kulurakia paschalina, drożdżowe ciasteczka paschalne.
- Tę chałkę sam wyrabiam - wyjawia Filipos, miłośnik greckiej kuchni i
właściciel greckiej restauracji. - Dodaję do niej, jak mama, machlebi,
taką zapachową przyprawę z Azji Mniejszej. A we wgłębieniach, jak nakazuje tradycja, umieszczam czerwone jaja, symbolizujące krew Chrystusa. W Grecji jaja maluje się wyłącznie na czerwono.
Na świąteczne pieczenie barana schodzi się zwykle cała rodzina. Ale
głowę dostaje senior rodu. Wszystko zjada, nawet oczy, móżdżek i język.
Prawosławna Wielkanoc, zgodnie z kalendarzem juliańskim, w tym roku przypada 1 maja.
- Będę świętować dwa razy - zapowiada Filipos. - A na tradycyjne polskie
śniadanie przygotuję? greckie potrawy. Na przykład, ośmiorniczki gotowane w winie.
Po ukraińsku - Chrystos Woskres!
Olga Kowalik, Ukrainka spod Gdańska, grekokatoliczka, świętować będzie pierwszego maja.
- Tylko raz na cztery lata katolicy wyznania grekokatolickiego i rzymskokatolickiego obchodzą Wielkanoc w tym samym terminie - tłumaczy. - W tym roku, gdy moi sąsiedzi pójdą na rezurekcję, ja będę bić pokłony w cerkwi, bo dla mnie to po prostu druga niedziela postu.
Olga podkreśla, że od dziecka przestrzega tradycji, a nad rozkosze stołu przedkłada wymiar duchowy świąt Zmartwychwstania Pańskiego. W Wielki Piątek i Wielką Sobotę modli się przed płaszczanycią, rodzajem całunu z wizerunkiem Chrystusa złożonego do grobu. W Wielką Niedzielę idzie na uroczystą jutrznię i święci pokarmy, które wkłada do wyłożonego wyszywaną serwetą koszyka. Wraz z innymi śpiewa "Chrystos Woskres".
- Wciąż na nowo się wzruszam, gdy po procesji kapłan staje przed zamkniętymi drzwiami świątyni, trzy razy w nie stuka i ?otwiera? krzyżem - mówi.
Na wielkanocnym stole królują pisanki. Olga sama je wykonuje, przy pomocy naturalnych barwników i roztopionego wosku. Są domowe szynki i kiełbasy, ćwikła z chrzanem i zapiekany z jajkiem ser. Są serniki i - obowiązkowo - paska, czyli wysoka drożdżowa baba, wyrośnięta ponad formę i przypominająca kształtem grzyb.
- Zanim zaczniemy jeść te smakołyki, dzielimy się święconymi potrawami z koszyka - przypomina Olga. - Chrystos Woskres! - pozdrawiamy się.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto