- W play-off nie ma czasu na płacz, będziemy chcieli pokonać Trefl w dwóch kolejnych meczach i wiem, że żeby to osiągnąć musimy poprawić te dwa elementy, o których wspomniałem: rzuty z dystansu i osobiste - mówił przed środowym meczem Emir Mutapcić, opiekun Anwilu. Jego zespół po wtorkowym meczu znalazł się w trudnej sytuacji, gdyż przegrywał 1:2 i musiał gonić wynik rywalizacji. Ale włocławianie mieli przed sobą mecz we własnej hali.
Żółto-czarni rozpoczęli od prowadzenia 8:3. Ten stan nie trwał jednak długo, gdyż po trzech udanych akcjach Anwilu to gospodarze wyszli na jednopunktowe prowadzenie 9:8. W szeregach gospodarzy ponownie szwankowała skuteczność rzutów z dystansu. Mimo to w 8. minucie było 17:15 dla wicemistrzów Polski, ale pierwsza kwarta należała do zespołu z Sopotu.
W drugiej kwarcie gospodarze usilnie dążyli do zniwelowania strat, ale próba ta udała im się tylko połowicznie. Z czterech punktów zrobiły się dwa na korzyść Trefla, który do przerwy prowadził 44:43. Po zmianie stron oglądaliśmy wyrównaną walkę. Gospodarze próbowali przejąć inicjatywę i gdy się zbliżali natychmiast prowadzenie wracało na stronę gości. Sopocianie byli lepiej dysponowali rzutowo, co miało niebagatelny wpływ na przebieg tego meczu. Gdy Anwil gonił, Trefl odskakiwał na kilka punktów, tak jak w sytuacji gdy za trzy trafił Bartosz Diduszko i gospodarze przegrywali jednym "oczkiem". Podopieczni Karlisa Muiznieksa odpowiedzieli w najlepszy z możliwych sposobów. Dwie z rzędu "trójki" Kikowskiego oraz Dylewicza i było 64:57 dla sopocian.
Trefl stał się więc przed znakomitą szansą rozstrzygnięcia losów rywalizacji na swoją korzyść, tym bardziej, że w 34. minucie na tablicy widniał wynik 62:70. Waleczni gospodarze zdobyli sześć punktów z rzędu i przegrywali różnicą dwóch punktów, a po chwili, po trafieniu Diduszki jednym. Później mieliśmy remis po 72, festiwal trójek i nerwowe odliczanie sekund do końca meczu. Anwil na sekundę przed końcem prowadził 83:81 i wydawało się, że ten mecz wygra. Tymczasem z półdystansu celnie przymierzył Gustas, co oznaczało drugą z rzędu dogrywkę.
Ta należała do Filipa Dylewicza. Kapitan Trefla Sopot w najważniejszym momencie brał na swoje barki ciężar zdobywania punktów i robił to wręcz koncertowo. To pozwoliło wypracować sopocianom kilkupunktowe prowadzenie, którego już nie oddali. Anwił próbował coś wskórać, ale mądrze i konsekwentnie grający Trefl wybił z głowy gospodarzom myśl o wygranej. Żółto-czarni pokonali rywali 99:89 i awansowali do półfinałów. Do awansu potrzebowali dwóch z rzędu dogrywek. W decydujących fragmentach meczu pokazali jednak klasę i udowodnili, że to oni zasługują na grę w kolejnej rundzie.
Anwil Włocławek - Trefl Sopot 89:99 (21:25, 22:19, 16:20, 24:19, 6:16 d.)
Anwil: Jovanović 25, Pluta 18, Miller 15, Thomas 11, Diduszko 11, Hajrić 4, Morrison 3, D.J.Thompson 2, Majewski 0.
Trefl: Dylewicz 30, Ceranić 18, Gustas 15, Waczyński 11, Kikowski 11, Kinnard 5, Harrington 5, Stefański 3, Ljubotina 1.
Stan rywalizacji: 3:1 dla Trefla Sopot, który awansował do półfinału.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?