W ostatnich dniach tylko na terenie rezerwatu Kępa Redłowska miały miejsce aż trzy takie przypadki. A to bardzo dużo, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż według szacunków strażników z Ekopatrolu mieszka tam tylko kilkanaście saren.
Spokoju nie mają też sarny na Witominie.
- Nie dalej jak tydzień temu mężczyzna poszczuł dużego, czarnego psa na sarnę. Pies oczywiście zaczął ją gonić. Interweniował na szczęście mój sąsiad, groził mu, że wezwie Straż Miejską itd. Argumenty słowne nie bardzo przekonywały tego pana z psem, mało brakowało a doszło by do rękoczynów. W końcu jednak mężczyzna odwołał psa, a sarna uciekła, ale była już mocno zmęczona. To jest po prostu skandal, jak ludzie mogą być tak nieczuli w stosunku do innych żywych stworzeń - denerwuje się Izabela Pietrzak z Witomina.
Za puszczanie psa luzem w lesie można zresztą słono zapłacić. Za spacerek po lesie bez smyczy grozi mandat nawet do 500 złotych. Kto będzie się bronił, że był z pieskiem tylko na skraju lasu, a ten pobiegł za daleko, wiele nie zyska. Od dwóch lat bowiem w Gdyni, także na terenach miejskich obowiązuje całkowity zakaz puszczania psów luzem, niezależnie od ich wielkości i tego czy pysk mają zabezpieczony kagańcem. Tu mandat wynieść może do 200 zł. Najwięcej kosztować może niesubordynowanego właściciela wizyta ze spuszczonym ze smyczy czworonogiem w rezerwacie Kępa Redłowska. Tam strażnik może nałożyć mandat w wysokości nawet do tysiąca złotych.
Dlaczego psie zabawy w lesie są tak niebezpieczne dla saren opowie Henryk Bubicz, szef gdyńskiego Ekopatrolu w jutrzejszym (środowym) papierowym wydaniu "Polski - Dziennika Bałtyckiego"
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?