Rondo Bosmańska - Benisławskiego po awarii nadal straszy dziurą

Do kierowców autobusów, którzy postulowali (pisaliśmy o ich zastrzeżeniach w czerwcu br. i kilka dni temu), iż awaria to idealny moment, by zlikwidować rondo w miejscu o tak nachylonej powierzchni, dołączyli też niektórzy drogowcy. A także policja, która uważa, że rondo, które zazwyczaj jest najbezpieczniejszym rozwiązaniem skrzyżowania, w tym akurat przypadku nie jest najszczęśliwsze.
Zarówno kierowcy autobusów jak i drogowcy nie chcą wypowiadać się oficjalnie. Miasto bowiem, pośrednio ich pracodawca uważa, że rondo w tym miejscu jest jak najbardziej właściwe, a niebawem już nawet ma zostać ochrzczone - imieniem Anny Walentynowicz. Tylko czy wielka suwnicowa chciałaby mieć rondo wokół, którego urosło już tyle kontrowersji?

- Wszystkie argumenety przytaczane przez kierowców autobusów są prawdziwe. Skręcić w Nasypową i po przeprowadzonej przez miasto korekcie nie można, a tak pochyłe rondo przy śliskiej nawierzchni dla autobusu czy auta ciężarowego z przyczepą może być nie do pokonania - twierdzi pracownik instytucji zajmującej się utrzymaniem dróg w Gdyni.

Marek Stępa, wiceprezydent Gdyni uważa, że termin pojawiania się kolejnych zarzutów już po przeprowadzeniu korekty ronda, jest nieprzypadkowy.

- To głosy pewnej grupy kierowców. Kiedy po raz pierwszy trafiły do nas ich uwagi, przeprowadziliśmy korektę geometrii ronda. I zapewniam, że autobus przegubowy czy nie, z dobrym kierowcą, może się po nim poruszać bez problemu - twierdzi Marek Stępa. - A jeśli ktoś uważa, że rondo jest tu przeszkodą w rozwijaniu dużych prędkości z górki, to bardzo dobrze. Po to je między innymi wybudowaliśmy. I o likwidacji nie może być mowy.

Natomiast prace PEWIK-u na rondzie potrwają jeszcze co najmniej do końca tygodnia.