Przedstawiciele gdyńskiej opozycji w porozumieniu z mieszkańcami kolejny już raz chcieli wywalczyć więcej pieniędzy i kompetencji dla rad dzielnic, napotkali jednak na zdecydowany opór reprezentantów Samorządności. Zgłoszony projekt zmian przepadł w głosowaniu na środowej Sesji Rady Miasta, odrzucili go radni z ugrupowania prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka. Reprezentanci opozycji byli mocno niepocieszeni.
- Na potrzeby przekazów medialnych twierdzą, że im bliżej mieszkańców wydawane są pieniądze, tym lepiej, a w Gdyni taki właśnie model ma rzekomo wzorowo funkcjonować. Kiedy jednak przychodzi do konkretów, postępują dokładnie odwrotnie - podsumował postawę reprezentantów Samorządności Marcin Horała, radny Prawa i Sprawiedliwości.
Paweł Stolarczyk (PiS) podkreślił, iż pomysł wzmocnienia kompetencji rad dzielnic popierają nie tylko przedstawiciele opozycji, ale także znaczna rzesza mieszkańców Gdyni. - To projekt z inicjatywy obywateli, podpisany przez ponad pół tysiąca osób - podkreśla.
Podczas środowej sesji przedstawiciel PiS zaapelował do radnych Samorządności, aby w statucie miasta wprowadzić daleko idące zmiany. Najważniejszą z nich byłoby obligatoryjne przekazywanie co roku radnym dzielnicowym do wyłącznej dyspozycji kwoty sięgającej co najmniej 1 procenta budżetu gminy.
- Oznaczałoby to wielokrotny wzrost budżetów rad dzielnic z 1,88 mln zł, jakimi łącznie dziś dysponują, do około 9 mln zł - podkreśla Paweł Stolarczyk.
Co więcej, według zapisów projektu obywatelskiego, przedstawiciele rad dzielnic mieliby również wskazywać priorytety inwestycyjne w dzielnicach, na które przeznaczone zostałoby następnie 15 proc. rocznych wydatków majątkowych miasta.
- Także i w tym wypadku oznaczałoby to kilkukrotny wzrost funduszy przysługujących reprezentantom lokalnej społeczności - zauważa Paweł Stolarczyk.
Gdyby zmieniono statut miasta, zgodnie z propozycjami zawartymi w projekcie obywatelskim, urzędnicy ratusza, po uprawomocnieniu się tej decyzji, musieliby także w przyszłości obligatoryjnie informować rady dzielnic o planowanych i kończonych inwestycjach w poszczególnych fragmentach Gdyni.
- Wszystko po to, aby radni dzielnicowi mogli opiniować zamierzenia inwestycyjne i uczestniczyć w odbiorach, zgłaszając przy okazji swoje uwagi - mówi Paweł Stolarczyk. - Dziś urząd nie ma w zwyczaju informować rad dzielnic o wielu swoich poczynaniach. Radni czują się więc lekceważeni. Podobnie rzecz ma się z licznymi pismami, wysyłanymi przez rady dzielnic do magistratu. Odpowiedzi na nie często nie ma. Czasami przychodzą, ale po kilku miesiącach. Dlatego chcemy, aby radni dzielnicowi mieli prawo pisać interpelacje, na które urzędnicy musieliby udzielić publicznej odpowiedzi w terminie dwóch tygodni.
Postulatom takim przyklaskują przedstawiciele Platformy Obywatelskiej.
- Od dawna apelujemy, aby dać radom dzielnic więcej pieniędzy - przypomina Łukasz Cichowski. - Problem lekceważenia pism lokalnych radnych, czy nieinformowania ich o inwestycjach, też jest nam znany.
Radny miasta Bartosz Bartoszewicz (Samorządność) uważa jednak, że model współpracy władz Gdyni z radami dzielnic nie jest wadliwy i nie widzi konieczności wprowadzania rewolucyjnych zmian postulowanych przez opozycję. Podkreśla, iż aktywni przedstawiciele rad dzielnic mają dziś możliwość pozyskania dodatkowych funduszy w formie konkursów i jego zdaniem jest to właściwe. Bartoszewicz zdziwiony jest niektórymi opiniami wygłaszanymi przez rajców PiS oraz PO.
- Współpracuję z radami dzielnic i nie słyszałem, aby ich przedstawiciele narzekali na brak reakcji na pisma wysyłane do urzędu czy niedostateczne informowanie o realizowanych w mieście inwestycjach - mówi Bartoszewicz.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?