Urzędnicy wojewody ustalili, że nocą 21 marca, zamiast dwóch dyspozytorów medycznych gdyńskiego pogotowia, telefony odbierał tylko jeden. To pokłosie kontroli, która została wszczęta po tym, jak operatorka numeru 112 nie mogła dodzwonić się do gdyńskich ratowników, by wezwać ambulans do rodzącej kobiety.
Nocą 21 marca, tuż po godz. 2, na numer alarmowy zadzwonił mężczyzna, prosząc o wysłanie ambulansu do kobiety, która zaczęła przedwcześnie rodzić. W czasie kiedy operatorka 112 próbowała się połączyć z miejskim pogotowiem ratunkowym, mężczyzna relacjonował, co się dzieje, a ratowniczka przez telefon podawała informacje, co należy zrobić. Jednak zanim udało się połączyć z pogotowiem, dziecko było już na świecie. Karetkę ostatecznie wysłano - zabrała kobietę z samochodu, którym do szpitala, już po porodzie, wieźli ją bliscy.
Wyjaśnień tej sprawy zażądał wojewoda pomorski Ryszard Stachurski. Dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku spotkał się już z szefem gdyńskiego pogotowia i przeprowadził z nim rozmowę dyscyplinującą.
Marian Kentner, dyrektor Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gdyni, otwarcie wyjaśnia szczegóły incydentu. Tłumaczy, że tej nocy w dyspozytorni było dwóch operatorów, ale jeden z nich miał problem zdrowotny. Przy stanowisku pracy przebywał z przerwami.
Dyrektor zapowiedział , że zwiększy dyscyplinę pracy wśród swoich ratowników.
Więcej na ten temat czytaj w serwisie dziennikbaltycki.pl
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?