Utalentowany reżyser Piotr Kruszczyński wymyślił kilka efektownych scen, a jednak... a jednak jest to spektakl, którego nie pamiętamy już następnego dnia. Zawiedli, niestety, przede wszystkim aktorzy. Piszę to z ogromną przykrością. Rafał Kowal jako Syn - monotonny do bólu, jednostajnie podawał tekst, był absolutnie nijaki, przewidywalny.
Przez krótką chwilę Beata Buczek-Żarnecka próbowała zbudować wyrazistą postać Matki, ale zrezygnowała. Maciej Sykała chciał zagrać Ojca - silnego mężczyznę, bez powodzenia. Reszta postaci w ogóle nie zaistniała na scenie.
Oczywiście, nie jest to tylko porażka aktorów, ale też reżysera. Szkoda, bo temat, który porusza Szymon Bogacz, jest ważny i bliski widzom. Wielu z nas zdarzyło się, iż nie zdążyli powiedzieć najbliższej osobie, że ją kochają, naprawić tego, co zepsuli. Głównego bohatera (Syna) poznajemy podczas ceremonii pogrzebowej. Przywołuje postać zmarłego ojca, próbując naprawić ich relacje. Są to, oczywiście, wyimaginowane zdarzenia, powstałe w jego wyobraźni. Groteskowy ciąg zdarzeń to jednak zmarnowana szansa na spektakl ważny i odważny.
Przedstawienie zostało zrealizowane na podstawie dramatu Szymona Bogacza "W imię ojca i syna", który się znalazł w grupie finalistów Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Jestem przekonana, że o Szymonie Bogaczu jeszcze usłyszymy.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?