Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PKO BP Ekstraklasa. Korona Kielce-Arka Gdynia (03.07.2020). Żółto-niebiescy zremisowali i mają już tylko matematyczne szanse na utrzymanie

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Oskar Zawada, podobnie, jak cała Arka Gdynia, nie zaliczy meczu w Kielcach do udanych. Remis w tym spotkaniu to ogromny zawód.
Oskar Zawada, podobnie, jak cała Arka Gdynia, nie zaliczy meczu w Kielcach do udanych. Remis w tym spotkaniu to ogromny zawód. Paweł Jańczyk
PKO BP Ekstraklasa. Arka Gdynia zremisowała w piątek 3 lipca na wyjeździe z Koroną Kielce 1:1, choć prowadziła od szóstej minuty spotkania. Wynik ten oznacza, że na trzy kolejki przed końcem rozgrywek żółto-niebiescy mają w zasadzie zagwarantowany spadek do pierwszej ligi. Aby go uniknąć, musiałby nastąpić ciąg zdarzeń, w który wprost trudno uwierzyć. - Uratować nas może już tylko cud - słusznie zauważył po spotkaniu Adam Marciniak, obrońca żółto-niebieskich.

W związku z faktem, że krótko przed pierwszym gwizdkiem sędziego Jarosława Przybyła w Kiecach w zakończonym meczu w Łodzi Wisła Kraków odrobiła z nawiązką jednobramkową stratę do Łódzkiego Klubu Sportowego, stało się jasne, że Korona dołączyła do ŁKS-u i została zdegradowana z PKO BP Ekstraklasy. Z kolei gdynianie mieli świadomość, że jeśli przegrają bój z rywalem w stolicy województwa świętokrzyskiego, uzupełnią zestaw spadkowiczów.

Żółto-niebiescy jednak bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie. Już po sześciu minutach gry po faulu na Marcusie da Silvie przed polem karnym gospodarzy fenomenalnym strzałem z rzutu wolnego popisał się Michał Nalepa. Mocno uderzona i podkręcona piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i ugrzęzła w siatce.

Arka niestety nie potrafiła pójść za ciosem. To gospodarze w dalszej części gry sprawiali lepsze wrażenie na boisku i stwarzali groźniejsze sytuacje. W 19 min. spotkania z bliska strzelał Petteri Forsell. W tej sytuacji powracający do pierwszego składu żółto-niebieskich Pavels Steinbors wykazał się refleksem i uratował Arkę przed stratą gola. W 31 min. gospodarze doznali osłabienia, jednak nie na boisku, tylko ławce rezerwowych. Po kolejnej dyskusji z arbitrami drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał szkoleniowiec Korony Maciej Bartoszek. Od tego momentu zmuszony był on dyrygować grą swoich podopiecznych z trybun.

Gospodarzy to jednak nie zraziło i nadal byli groźniejsi od Arki. Dogodną sytuację do wyrównania miał Jacek Kiełb. Już w doliczonym czasie gry sporo miejsca w polu karnym defensorzy żółto-niebieskich pozostawili też Grzegorzowi Szymusikowi, który na ich szczęście przestrzelił. Arkowcy więc do przerwy wygrywali, mieli swój wynik, ale ich gra była daleka od ideału. Przyznał to uczciwie Michał Nalepa.

- Korona ma zbyt dużo sytuacji, były one bardzo groźne – powiedział strzelec jedynej bramki w pierwszej części spotkania. - Jestem zły sam na siebie i na całą drużynę. Gramy zbyt nerwowo, panikujemy. Dużo się dzieje także poza boiskiem. To jest jednak taki moment, że musimy być mądrzy i grać trochę spokojniej. Mamy swój wynik i nie ma powodów, abyśmy panikowali.

Arkowcy niestety nie wyciągnęli wniosków z pierwszej połowy. W drugiej części gry nadal dopuszczali gospodarzy do groźnych sytuacji. Najlepszą z nich zaprzepaścił w 66 minucie spotkania Kiełb, który, mając mnóstwo miejsca i czasu po pięknym zagraniu Daniela Szelągowskiego, fatalnie spudłował. Ambitnie grający gospodarze osiągnęli jednak swój cel w 81 min. gry. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego autorstwa Forsella Adnan Kovacević zgrał piłkę głową, a Themitokles Tzimopoulos wygrał pojedynek wręcz z Maciejem Jankowskim, trafiając z bliska do siatki.

Żółto-niebiescy niestety nie byli już w stanie odpowiedzieć na to trafienie, choć w doliczonym czasie gry po zagraniu Marko Vejinovica niewiele brakowało, aby do piłki dopadł Fabian Serrarens. Chwilę później znakomitej sytuacji nie wykorzystał Kamil Antonik. Te zmarnowane sytuacje oznaczały ogromny zawód po końcowym gwizdku sędziego wśród piłkarzy, sztabu szkoleniowego i kibiców Arki.

Gdynianie stracili już definitywnie szansę na dogonienie w tabeli Wisły Kraków. Mają do rozegrania jeszcze tylko trzy spotkania w tym sezonie i ich sytuacja w tabeli stała się już beznadziejna. Jedyny rywal, którego podopieczni trenera Ireneusza Mamrota są w stanie, oczywiście w teorii, wyprzedzić, to Wisła Płock. „Nafciarze” mają obecnie nad żółto-niebieskimi osiem punktów przewagi w tabeli i w zanadrzu w poniedziałek mecz u siebie z Górnikiem Zabrze na zakończenie 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Nawet, gdyby Arka Gdynia wygrała wszystkie spotkania do końca sezonu, to wystarczy, że Wisła Płock zdobędzie jeden punkt, a spadek żółto-niebieskich stanie się faktem. „Nafciarze” mają aż cztery okazje, aby po niego sięgnąć. Krótko to wszystko podsumowując, scenariusz utrzymania się Arki Gdynia w PKO BP Ekstraklasie jest obecnie tak skrajnie nieprawdopodobny, że nie ma już się co łudzić. Trzeba szykować się w przyszłym sezonie na trudną walkę o powrót do elity.

- Została nam już tylko matematyka – podsumował sytuację Arki po spotkaniu Adam Marciniak, obrońca żółto-niebieskich. - Trzeba być realistą. Uratować nas może już tylko cud.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto