Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pitawal Pomorski: Zabili, bo chcieli dać mu nauczkę.Tragedię sprzed 15 lat opisuje Dorota Abramowicz

Dorota Abramowicz
sxc.hu
Tragedia, do jakiej doszło ponad 15 lat temu w pewnej kaszubskiej wsi, stanowiła szok nie tylko dla jej mieszkańców. I chociaż kolejne procesy sądowe pozwoliły na ukaranie sprawców morderstwa 13-letniego chłopca, do tej pory wielu osobom trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego trzech mężczyzn odebrało życie dziecku.

Był wczesny wieczór 21 lutego 1997 roku. Na stacji kolejowej w położonej około 70 kilometrów od Gdańska wsi Bożepole Wielkie zatrzymał się pociąg. Wysiadła z niego grupa dzieci z miejscowej szkoły, wracająca z klasowej wycieczki. Wśród nich był także trzynastoletni Dawid, syn leśniczego.

O Dawidzie nikt nie mógł powiedzieć nic złego. Grzeczne, dobrze ułożone dziecko. Dobry uczeń. Lubiany przez kolegów... Szedł ze stacji wraz ze swoim kolegą z klasy, Markiem.

Czytaj też:**Sprawcy brutalnego pobicia w areszcie**

- Koło cmentarza rozstaliśmy się z Dawidem. Wtedy widziałem go ostatni raz - opowiadał później Marek.

Rodzice Dawida tamtego wieczoru często wyglądali przez okno. - Po godzinie 21 zaczęliśmy się niepokoić o los syna - opowiadał później policjantom ojciec chłopca. - Tłumaczyliśmy sobie, że może pociąg się spóźnia. Żona dzwoniła do znajomych. Później rozpoczęliśmy poszukiwania.

Wieść o zaginięciu chłopca błyskawicznie rozeszła się po wsi. Sąsiedzi dzwonili do siebie, mimo ciemności i nie najlepszej pogody kolejne osoby wyruszały na poszukiwania. Przeczesywano każdy metr w przy trasie, jaką miał pokonać chłopiec.

Nagle jeden z mieszkańców wsi krzyknął, że w pobliżu lasu leży worek z drożdżówką. Po chwili odnalazł się tornister Dawida. Aż wreszcie dokonano makabrycznego odkrycia - na skraju lasu, w rowie melioracyjnym na pograniczu wsi Bożepole Wielkie i Chmielnice, natknięto się na ciało Dawida. Chłopiec miał związane ręce sznurowadłem. Twarzą leżał w wodzie.

Rozpoczęto intensywne śledztwo. Szukano świadków, pytano o wszystkie osoby, które widziano w pobliżu stacji kolejowej. Nieoficjalnie mówiono o motywie seksualnym. W liczącej około 2 tysięcy mieszkańców wsi zastanawiano się, kto mógłby dokonać tak okrutnego czynu.

- Czujemy, że to ktoś od nas - mówiła dziennikarzom, którzy już dzień później pojawili się w Bożympolu Wielkim, pani Zofia. - I to jest najgorsze, bo człowiek nie wie, co jeszcze może spotkać nasze dzieci. Na wszelki wypadek żadne nie wraca po ciemku same do domu.

Czytaj:**Sprzęt komputerowy dla gdyńskiej policji**

Pani Zofia - całkiem nieoficjalnie - sugerowała, by przyjrzeć się konkretnym mieszkańcom wsi.

- Zapytajcie policję o rodzinę W. - rzuciła na odchodnym. - Tam jest dziesięcioro dzieci. Najstarszy Marcin to panieński syn i nosi inne nazwisko. Strasznie go traktowano w dzieciństwie, nie zdziwiłabym się, gdyby to się odbiło na jego psychice. Młodszy, osiemnastoletni Zbyszek, leczył się psychiatrycznie. Niedawno wrócił ze szpitala. Dziwnie się zachowuje...

Policjanci także zainteresowali się wielodzietną rodziną. Zwłaszcza że kolega Dawida, Marek, który jako ostatni widział żywego chłopca, zeznał, że zaraz po wyjściu z pociągu widział Zbyszka W. - Zapamiętałem go, bo był pijany - powiedział.

Ktoś inny zauważył, że Zbyszek nie był sam. Towarzyszył mu rówieśnik Dawida, upośledzony Jacek. Jeszcze przed pogrzebem Dawida policjanci zatrzymali Zbyszka i Jacka. Dwa dni później dołączył do nich 24-letni Marcin. Cała trójka przyznała się do zabicia Dawida. Tłumaczenie, dlaczego pozbawili życia chłopca, wydawało się niewiarygodne.

- Dawid bardzo nas zdenerwował - mówił Zbyszek. - Wszystko przez jastrzębie. Robiliśmy pułapki na ptaki, w które te jastrzębie wpadały. A Dawid, pewnie nauczony przez ojca leśniczego, wypuszczał jastrzębie z pułapek. Postanowiliśmy dać mu nauczkę. Zaczailiśmy się na niego...

Był w hostelu, ukradł telewizor

Przyrodniemu bratu i jego koledze towarzyszył Marcin. Zbyszek skrępował ręce Dawida, a Marcin postanowił wykorzystać seksualnie chłopca. Gdy ofiara odmówiła, Marcin własnoręcznie utopił trzynastolatka w rowie.

Jackiem zajął się Sąd Rodzinny i Nieletnich. Rozprawa przeciw przyrodnim braciom toczyła się jesienią 1998 r. w Gdańsku. Już przed sądem Zbyszek odwołał wcześniejsze zeznania. - Jestem niewinny - stwierdził. Tymczasem Marcin wziął na siebie całą odpowiedzialność.- Byłem sam na sam z ofiarą w chwili zabójstwa - utrzymywał.

Jednak sędziowie nie uwierzyli Marcinowi. Przyjmując, że w zabójstwie Dawida brały udział trzy osoby, Sąd Okręgowy skazał we wrześniu 1998 r. braci na karę 15 lat pozbawienia wolności. Okolicznością łagodzącą dla oskarżonych miało być to, że do tej pory nie byli karani. Jacek trafił do poprawczaka.
Werdykt zaskarżyli zarówno obrońcy, jak i prokurator.

Czytaj też:**To już dwa lata od zaginięcia Iwony Wieczorek**

Wyrok został zmieniony przez Sąd Apelacyjny, który w 2001 r. uznał, że koledzy z SO nie podołali obowiązkowi należytej oceny wyjaśnień oskarżonych i nie wyjaśnili ważnych okoliczności zabójstwa. Karę dla Marcina podwyższono do 25 lat pozbawienia wolności. Sędzia podkreślał, że dla sprawców zabójstw dzieci nie może być żadnego pobłażania - Ważne i konieczne jest, aby utrwaliło się społeczne przeświadczenie, że popełnienie tak ciężkiego przestępstwa spotka się z należycie surową reakcją wymiaru sprawiedliwości - uzasadniał wyrok przewodniczący składu sędziowskiego.

Zbigniew, któremu nie udowodniono bezpośredniego udziału w zbrodni, został skazany na trzy lata więzienia.

Codziennie rano najświeższe informacje z Gdyni prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto