MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Ojciec Anglik za zgodą gdyńskiego sądu odebrał czteroletniego chłopca mieszkance Pomorza

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
- Drżę o moje dziecko - mówi Barbara Mielewczyk, pokazując zdjęcie synka. fot. tomasz bołt
- Drżę o moje dziecko - mówi Barbara Mielewczyk, pokazując zdjęcie synka. fot. tomasz bołt
Trwa walka o czteroletniego Jasia, chłopczyka urodzonego w Wielkiej Brytanii, który jednak niemal całe swoje życie spędził z matką w Polsce. Na podstawie postanowienia sądu w Gdyni przed trzema dniami ojciec chłopca, ...

Trwa walka o czteroletniego Jasia, chłopczyka urodzonego w Wielkiej Brytanii, który jednak niemal całe swoje życie spędził z matką w Polsce. Na podstawie postanowienia sądu w Gdyni przed trzema dniami ojciec chłopca, Anglik Lee S. - w asyście psychologa, kuratora sądowego i policji - odebrał go babci na terenie jednej z posesji w Stężycy. Jaś nie ma nawet, jak się porozumieć ze swoim tatą. Dziecko nie mówi po angielsku, a jego ojciec po polsku.

- To bezprecedensowa sprawa, o jakiej w swojej długiej karierze adwokata jeszcze nie słyszałem - twierdzi Roman Olszewski, pełnomocnik matki. - Wszystko odbyło się na podstawie prawomocnych decyzji sądu, ale chłopcu stała się wielka krzywda. Sędziowie w ogóle nie wzięli tego pod uwagę.
Matka dziecka, Barbara Mielewczyk, jest załamana.

- W każdej minucie drżę o syna, nie wiem, co się z nim dzieje, gdzie przebywa - mówi kobieta. - Odebrano go przemocą, na dodatek pod moją nieobecność. Był chory, nie wyobrażam sobie, jak ojciec może się nim opiekować, skoro nawet nie potrafi go zrozumieć. Jak synek powie mu, że źle się czuje albo że coś go boli? Boję się, że Jasia nigdy więcej już nie zobaczę. Jego ojciec nie odbiera ode mnie telefonów.

Jaś urodził się w Southampton, między jego rodzicami już od dnia narodzin niezbyt dobrze się układało. Po kolejnych, poważnych nieporozumieniach, gdy interweniować musiała nawet policja, matka z trzymiesięcznym synkiem postanowiła wyjechać do Polski. Od tego czasu wersje obu stron diametralnie się różnią. Barbara Mielewczyk twierdzi, że zawiadomiła o wyjeździe Lee S. Wyrobiła też dziecku paszport u polskiego konsula. Ojciec przed sądem zeznał natomiast, że dziecko wywiezione zostało z Wielkiej Brytanii bez jego wiedzy i zgody, a w Polsce kobieta ukrywała się przed nim i nie odbierała od niego telefonów.

Mężczyzna już po trzech dniach od zniknięcia Barbary Mielewczyk zawiadomił brytyjską policję o uprowadzeniu dziecka, zwrócił się też do polskiego sądu o wydanie mu syna. I tak też się stało. Gdyński sąd, opierając się na przepisach ratyfikowanej przez Polskę i Wielką Brytanię Konwencji Haskiej, zabraniającej wywożenia dziecka na dłużej niż 6 tygodni z kraju urodzenia bez zgody drugiego z rodziców, zdecydował o wydaniu dziecka ojcu. Na niekorzyść Barbary Mielewczyk przemawiały, zdaniem sądu, badania psychologiczne i wiele innych okoliczności, zaistniałych podczas jej związku z Lee S. Apelacja nic nie dała. W 2006 r. wydany został nakaz odebrania dziecka matce. Ojcu udało się go zrealizować dopiero w ostatni poniedziałek.

Wcześniej skontaktował się z Barbarą Mielewczyk i - jak twierdzi kobieta - pod pretekstem ułożenia ich relacji rodzicielskich odwiedził kilka razy jej dom, bawiąc się z chłopcem.

- Teraz jestem pewna, że zrobił to tylko po to, aby zorientować się, gdzie chłopiec przebywa - mówi Barbara Mielewczyk. - Postępowanie ojca jasno pokazuje, że nie ma z jego strony woli porozumienia. A ja nie mam ograniczonych praw rodzicielskich i domagam się możliwości sprawowania opieki nad moim synem.

Doktor Magdalena Sykulska-Przybysz z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego mówi jednak, że matce ciężko będzie spowodować powrót dziecka do Polski.

- Ale na pewno może domagać się kontaktów z nim na terenie Wielkiej Brytanii i raczej za pośrednictwem brytyjskiego sądu - twierdzi dr Sykulska-Przybysz. - Jest natomiast niemożliwe, aby chłopiec przebywał dla przykładu na przemian dwa tygodnie w Polsce i Wielkiej Brytanii. Prawo nie dopuszcza podobnych praktyk, bo dziecko musi mieć jedno stałe miejsce zamieszkania, aby w normalnych warunkach mogło wychowywać się i uczyć. Sąd w takich sprawach może oczywiście ze względu na dobro zainteresowanego uchylić nawet prawomocny wyrok, ale gdy spojrzy się tylko na Konwencję Haską, to nie ma co ukrywać, że bardziej zabezpiecza ona interesy rodziców, a mniej dziecka.

Mecenas Roman Olszewski zapowiada jednak, że broni w tej sprawie nie złoży.

- W sądzie już leży wniosek o uchylenie prawomocnego postanowienia o wydaniu dziecka - mówi mec. Olszewski. - Kodeks postępowania cywilnego dopuszcza taką sytuację, jeśli wymaga tego dobro zainteresowanego. Jeśli zapadnie korzystna dla nas decyzja, wystąpimy o wydanie dziecka i wykonanie tego postanowienia w Anglii. Sąd popełnił w tej sprawie wiele pomyłek, nie biorąc pod uwagę m.in. opinii psychologicznej, według której rozłączenie matki z dzieckiem stanowi zagrożenie dla jego rozwoju. Dopuszczał też jako dowody dokumenty nietłumaczone przez tłumaczy przysięgłych.

Wojciech Andruszkiewicz, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, mówi, że takie zarzuty trudno mu komentować.

- Nie znam akt, ale wiem, że procedura nie zawsze wymaga tłumaczenia przez tłumaczy przysięgłych - twierdzi.

Telefon komórkowy Lee S. milczał wczoraj przez cały dzień.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Prezydent Andrzej Duda obchodzi 52. urodziny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto