Rzeźba przedstawia postać kilkuletniego chłopca. Betonowy i smutny, jak inne prace autora. W smutku tym jest jednak coś, co sprawia, że trudno w tę betonową twarz nie spojrzeć i przejść obok niej obojętnie.
Na udostępnionym zdjęciu widać, że postać chłopca została zdewastowana. Białą i różową farbą pomalowano lewą rękę i nogę chłopca.
O pojawieniu się zniknięciu rzeźby pisaliśmy w lutym i marcu ubiegłego roku. Betonowy chłopiec ustawiony został przez artystę przy ul. Lutego, naprzeciwko Szkoły Podstawowej nr 1 w Gdyni.
Czytaj więcej:
Rzeźba zniknęła na początku marca 2018 roku.
- Jest mi bardzo smutno i źle - powiedział wówczas "Dziennikowi Bałtyckiemu" gdyński rzeźbiarz. - Zdaję sobie sprawę, że stawiam moje betonowe dzieci bez pozwoleń, ale zarazem trudno zrozumieć ludzi, którzy dewastują rzeźbę tylko po to, by potem umieścić ją w ogródku lub schować w piwnicy.
Przeczytaj więcej:
Panie Prezydencie Szczurek, proszę o interwencję - zaapelował artysta!
- W Gdyni nikt nie zna prawdziwego imienia Tewu, ale wszyscy doskonale znają jego prace. Betonowy chłopiec był kolejną rzeźbą podrzuconą przez artystę w przestrzeni miasta, jednak mieszkańcy nie mogli się nim długo cieszyć, bo niecały miesiąc później został skradziony – mówi Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent Gdyni ds. gospodarki. – Cieszy, że rzeźba się odnalazła, nie mamy jednak żadnych, prawnych możliwości ściągnięcia jej z powrotem, bo jako miasto nie jesteśmy jej właścicielami, możemy jedynie potępić wywiezienie dzieła z Gdyni wbrew woli artysty. Chętnie go wspomożemy, jeśli sam, jako jedyny uprawniony, zdecyduje się wystąpić do organów ścigania – dodaje.
Zobacz też:
***
Reportaż o "gdyńskim Banksy'm"
Wrześniowa noc ubiegłego roku, skwer Kościuszki w Gdyni. Dawno już minęła północ, pusto na ulicach, bary pozamykano, nawet najwytrwalsi imprezowicze wrócili do domów.
Wyruszają we dwójkę, Tewu z kolegą. W plecaku niosą Chłopca. Niecały metr wzrostu, z 16 kilogramów wagi. Beton. Na samym końcu skweru, w pobliżu mariny z murku wystają cztery, pozostawione nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo po co, pręty. Na jednym z nich stawiają lekko pochylonego Chłopca, z rękami założonymi z tyłu, obracającego smutną, a może tylko zamyśloną, jak utrzymuje rzeźbiarz, twarz w stronę morza. Klej wiąże beton w pięć minut. Koniec akcji.
Chłopiec wpatrzony w morze stoi na murku miesiąc, może dłużej. Potem znika. Ci, którzy zabrali rzeźbę, dobrze oczyścili pręty, pozostawiając na powierzchni muru jedynie okrągły, lekko widoczny ślad po cokole.
- I tak przetrwał dłużej, niż myślałem - odpowiada Tewu, gdy pytam, czy nie boli go zniknięcie Chłopca. - Dlaczego zniknął? Nie wiem. Może skuto go na zlecenie właściciela terenu, być może bezinteresownie zniszczono, aby zniszczyć, a może też ktoś postanowił go sobie zabrać i postawić na przykład w ogródku.
Pozostały zdjęcia, a w piwnicy jeszcze dwaj bracia-bliźniacy Chłopca, z tej samej stworzeni formy. Bo Tewu wymyślił, że jednego Chłopca zrobi dla siebie, drugiego dla kogoś, a trzeciego dla Gdyni. Rodzinnego miasta, jak jego rzeźby, zbudowanego z betonu.
Całość październikowego reportażu Doroty Abramowicz o Tewu i zdjęcia jego rzeźb na stronie plus.dziennikbaltycki.pl:
Rzeźby wielorybów na Długim Targu w Gdańsku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?