Już trzy miesiące po zaślubinach Polski z Bałtykiem rząd polski wysłał nad morze inżyniera Tadeusza Wendę, specjalistę od budowy portów, by znalazł na odzyskanym skrawku wybrzeża miejsce do budowy "okna na świat" najdogodniejsze. Długo nie szukał. W czerwcu raport dla rządu był gotowy. Inżynier Wenda pisał w nim tak: "...najdogodniejszym miejscem do budowy portu wojennego (jak również w razie potrzeby handlowego) jest Gdynia, a właściwie nizina między Gdynią a Oksywą, położoną w odległości 16 km od Nowego Portu w Gdańsku. Miejscowość ta ma następujące zalety:
1. Osłonięta jest przez półwysep Hel nawet od tych wiatrów, od których nie jest wolny Gdańsk.
2. Głęboka woda leży blisko od brzegu, a mianowicie linia 6 mt. głębokości w odległości 400 mt. od brzegu, a
3. linia 10 mt. głębokości w odległości od 1300 do 1500 mt.
4. Brzegi są niskie, wzniesione na 1 do 3 mt. nad poziomem morza.
5. Jest obfitość wody słodkiej w postaci strumyka "Chylonja".
6. Bliskość stacji kolejowej Gdynia (2 km).
7. Dobry grunt na rejdzie...".
Posłowie zastanawiali się dwa lata, żeby 23 września 1922 roku uchwalić ustawę o budowie portu w tym właśnie miejscu.
Już 13 sierpnia następnego roku do portu w Gdyni zawinął pierwszy zagraniczny statek, był to Kentucky pływający pod francuską banderą.
W 1924 roku (mimo że pierwszy dźwig rozpoczął pracę dopiero dwa lata później) w gdyńskim porcie przeładowano 10 tys. ton. Tuż przed wojną, w 1938 roku, było to już 8 mln 700 tys. ton. Po wejściu w trzecie tysiąclecie ilość ta była już niewiele większa - w 2002 roku wynosiła 9 mln 365 tys. ton. Obecnie port przeładowuje rocznie kilkanaście mln ton.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?