Statystyki ekstraklasowych spotkań Legii z Arką wyraźnie faworyzują warszawski zespół. Na 22 rozegrane mecze gdynianie wygrali tylko raz, za to 14 razy przegrywali, a siedem spotkań zakończyło się remisem. W poprzednim sezonie dwa razy minimalnie lepsza, po 1:0, była Legia. Nie oznacza to jednak, że Legii trzeba się bać. Raczej potrzebna jest determinacja, aby te statystyki poprawić.
Wiadomo, co jest podstawową bolączką podopiecznych trenera Dariusza Pasieki w wyjazdowych spotkaniach tego sezonu. Arka nie strzeliła na obcych boiskach żadnej bramki. Piłkarze mają już dość dociekań w stylu - kiedy wreszcie przełamiecie tę wstydliwą niemoc?
- Proszę o inny zestaw pytań - odpowiadają ci bardziej dowcipni.
Problem jednak jest, a dzisiejszy mecz w stolicy jest ostatnią w rundzie jesiennej szansą na trafienie do siatki rywali na wyjeździe. Tylko czy "ranna" po 0:4 z Wisłą w Krakowie Legia na to pozwoli?
- Z każdym można zdobyć bramkę, z Legią w Warszawie także. To nie jest tak, że my nie mamy na obcych boiskach okazji do pokonania bramkarza rywali. Mieliśmy takie w Krakowie czy Poznaniu, to czemu nie mamy mieć w Warszawie. Ciągle brakuje skuteczności, może także trochę szczęścia. W końcu tego gola zdobędziemy. Oby nie było to tylko honorowe trafienie, na przykład przy stanie 0:3, bo to wówczas żadna satysfakcja - mówi trener Pasieka.
O strzeleniu bramki w stolicy raczej nie marzy bramkarz Arki Norbert Witkowski.
- Kolegom grającym w ofensywie życzę jak najlepiej, ale ja raczej muszę się skupić na tym, abyśmy z tyłu skończyli na zero. A jak z tyłu będzie zero, to już jedynka z przodu wszystkich nas ucieszy. Na pewno będziemy walczyć o jak najkorzystniejszy wynik. Ja nie pogardziłbym remisem - nie ukrywa Witkowski.
Legia gra chimerycznie, ale bez wątpienia to ciągle jeden z głównych kandydatów do zdobycia tytułu mistrzów Polski. Ewentualna wygrana z Arką daje realne szanse awansu nawet na drugie miejsce w tabeli. Gospodarze mają więc o co walczyć, nie wspominając już o potrzebie rehabilitacji po wysokiej porażce z Wisłą. Wiele wskazuje na to, że trener Maciej Skorża w ataku postawi na Bruno Mazengę, dla którego będzie to szansa na udowodnienie, że chce na dłużej pozostać w zespole.
A na którego z napastników postawi trener Pasieka? Na Mirko Iwanowskiego czy Josepha Mawaye?
- Decyzje o kształcie wyjściowej "11" zapadną dopiero przed meczem - wyjaśnia szkoleniowiec żółto-niebieskich. - Na przykład pod znakiem zapytanie stoi gra w dzisiejszym spotkaniu Miroslava Bożoka, który narzeka na drobny uraz. Dopiero w hotelu w Warszawie spotkam się z Wojciechem Wilczyńskim i Marcinem Budzińskim, którzy w środę w reprezentacji U-20 grali w Szwajcarii. Polska wygrała 3:2, a obaj nasi piłkarze spędzili na boisku po 45 minut. Mam tylko nadzieję, że obaj są zdrowi. Jedno jest pewne. Obojętnie w jakim składzie, to i tak nie możemy się rzucić na Legię, bo to byłoby futbolowe harakiri.
Musimy zagrać uważnie, konsekwentnie, z determinacją. Do tego nie zapominać o kontratakach. Na pewno nie jedziemy ze strachem w oczach, na pożarcie. Wielokrotnie powtarzałem, że liga w tym sezonie jest taka, że każdy może wygrać z każdym. My wygrywamy z zespołami ścisłej czołówki, aby przegrać ze zdecydowanie ostatnią w tabeli Cracovią. Legia też nie jest monolitem. Na własnym boisku straciła w tych rozgrywkach już osiem bramek. Czemu kolejnej, czy kolejnych, nie miałaby stracić właśnie dzisiaj? - tym retorycznym pytaniem kończy swoją wypowiedź Pasieka.
Jak będzie naprawdę, przekonamy się dzisiaj wieczorem. Porażka może zepchnąć żółto-niebieskich nawet na przedostatnie miejsce w tabeli. Takiego scenariusza wszyscy w Gdyni chcieliby uniknąć.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?