Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Monika Stachowska: Odchodzę i nie mam już żalu

Rafał Rusiecki
Rozmowa z Moniką Stachowską, byłą już piłkarką ręczną Vistalu Łączpol Gdynia.

- Była Pani podstawową zawodniczką Vistalu Łączpol. Mimo to zrezygnowała z dalszej gry w gdyńskim klubie, choć otrzymała ofertę na kolejny sezon.

- Spotkałam się z opiniami: "pani Stachowska chce nie wiadomo ile pieniędzy. Troszeczkę pograła i zaczyna zachowywać się jak gwiazda". Zapewniam, że gdyby uderzyła mi woda sodowa do głowy, to odeszłabym z gdańskiego AZS już po zdobyciu trzeciego medalu [srebro w sezonie 2005/2006 - przyp. red.]. Zawsze chciałam jednak zostać w Trójmieście, dlatego po zakończeniu kontraktu w Gdańsku wybrałam ofertę beniaminka z Gdyni.

- Dlaczego?

- W innych klubach proponowano mi lepsze warunki finansowe, ale w Trójmieście miałam swoje życie prywatne i zawodowe. Nie to jest jednak w życiu najważniejsze. Zresztą wówczas Łączpol złożył satysfakcjonującą mnie propozycję. To było jednak trzy lata temu. Teraz, po zdobyciu brązowego medalu mistrzostw Polski w Vistalu Łączpol, zaproponowano mi warunki finansowe gorsze, niż wtedy. Myślę, że nikt rozsądny nie zgodziłby się na taką propozycję.

- Rozmawiała Pani o tym z działaczami?

- Myślałam, że to oferta podlegająca negocjacji, dlatego spokojnie przyjęłam ją do wiadomości. Swoją grą i zaangażowaniem chciałam udowodnić przydatność do zespołu i pokazać działaczom, że zasługuję na lepsze warunki finansowe. Myślałam, że zrobiłam wszystko. Okazało się, że oferta złożona w marcu była absolutnie poważna i ostateczna. Negocjacje odbyły się więc na zasadzie - albo to bierzesz, albo się rozstajemy.

- Jaka była atmosfera w drużynie?

- W czasie treningów panowała atmosfera pracy. Lubię ciężko pracować, jestem typem zawodniczki, która musi być "pracusiem", by cokolwiek ugrać. Jednak było też wiele nieprzyjemnych sytuacji, podczas których padały określenia "do niczego się nie nadajesz", "jesteś osłem". Świadczy to negatywnie o poziomie osoby, która je wypowiadała. Jest mi wstyd, bo w czasie meczu słyszeli to zarówno moi bliscy, jak i kibice. Czułam się z tym bardzo niekomfortowo.

- Ile spotkań ligowych opuściła Pani w tym sezonie?

- W ciągu siedmiu lat pauzowałam w czasie trzech meczów, z powodu złamania nosa oraz z powodu kontuzji stawu skokowego.

- Jest Pani nominalną kołową, ale w minionym sezonie grała na wszystkich pozycjach oprócz bramki.

- Wpływ na to miała na pewno sytuacja kadrowa. Przez praktycznie pół sezonu grałyśmy siódemką, ósemką a w najlepszym razie dziewiątką zawodniczek. Po kilku meczach, gdzie zagrałam na pozycji rozgrywającej, kołowej i skrzydłowej, doszłam do wniosku, że nie liczy się, gdzie mnie trener ustawia, ale to, że jestem na boisku. Cieszę się, że grałam cały sezon. A jeśli chodzi o pozycję kołowej, to miałyśmy chyba najlepiej obsadzoną w Polsce. Brak mojej osoby nie wpływał znacząco na wynik zespołu, ponieważ Patrycja Kulwińska zagrała rewelacyjnie ten sezon.

- I tak uniwersalnej zawodniczki klub nie docenia?

- Ten nie, ale mam nadzieję, że inny doceni.

- Działacze się pogubili czy ostatnio są nieporadni?

- Są bardzo zaradni. Mają wizję drużyny, w której mnie niestety nie ma.

- Trener Ciepliński podobno decyduje o wszystkim w klubie?

- Zgadza się. Ma taki styl pracy. Jeśli znajduje współpracowników, którym to odpowiada, to wtedy jest OK. Jednak są pewne granice ludzkiej wytrzymałości…

- Ale przecież wspólnie pracujecie już od dawna.

- Przechodząc do Łączpolu zostawiłam trenera w gdańskim AZS AWFiS. Nie miałam wpływu na to, że po pewnym czasie objął zespół w Gdyni. Nie jest złym trenerem. Nauczył mnie przede wszystkim ciężkiej pracy, dlatego nie lubię sportowego lenistwa i braku wytrwałości w dążeniu do celu. Brakuje mu jednak... człowieczeństwa i empatii. Przede wszystkim chodzi o szacunek do zawodniczek jako kobiet i ludzi. Gdyby nie ta jego wada i inne podejście działaczy na przestrzeni lat, to w Trójmieście byłby klub na miarę Ligi Mistrzyń.

- 21-letniej Monice Aleksandrowicz klub też podziękował za dalszą grę.

- To druga zawodniczka w lidze, która ma 190 cm wzrostu. Warunki fizyczne idealne. Informacja o jej odejściu trochę mnie zaskoczyła, ponieważ trener Ciepliński uwielbia wysokie szczypiornistki. Monika miała kontuzję barku. Nie wiem, czy to nie wpłynęło na decyzję o nieprzedłużeniu kontraktu.

- Ma Pani do kogoś żal za to, że nie otrzymała lepszej oferty, że o Panią nie walczono?

- Już nie mam żalu. Przede mną nowy etap w życiu. Perspektywa nowych doświadczeń sportowych napawa mnie optymizmem.

- Kto więc będzie Pani nowym pracodawcą?

- Francuski klub Arvor 29 Pays de Brest.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto