Na scenie ustawionej w niedzielny wieczór w hali Gdynia jedyną scenografią było kilka restauracyjnych stolików. Siedziało za nimi kilkanaście osób, ale tylko trzej siedzący okazali się członkami zespołu, towarzyszącymi portugalskiej gwieździe muzyki etno Marizie. Pozostali byli statystami, o których słynna śpiewaczka fado powiedziała, że są gośćmi w jej tawernie. Udawanie, że ogromna estrada jest wnętrzem przytulnej knajpki w Lizbonie, wydało mi się w pierwszej chwili pretensjonalnym, a nade wszystko przytłaczająco sztucznym pomysłem. Po kilku pieśniach poczułem jednak atmosferę intymnego skupienia, Marizie udało się więc coś niezwykle trudnego, a tak samo jak ja zahipnotyzowanych było pozostałych kilka tysięcy słuchaczy w gdyńskiej hali.
Mariza jest spadkobierczynią zapoczątkowanej w XIX w. tradycji muzyki fado, wywodzących się z miejskiego folkloru melancholijnych pieśni, wykonywanych z akompaniamentem gitar. Tu gitary były trzy, dwie klasyczne i tzw. gitara portugalska, czyli dwunastostrunowy instrument, przypominający kształtem lutnię. Gitarzyści byli wspaniali, choć fado nie wymaga wyczynowych popisów, jakie znamy z flamenco. Znakomicie nieśli głos Marizy, opowiadającej smutne historie o miłości, tęsknocie i stracie. Artyści udowodnili poziom swoich umiejętności, gdy przy ostatnim bisie kazali wyłączyć nagłośnienie i zagrali całkowicie akustycznie. Brzmienie gitar i głosów było słychać wtedy jakby dobiegające z daleka, w przestrzeni ulic. Piękny trik!
A wcześniej wszyscy byliśmy świadkami muzycznego spektaklu, który się obywał bez unowocześnień, bez ukłonów w kierunku słuchacza wychowanego na rocku, hip-hopie czy muzyce tanecznej. Nie potrzeba było żadnej elektroniki, rozbudowywania składu, przytłaczania słuchacza wystawnością koncertu. Muzyka Marizy i jej zespołu oparta jest "tylko" na kunszcie artystów i autentyczności, niczego więcej nie było trzeba.
Fado jest często porównywane z bluesem i choć z muzyką z południa USA ma niewiele wspólnego pod względem brzmieniowym, to oba gatunki miały swój początek ponad sto lat temu, w marnych spelunkach, pełnych nieszczęśliwych ludzi, do których zaliczali się także wykonawcy. Dzisiejsze gwiazdy i fado, i bluesa są ludźmi sukcesu i poczucie życiowej porażki muszą kreować jak rolę na scenie. A może jednak nie? Może każdy potrafi poczuć tęsknotę i ból utraty? Przy tak pięknej muzyce, z pewnością.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?