Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maciej Kosycarz nie żyje. Odszedł człowiek, który znał w Gdańsku wszystkich i którego wszyscy znali

Ryszarda Wojciechowska
Nie żyje Maciej Kosycarz. 26 marca rano, w wyniku powikłań po planowym zabiegu, zmarł w Warszawie. Był najbardziej znanym gdańskim fotoreporterem, wydawcą wielu albumów fotograficznych o Trójmieście.

Nie żyje Maciej Kosycarz. 26 marca rano, w wyniku powikłań po planowym zabiegu, zmarł w Warszawie. Był najbardziej znanym gdańskim fotoreporterem, wydawcą wielu albumów fotograficznych o Trójmieście. Ale przede wszystkim był dobrym, życzliwym człowiekiem i naszym bardzo bliskim kolegą. 20 kwietnia skończyłby 56 lat. ​

"Kochani, Maciek odszedł robić zdjęcia Panu Bogu". Tym wzruszającym wpisem pożegnali go jego przyjaciele. ​

Z żalem, na wiadomość o śmierci, żegnali się z nim m.in. Donald Tusk, który nazwał Maćka swoim serdecznym kolegą i świetnym fotografem czy Aleksandra Dulkiewicz, która pisała o żalu niewypowiedzianym i o tym, ze zapamięta Maćka przede wszystkim dzięki jego zdjęciom.​

Ale najwięcej słów żalu płynie od mieszkańców Trójmiasta, których życie Maciek przez lata zatrzymywał w kadrze. ​

Ci, którzy go bardzo dobrze znali, zgodnie powtarzają, że trudno się myśli o Maćku w czasie przeszłym. Był... Niektórym podczas rozmowy załamuje się głos. Inni, jak Marek Wałuszko, dziennikarz i kolega już od czasów liceum, mówią otwarcie:

Człowiek swoje lata ma, ale jak usłyszałem, że Maciek nie żyje, to się rozpłakałem.

Wałuszko wspomina ich ostatnią rozmowę, kiedy Maciek był już w szpitalu. ​

- Może miał obawy, ale patrzył na życie optymistycznie, z nadzieją, że ta operacja może mu pomóc. Wydawało się, że jest w formie. Zresztą wcześniej dbał o siebie. Codziennie jeździł po 60 kilometrów na rowerze. Trudno to wszystko zrozumieć - opowiada. ​

Dla niego Maciek to przede wszystkim człowiek, który nie miał wrogów. Był niezwykle ujmujący. Nie można go było nie lubić. ​
Krzysztof Skiba z Maćkiem znali się jeszcze dłużej, od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Razem chodzili do "50", a potem do słynnego, gdańskiego I LO, tego samego, które kończyli również Donald Tusk i Paweł Adamowicz. ​

Maciek był chłopakiem z naszej paczki. Fantastyczną osobą i duszą towarzystwa. Był może mniej zwariowany niż ja, ale też miał szalone pomysły. Występowaliśmy razem w szkolnym kabarecie Tapeta. Będzie go brakować

- przyznaje Krzysztof Skiba.

- Ale zostaną albumy przez niego wydane ze zdjęciami jego ojca, które są piękną historią Gdańska zatrzymaną w kadrze - kończy. ​

Ryszard Kokoszka, restaurator, najpierw poznał Zbigniewa Kosycarza, ojca, też znanego przed laty fotoreportera, a potem syna. Dziś tylko tyle przechodzi mu przez zdławione gardło:

- Nigdy bym nie przypuszczał, że Maćka pokona choroba. Był samym życiem, iskrą. Miał tyle pomysłów na przyszłość. ​

Nasza redakcyjna koleżanka, fotografka Karolina Misztal tak z kolei Maćka wspomina:

- Człowiek przez wielkie C, Fotograf przez wielkie F. Wulkan energii i żartowniś. Tyle samo ile wydał albumów, można by wydać książek z anegdotami na jego temat. Jego aparat i charakterystyczna czupryna były wszędzie. Dziś dużo bym dała, by włosy Maćka znów przysłoniły mi kadr. Był trochę jak starszy brat, prywatnie świetny kompan do rozmowy na każdy temat, zawodowo wzór, za którym goniliśmy. Miał mnóstwo pomysłów i je realizował, a mnie uczył i dyscyplinował, bym niczego ani w fotografii, ani w życiu nie odkładała na później. Maćku, w styczniu spotkaliśmy się razem na scenie Europejskiego Centrum Solidarności, wspominaliśmy Pawła Adamowicza. Powiedziałeś wtedy "Zdjęcia są wspomagaczem pamięci, są śladem po człowieku. Sięgniemy za jakiś czas do zdjęć z dzisiejszego wieczoru i wspomnimy sobie jaki to był ten Wieczór o naszym Przyjacielu". Nie przeszło mi przez myśl, że tak szybko będę musiała wspominać i Ciebie Przyjacielu. Zostawiłeś piękny ślad w historii tego miasta. Dziś zdjęcia robisz, gdzieś tam na górze, pewnie razem z Tatą. Do zobaczenia Kosy...​

Maciej był, można powiedzieć, "skazany" na robienie zdjęć. Jego ojciec Zbigniew Kosycarz już od 1945 roku fotografował Gdańsk. W czasach PRL stał się kultową postacią. Kimś, kto fotografował wszystko i wszystkich. Maciejowi może i było na początku łatwiej, bo znane nazwisko już miał. Ale musiał zapracować na swoje imię. I to mu się udało. ​

W jednej z rozmów z naszą redakcyjną koleżanką Gabrielą Pewińską, opowiadał, że pierwszą "lustrzankę" dał mu ojciec, kiedy skończył sześć lat.

- W latach 70. zrobiłem zdjęcie Staszkowi Michalskiemu na meczu prasa - aktorzy. To był zdjęcie dorosłego człowieka z perspektywy żaby, w tym wypadku małego chłopca, czyli zrobione z dołu. Ukazało się w "Głosie Wybrzeża" z podpisem: Fot. Maciuś Kosycarz. Lat 6. ​

W rozmowach nie krył, że w pewnym sensie drogę do zawodu utorował ojciec, którego wszyscy znali. Wspominał to tak:

- Najbardziej działa nazwisko. Jadę sobie taksówką i gadam przez telefon. W trakcie rozmowy padają słowa w stylu: To proszę wysłać te zdjęcia do mnie, Maciej Kosycarz... Skończyłem rozmawiać, a tu taryfiarz się odwraca i mówi: O! Kosycarz! Pan w 1945 roku robił zdjęcia i tak młodo wygląda?!

Ale jest też anegdota, niejako, w drugą stronę. Jakiś czas temu byłem umówiony na robienie zdjęć w policji. Komisarz, z którym rozmawiałem, uprzedził dyżurnego, że przyjdzie fotoreporter Kosycarz i żeby go wpuścić. Wchodzę, mówię „Kosycarz jestem”, a dyżurny się uśmiecha: Tak, znam, znam, syn Macieja! - opowiadał wywiadzie dla naszej gazety. ​

Często w dzieciństwie i młodości towarzyszył ojcu w tych jego wędrówkach z aparatem po mieście. Chociaż w młodości był taki czas, że nie miał ochoty robić tego, co tata, czyli fotografować. ​

Na szczęście później mu się to odwidziało. Po studiach na Uniwersytecie Gdańskim zaczął współpracę z lokalnymi gazetami. Po kilku latach założył agencję fotograficzną Kosycarz Foto Press KFP. ​

Dzięki temu, że fotografia stała się jego pasją i zawodem, powstało wspaniałe fotograficzne archiwum jego ojca. A owocem tego archiwum są m.in. albumy z cyklu "Niezwykłe Zwykłe Zdjęcia" pokazujące życie Trójmiasta na przestrzeni lat. ​

Maciek, pytany w wywiadzie o to archiwum ojca, przyznawał, że nikt inny nie podchodziłby do tych zdjęć z takim sercem. ​

- Segregując je, chodzę po śladach ojca, odszukuję na nowo miejsca, które on przed laty odnalazł. Od kilku lat prowadzę agencję fotograficzną. Zdjęcia zamawiają u mnie gazety z całej Polski. Ludzie często nie wiedzą, że jestem synem fotografa i że dysponuję archiwum od 1945 roku. Dzwoni ktoś do mnie i mówi, że potrzebuje zdjęcia Maryli Rodowicz. A ja pytam: Z którego roku? Z lat 70., 80., czy współczesne? Są zadziwieni - opowiadał. ​

Maciej, podobnie jak ojciec, nigdy tez nie rozstawał się z aparatem.
- Tata wszędzie targał go ze sobą. I ja to po nim przejąłem. ​

Fotoreporter Piotr Hukało w swoim pożegnaniu przypomniał, jak Maciek kiedyś w radiu powiedział, że aparat zabiera nawet wychodząc ze śmieciami. ​

- Podziwiałem go i trochę i zazdrościłem, że ma tyle pasji do fotografowania. I to, że nigdy nie był wkurzony, zły rozdrażniony. Był chodzącym optymizmem. Był... - napisał Piotr. ​

Grzegorz Mehring, również gdański fotoreporter, podobnie Maćka wspomina:

- Znaliśmy się bardzo dobrze. I wszystkie moje wspomnienia związane z Maćkiem są tylko dobre. To był naprawdę fajny człowiek, świetny kolega po fachu, pomocny. Dokumentował wszystko - zmieniające się miasto, ludzi, nawet takich mało znaczących jak ja. Bo okazało się, że kiedyś też zrobił mi zdjęcia. ​

Grzegorz Mehring opowiada, że zawsze dla niego są ważne spotkania z kolegami fotoreporterami.
- Ale na widok Maćka cieszyłem się podwójnie. Bo on potrafił człowieka wprowadzić w dobry nastrój. Miał w sobie dużo takiej pogody, wewnętrznego uśmiechu i ciepła. Ceniłem go jako fachowca i za to, że to archiwum ojca tak wspaniale zagospodarował. Wielki szacunek. ​

Poza wydawaniem albumów, które cieszyły się wielkim uznaniem i ogromną popularnością, Maciej organizował też ​konkurs fotograficzny - Gdańsk Press Photo im. Zbigniewa Kosycarza. ​

- Nigdy nie wygrałem w tym konkursie - mówi Grzegorz Mehring. - I kiedyś sobie zażartowałem: Maciek, dlaczego zgubiliście moje zdjęcia? Ale byłem w tym konkursie wyróżniany. Co też jest dla mnie bardzo ważne. Miałem wielki szacunek, że mu się chciało ten konkurs organizować. Bo organizacja konkursu pochłaniała wiele czasu. Ale on był takim społecznikiem. W jednej z rozmów telefonicznych, kiedy już wiedział, że jest chory, przestrzegał mnie: - Badaj się. Zrób to, bo życie mamy tylko jedno. I chyba to zrobię - kończy Mehring. ​

W 2016 roku Maciej zachorował na nowotwór. Wykryto u niego guza nerki. Nerkę usunięto. I wydawało się, że wygrał tę najcięższą w życiu batalie. O powrocie do zdrowia mówił jednak z dużą ostrożnością. Ale też nie uważał, że to tylko jego sprawa. Uznał, że trzeba o swojej chorobie opowiadać, żeby innych przestrzec aby nie bagatelizowali badań. Prowadził swego rodzaju misję. Angażował się w promocję profilaktycznych badań, tak mówiąc o tym w jednym z wywiadów:

- Warto badać, bo nerka nie daje znaków, że jesteś chory. Ja miałem doskonałe wyniki: krew, mocz, nic! Tytan pracy, żadnych śladów. Jak nerka daje objawy, że coś jest nie tak, to z reguły bywa już za późno. Dlatego trzeba się badać - powtarzał.​

Wtedy się mogło zdawać, że wygrał z chorobą. Wracał do pracy i jak mówił, odkrywał życie na nowo. Smakował. I fotografię też. Ale kilka miesięcy kolejna faza choroby dała znać o sobie. Nie poddawał się, planował dalszą terapię. Kilkanaście dni temu przeszedł operację. Ale powikłania nie dały mu już szans. ​

Zostawił żonę i dwoje dzieci. Haniu, Kingo i Konradzie jesteśmy z wami. ​
Maciej Kosycarz: Obrazami można manipulować, podsycać nienawiść

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Maciej Kosycarz nie żyje. Odszedł człowiek, który znał w Gdańsku wszystkich i którego wszyscy znali - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto