Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Bach uratował zaginionego 80-latka z Gdyni. Pomógł panu Józefowi, gdy inni przechodzili obok obojętnie

Marlena Klepacz
Marlena Klepacz
Pan Łukasz spotkał pana Józefa na ul. Zamostnej w Bolszewie. Jak dotarł tam z Gdyni 80-latek?
Pan Łukasz spotkał pana Józefa na ul. Zamostnej w Bolszewie. Jak dotarł tam z Gdyni 80-latek? Google Maps
Pan Józef z Gdyni został znaleziony po ponad dobie od zaginięcia, w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów Bolszewie. Jak tam trafił - w kapciach, lekkim ubraniu? Co się działo przez te wszystkie godziny, zanim usiadł na murku przed sklepem? I najważniejsze pytanie - co stałoby się z wycieńczonym 80-latkiem, gdyby nie pan Łukasz Bach? 37-letni żołnierz jako jedyny zatrzymał auto, gdy zauważył zmarzniętego człowieka, który ewidentnie wymagał pomocy. Inni przechodzili obojętnie.

Łukasz Bach, 37-letni wojskowy z Bolszewa: - Jestem zwykłym, prostym człowiekiem, który pomógł drugiemu w potrzebie. Każdy powinien się tak zachować.

Poszukiwania pana Józefa, a potem pana Łukasza

Poszukiwania pana Józefa rozpoczęły się wczesnym rankiem 1 maja 2019 r., zaraz po tym, jak rodzina zorientowała się, że 80-latek zniknął z domu w Gdyni Cisowej. 80-latka szukali policjanci, najbliżsi, przyjaciele. Na prośbę rodziny na portalach społecznościowych i na stronach internetowych, w tym Dziennika Bałtyckiego, pojawiły się apele o pomoc.

Był 2 maja, koło godz. 12, gdy do córki zaginionego dotarła wiadomość, że pan Józef znajduje się na SOR-ze wejherowskiego szpitala i trafił tam z Bolszewa. Ogromna ulga. Pani Ewa nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak starszy pan dotarł aż do Bolszewa. Kto mu pomógł?

- Tata opowiedział, że zajął się nim wojskowy, który zatrzymał samochód i wezwał karetkę - powiedziała nam w piątek pani Ewa. - Jestem ogromnie wdzięczna człowiekowi, który okazał serce i troskę mojemu tacie.

Niestety, ze względu na ochronę danych, nie podano numeru telefonu mężczyzny, który uratował pana Józefa. Za naszym pośrednictwem pani Ewa zdecydowała się podziękować żołnierzowi.

Tekst, który opublikowaliśmy na stronach dziennikbaltycki.pl i gdynia.naszemiasto.pl oraz w mediach społecznościowych, wywołał ogromne poruszenie wśród internautów.

Oto niektóre komentarze:

  • "Warto wierzyć w dobro ludzi, nie wszyscy są obojętni",
  • "Brawo, szacunek dla tego Pana",
  • "Więcej takich ludzi nam trzeba",
  • "Fajnie, że są jeszcze tacy ludzie.",
  • "Wielka empatia"...

Dzięki odzewowi internautów, udało nam się odnaleźć żołnierza i porozmawiać z nim.

- W czym mogę pomóc - spytał na wstępie Łukasz Bach.

To zdanie mówi o nim wszystko. Bo pan Łukasz nie ma cienia wątpliwości, że zawsze trzeba pomagać i nie można być obojętnym. Trudno mu pogodzić się z - jak mówi - powszechną znieczulicą.

Jak zatem doszło do tego, że pomógł panu Józefowi?

Pan Józef spotyka żołnierza. "Czy mogę w czymś pomóc?"

- Na pierwszy rzut oka widać było, że człowiek wymaga pomocy - zaczyna swoją opowieść Łukasz Bach ze Słuszewa. - Jechałem ulicą Zamostną do domu. Akurat na wysokości sklepu zrobił się lekki korek, więc mogłem przez chwilę przyjrzeć się starszemu panu, który siedział na murku. Wyglądał na zagubionego. Lewą rękę trzymał pod pachą, był lekko ubrany, nie miał nawet skarpetek. Obok przechodzili ludzie: młodzi, starsi, kobiety, mężczyźni. Nikt się nie zatrzymał, nikt się nie zainteresował.

Pan Łukasz nie namyślając się zaparkował, podszedł i zaoferował pomoc.

- Spytałem: czy panu w czymś pomóc, coś pana boli, czy ktoś po pana przyjedzie? - opowiada. - Pan Józef mi się przedstawił, powiedział, że czeka na córkę. Kiedy usłyszałem, że mieszka w Gdyni, stało się jasne, że coś jest nie tak. Zadzwoniłem po karetkę. W oczekiwaniu na jej przyjazd, zaoferowałem kurtkę. "Dziękuję, przecież pan zmarznie bez kurtki" - usłyszałem. Nie chciał też iść do samochodu, żeby się ogrzać. Bał się, że - jak powiedział - upadnie, kiedy wstanie.

Pan Józef zapytany o to, jak trafił do Bolszewa, odpowiedział, że "szedł". Dlaczego nie poprosił przechodniów o pomoc? "Było mi za zimno".

- Nie można być obojętnym! - mówi Łukasz Bach. - Może ta historia uświadomi ludziom, że trzeba zawsze podejść i spytać, czy ktoś potrzebuje pomocy.

Pan Łukasz zmienił swoje życie. "Teraz służę ludziom"

Łukasz Bach ma 37 lat, żonę i troje dzieci w wieku 12, 11 i 5 lat. Od stycznia służy w 18 Wojskowym Oddziale Gospodarczym w Wejherowie. Jak mówi - ta praca to strzał w dziesiątkę i spełnienie marzeń.

- Wcześniej przez 21 lat robiłem w mechanice - mówi. - Nagle poczułem, że muszę coś zmienić w moim życiu. Dużo wysiłku włożyłem w to, żeby dostać się do wojska. Jestem bardzo zadowolony. Wiele się tam nauczyłem, na przykład przeszedłem szkolenia z pierwszej pomocy. Gdyby pan Józef miał - czego mu nie życzę - przykładowo zawał, umiałbym się właściwie zachować. Bardziej świadomie patrzę teraz na ludzi. Ja służę, a nie pomagam.

Pan Łukasz z troską patrzy na młode pokolenie, zapatrzone w "internety i fejsbuki". - Kto, jak nie dorośli mają dawać młodym przykład? - pyta.

Na koniec Łukasz Bach mówi: - Jestem zwykłym, prostym człowiekiem, który pomógł drugiemu w potrzebie. Każdy powinien się tak zachować.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto