Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lekarze oszczędzają na chorych

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Specjaliści z laboratoriów medycznych alarmują - tak zaawansowanych chorób u mieszkańców Pomorskiego jak obecnie, nigdy wcześniej nie wykrywali. Tylko do Laboratorium Medycznego Bruss- Grupa ALAB w Gdyni trafia dzień w ...

Specjaliści z laboratoriów medycznych alarmują - tak zaawansowanych chorób u mieszkańców Pomorskiego jak obecnie, nigdy wcześniej nie wykrywali. Tylko do Laboratorium Medycznego Bruss- Grupa ALAB w Gdyni trafia dzień w dzień z około 2500 próbek krwi z pomorskich przychodni podstawowej opieki zdrowotnej, w tym osiemdziesięciu z Trójmiasta.

- Wyniki podstawowych analiz krwi i moczu są zastraszające - twierdzi mgr Wioletta Bruss, specjalista diagnostyki laboratoryjnej z gdyńskiego laboratorium. - Oznaczamy w nich między innymi: bardzo wysokie poziomy glukozy, lipidów, mocznika i kreatyniny czy PSA, niskie hemoglobiny.
A to świadczy o tym, że badani pacjenci cierpią na zaawansowane cukrzyce, niedokrwistości, białaczki, miażdżycę, poważne choroby nerek czy nowotwory prostaty .
Skąd biorą się tak złe wyniki? Pracownicy laboratoriów nie mają wątpliwości; lekarze z przychodni rzadziej kierują pacjentów na badania, bo oszczędzają pieniądze.
- Tylko na badaniach mogę zaoszczędzić - przyznaje kierownik jednej z pomorskich przychodni. - Gdybym tylko raz w roku zlecił każdemu pacjentowi morfologię, badanie moczu i raz na dwa lata rentgen klatki piersiowej, dawno bym zbankrutował.
A jaki wybór ma pacjent? - Większość badań zrobiłam sobie prywatnie - mówi pani Weronika Nowakowska, która od kilku miesięcy próbuje dostać się do endokrynologa. Ale i na to nie ma już szans do końca roku.

Biada mieszkańcom Pomorskiego, którym przed końcem roku przydarzy się poważniejsza choroba. Lekarz w przychodni odeśle pacjenta do specjalisty, bo albo nie może, albo nie ma za co go dokładnie przebadać. Tymczasem do specjalisty nie sposób się dostać. Większości poradni skończyły się już tegoroczne kontrakty.
O wizytę u specjalisty endokrynologa pani Weronika z gdańskiego Przymorza stara się od sierpnia. Starsza pani cierpi na kołatanie serca i szereg innych objawów, które mogą wskazywać na chorobę tarczycy z którą problemy ma już kilku członków jej rodziny.
Tymczasem lekarka z przychodni na gdańskim Przymorzu, zgodnie z kompetencjami oraz pieniędzmi, które daje jej Narodowy Fundusz Zdrowia, mogła zlecić pani Weronice jedynie badanie jednego z hormonów, tak zwane TSH.
- Pozwala ono wykryć, czy pacjentka ma nadczynność czy niedoczynność tarczycy, nic odpowie jednak na pytanie; czy kobieta ma, dajmy na to guzki tarczycy i czy w jednym z tych guzków nie rozwija się przypadkiem rak - tłumaczy jeden z gdańskich specjalistów. Lekarka skierowała więc panią Weronikę do endokrynologa. i w tym momencie zaczął się horror.
- Od sierpnia bezskutecznie usiłuję zarejstrować mamę do endokrynologa - opowiada córka pani Weroniki, Jolanta. - Obdzwoniłam wszystkie poradnie tej specjalności w Trójmieście. W każdej słyszałam; nie rejestrujemy na ten rok, wyczerpały się limity.
Jakie wyjście ma w takiej sytuacji chory człowiek?Albo szuka znajomości, albo robi sobie badania i leczy się prywatnie. Jeżeli go stać.
- Za większość badań zapłaciłam sama, z własnej emerytury - pani Weronika pokazuje rachunki. Wyniki badań ma w ręku. czeka na wizytę w prywatnym gabinecie. Córka zarejestrowała ją na czwartego grudnia.
Biuro Rzecznika Praw Pacjenta przy gdańskim oddziale NFZ. I tu w kolejce czeka kilkunastu pacjentów.
- Najchętniej do końca roku schowałabym się w mysią dziurę - przyznaje Jadwiga Styczeń, jego szefowa. Tylko październiku do rzecznika trafiło ponad sto skarg a przed nami jeszcze listopad i grudzień. Pacjenci żalą się, bo w rejestracji słyszą, że poradnie mają nadwykonania i nie zapisują już na wizyty w tym roku.
- Trudno dostać się do każdego niemal specjalisty - przyznaje Jadwiga Styczeń. Prawie bez szans są pacjenci, którzy potrzebują rehabilitacji, porady kardiologa, onkologa, stomatologa czy okulisty.
Wielu z nich mogliby z powodzeniem leczyć doświadczeni lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, część z nich ma nawet specjalizację z medycyny rodzinnej.
- Nie mam rentgenu w oczach - zaznacza lekarka z jednej z gdańskich przychodni. Aby prawidłowo ustawić terapię, muszę skierować chorego na badania. Tymczasem, gdy przekroczę śmiesznie niski limit, szef wzywa na dywanik, grozi, że obetnie premię.
- Badania to jedyny wydatek, na którym przychodnia może zaoszczędzić - przyznaje kierownik jednej z przychodni na Pomorzu. - Fundusz daje niewiele, a ja muszę kupić na przykład lampę bakteryjną, bo jak nie kupię, Sanepid wlepi mandat.
Co robię, jak gryzie mnie sumienie lub boję się prokuratora? Kieruję pacjenta do...szpitala.
To, że przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej „przerzucają” koszty badań diagnostycznych na szpitale najlepiej widać na oddzialach ratunkowych. Na taki oddział, tylko w jednym szpitalu, na gdańskiej Zaspie zgłasza w ciągu doby 150-170 osób.
- Nie mam niezbitych dowodów na to, że przychodnie oszczędzają na pacjentach, choć odbieram sygnały od lekarzy, że pacjenci trafiają na oddział ratunkowy bez podstawowych badań - przyznaje dr Krzysztof Wójcikiewicz, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Specjalistycznym Szpitalu w Gdańsku - Zaspie. Zamiast szukać przyczyny dolegliwości na poziomie przychodni, lekarz wypisuje choremu skierowanie do szpitalnego oddziału ratunkowego. Wyraźnie widać, że pacjenci są przez swoich lekarzy długi czas "tabletkowani", natomiast nikt nie próbuje dociekać, dlaczego źle się czują.
Część tych pacjentów nie przyjmuje się do szpitala, bo nie ma takiej potrzeby.
- Aby go jednak odesłać muszę wykonać mu komplet badań - tłumaczy dr Wójcikiewicz. Wyniki tych badań dajemy podstawowej opiece zdrowotnej w prezencie. Prezent to kosztowny; bo terapia na oddziale ratunkowym jest niezwykle droga. Nic więc dziwnego, że te właśnie oddziały najbardziej zadłużają szpitale.
- Tymczasem przychodnie i szpitale to zamknięty system naczyń połączonych - przekonuje Jarosław Skłucki, przewodniczący Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia. - Mniej pieniędzy dla lekarza z przychodni oznacza kilka razy większe wydatki szpitala. Politycy od zdrowia powinni o tym pamiętać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto