Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koncert The Australian Pink Floyd Show nie spełnił oczekiwań

Marcin Mindykowski
Wydawałoby się, że w takim zespole jak tribute band - czyli z definicji odtwórczym, budującym swoją pozycję na czyjejś osobowości scenicznej i dorobku - nazwiska grających w nim muzyków mają znaczenie drugorzędne. Poniedziałkowy koncert The Australian Pink Floyd Show w Ergo Arenie pokazał, że jest inaczej.

Australijczycy markę wyrabiali sobie od lat 90., kompletując sprzęt, techników i muzyków, dzięki którym ich show stopniowo zbliżał się do oryginalnych koncertów Pink Floyd. W ostatnich latach osiągnęli formę optymalną, a nazywanie ich klonem pierwowzoru nie było przesadą.

Pod koniec 2010 roku w grupie nastąpiło jednak tąpnięcie. Połowa składu - na czele z kierownikiem muzycznym, gitarzystą i wokalistą Damianem Darlingtonem - założyła drugi tribute band pod nazwą The British Pink Floyd Show. Trudno orzec, czy zadecydował o tym konflikt między muzykami (złośliwie można by wtedy powiedzieć, że zaczęli naśladować swoich idoli także na poziomie relacji towarzyskich), czy jednak kalkulacja ekonomiczna - doszli do wniosku, że zainteresowanie tematem jest tak duże, że z sukcesem mogą koncertować po świecie dwa tego typu zespoły, nie wchodząc sobie specjalnie w drogę.

Faktem jest jednak, że w Ergo Arenie zobaczyliśmy inny skład niż ten, który wystąpił w Polsce już kilkakrotnie. I każdy, kto był na którymś z poprzednich koncertów grupy lub widział jej DVD, miał prawo poczuć się zawiedziony. Zarówno na poziomie muzycznym, jak i widowiska.

Największą słabością nowego składu okazała się strona wokalna. Najbardziej brakowało Darlingtona, który z powodzeniem kopiował styl gry i manierę wokalną Davida Gilmoura. Drugim wielkim nieobecnym był basista i wokalista Ian Cattel (też grający dziś u konkurencji), który swoim psychodelicznym głosem potrafił wywołać podobne ciarki jak Roger Waters. Na zmianach składu ucierpiała także wokaliza w "The Great Gig in the Sky", dotąd wykonywana przez naszą rodaczkę Olę Bieńkowską (która, jak cały chórek Australijczyków, również przeniosła się do The British Pink Floyd Show). Słynna partia tym razem zabrzmiała krzykliwie i została pozbawiona głębi.

Nieobecnych próbował zastąpić nowy nabytek grupy, młody gitarzysta David Domminney Fowler - chwilami z nie najgorszym skutkiem. Zupełną pomyłką okazało się za to zaangażowanie jako głównego wokalisty Alexa McNamary, znanego z musicalu "We Will Rock You". Jego zbyt wysoki, momentami ckliwy głos psuł przyjemność słuchania wielu utworów. Muzycy oddalili się tym samym od oryginału, a to przecież wierność jemu zawsze była ich największym atutem.

Obroniła się za to warstwa instrumentalna, w odtwarzaniu której Australijczycy wciąż prezentują wysoki poziom. Dobrze dobrali też repertuar, balansując między klasycznym materiałem Floydów z lat 70. ("Shine on You Crazy Diamond", utwory z "The Dark Side of the Moon", "Another Brick in the Wall"), przystępnymi i piosenkowymi propozycjami z lat 80. i 90. ("Learning to Fly", "Coming Back to Life", "What Do You Want from Me?"), a nawet wczesnym, psychodelicznym okresem lat 60. spod znaku Syda Baretta ("Arnold Layne").

Obietnicę niemal kinowych wrażeń muzycy zrealizowali niestety głównie brakiem interakcji z fanami. Ich show, odarty z emocji i dramaturgii typowych dla występów Floydów, bardziej przypominał teatralny spektakl (chwilami wręcz nużący) niż rockowy koncert.

Zawiodły również szeroko zapowiadane wizualizacje 3D. Rozdawane na wejściu trójwymiarowe okulary przydały się tylko kilka razy - i trudno nazwać zaproponowane obrazy efektownymi. Dziwi to tym bardziej, że zespół prezentował już w Polsce ciekawsze animacje. Czemu tym razem nie przypomniał np. świetnych obrazków z maszerującymi młotkami-kangurami?

Australijczycy utrzymywali, że są dziś w szczytowej formie. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że z ich dotychczasowych wizyt w naszym kraju ta była najmniej udana, a na podziale na dwa zespoły nie zyskali ani oni, ani ich publiczność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Koncert The Australian Pink Floyd Show nie spełnił oczekiwań - Gdynia Nasze Miasto

Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto