Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kaliszuk i Mania połączyli umiejętności i pasję do muzyki. Powstał wysmakowany jazzowy duet ROZMOWA

rozmawiała Adrianna Sulska
W projekcie Kaliszuk & Mania in Songs bierze udział jeszcze dwóch znakomitych muzyków. Marcin Bożek- basista. Autor utworów jazzowych i lider zespołów koncertujących. Zdobywał wiele nagród
W projekcie Kaliszuk & Mania in Songs bierze udział jeszcze dwóch znakomitych muzyków. Marcin Bożek- basista. Autor utworów jazzowych i lider zespołów koncertujących. Zdobywał wiele nagród Joanna Małecka
Niewielka, kameralna sala Centrum Kultury w Gdyni. Scena a na niej pianino, gitara basowa, perkusja i mikrofon. Do tego trzech znakomitych muzyków i wokalista. Takie połączenie pozwala, by publiczność zatraciła się w brzmieniu dobrze znanych utworów, jednak w zupełnie nowej, jazzowej odsłonie. Tak można pokrótce opisać koncert Kaliszuk & Mania in Songs. Przed próbą udało mi się porozmawiać z Markiem Kaliszukiem oraz Piotrem Manią o ich pasji do muzyki.

Jak się poznaliście i jak zrodził się pomysł na projekt Kaliszuk & Mania in Songs?

Marek Kaliszuk: Poznaliśmy się właściwie wiele lat temu w Teatrze Muzycznym w Gdyni podczas pracy przy musicalu Hair. Jednak pomysł na wspólny projekt pojawił się dużo później, bo jakieś dwa lata temu, kiedy byliśmy już dobrymi znajomymi. Od czasu do czasu starałem się przekonać Piotra do zrealizowania wspólnego przedsięwzięcia i trochę to trwało, bo natłok pracy utrudniał podjęcie konkretnych działań. I myślę, że dobrze się stało. Wcześniej brakowało mi chyba dojrzałości i skrystalizowanych celów wokalnych.

Piotr Mania: Pamiętam, jakieś dwa lata temu, na balkonie przy papierosie Marek poruszył kolejny raz temat wspólnego projektu. Teraz albo nigdy- powiedział. I stało się.

Muzyka jazzowa to raczej gatunek niszowy. Czy waszym zdaniem jest na nią popyt?

Marek: Myślę, że tak. Choć proszę nie myśleć, że zajmujemy się ciężkim gatunkowo jazzem dla wąskiej grupy koneserów. To nie jest Warszawska Jesień. Naszym celem było muzykowanie, czerpanie z tego przyjemności i dawania jej naszym słuchaczom. Zależało nam na tworzeniu eleganckiego klimatu w nieskrępowanej, miłej, pozytywnej atmosferze. Całkiem niedawno występowaliśmy na zamkniętym koncercie w Kołobrzegu. Po występie prezes firmy dla której graliśmy, wszedł na scenę i powiedział zgromadzonym współpracownikom: „nie musimy jeździć do Nowego Jorku, żeby posłuchać dobrej muzyki. Nowy Jork mamy w Polsce”. Byliśmy niezmiernie zaszczyceni tymi słowami. Takie opinie tylko potwierdzają, że zmierzamy we właściwym kierunku i że Polacy chcą słuchać dobrej, granej na żywo muzyki.

Gdy powstaje nowa aranżacja znanego utworu, którą później prezentujecie na koncercie, czy pracujecie nad nią razem? Jak wygląda proces twórczy?

Piotr: Najpierw dzwoni Marek i mówi: słuchaj znalazłem nowy, świetny numer i musimy to zrobić. Przesyła mi oryginał. Ja tworzę szkic utworu, nowej aranżacji, taką roboczą wersję, którą następnie prezentuje chłopakom na próbie i dopracowujemy ją.

Marek:
Nie, nie, to nie do końca tak wygląda. Piotr za skromnie mówi o swojej pracy. Kiedy przyjeżdżam do niego, żeby zamknąć wstępnie pomysł i posłuchać „roboczej wersji” okazuje się, że jest to prawie kompletny utwór. Mimo, że jest to wg Piotra tylko takie demo, ja zazwyczaj po wysłuchaniu zbieram szczękę z podłogi.

Poza nowymi aranżacjami znanych przebojów na koncercie można również usłyszeć utwory z płyty Piotra pt. „Pearl”. Czy macie w planach dodanie do koncertowej listy także autorskich propozycji? Z własnymi tekstami i muzyką?

Piotr: Podczas koncertów gramy jeden utwór z mojej płyty „Pearl”. Jest to moment, w którym Marek może na chwilę zejść ze sceny i złapać oddech.

Marek: A publiczność może wreszcie posłuchać dobrej muzyki Ha Ha Ha (śmieje się Marek)

Piotr: Tak. A wracając do Twojego pytania, to chcielibyśmy stworzyć od początku do końca własne kompozycje i mamy kilka pomysłów, jednak na razie brakuje nam czasu. Ale na pewno zajmiemy się tym i zrealizujemy taki projekt.

Na razie wasze występy to pojedyncze koncerty. Może jednak macie w planach także trasę koncertową po Polsce?

Piotr: Nie mieliśmy póki co takich planów, jednak jeśli pojawiłaby się możliwość to z chęcią byśmy z niej skorzystali.

Marek: Takie przedsięwzięcie wiąże się z dużym nakładem finansowym. Musielibyśmy pozyskać sponsora, takiego „mecenasa kultury”, który wsparłby nas finansowo, organizacyjnie i umożliwił jego realizację. Na razie spotykamy osoby i instytucje, które bardzo nas wspierają, a poza tym sami szukamy miejsc, w które nasz koncert się wpisze.

Piotr: Z drugiej strony dla nas cenna jest niezależność i wolność tworzenia. Nikt nam niczego nie narzuca, do niczego nie zmusza.

Obaj byliście, bądź nadal jesteście związani z programem „Taniec z gwiazdami”. Marek brałeś udział w VII edycji jako gwiazda, zaś Piotr jako muzyk w orkiestrze Adama Sztaby i Tomasza Szymusia. Jak wspominacie tę przygodę?

Piotr:Ja nadal współpracuje z tym programem. Jak do tej pory wziąłem udział we wszystkich edycjach poza jedną. We wrześniu zaczynamy pracę nad kolejną. Bardzo lubię pracować w tej ekipie. To grupa zawodowców, wyjątkowych muzyków, z którymi lubię grać.

Marek: Ja bardzo miło wspominam swój udział w „Tańcu z gwiazdami”. To była niezwykła przygoda, którą wspominam do dzisiaj. Chciałem wypaść jak najlepiej nadrabiając przede wszystkim umiejętnościami tanecznymi. Nie byłem wtedy zbyt rozpoznawalny w przeciwieństwie do pozostałych uczestników programu. Byłem kojarzony głównie z rolą w M jak miłość. Nina Tyrka - moja partnerka prosiła mnie nawet czasami, żebyśmy trochę przystopowali z treningami.

Umiejętności taneczne z programu przydają się na co dzień? Albo w pracy w Teatrze Muzycznym?

Marek: Z pewnością! Dużo się nauczyłem i wykorzystuje te umiejętności w pracy.
Piotr: I na weselach! Ha Ha Ha (śmieje się Piotr)
Marek: A to przede wszystkim (mówi z uśmiechem Marek) Nie da się ukryć, że technika tańca towarzyskiego różni się znacząco od stylów z jakimi mam do czynienia na co dzień na scenie teatralnej. Grunt, żeby mądrze to wykorzystać i łączyć doświadczenia.

Marku, czy gdybyś dostał propozycję udziału w podobnym programie telewizyjnym, na przykład „Twoja twarz brzmi znajomo” czy skorzystałbyś z niej?

Marek: Krótko po Tańcu z gwiazdami dostałem chyba dwukrotnie propozycję udziału w programie "Jak oni śpiewają". Jednak musiałem wracać do Teatru. Zawarłem słowną umowę ze śp. dyrektorem Maciejem Korwinem, że po zakończeniu udziału w TzG wrócę do pracy w Muzycznym. I lojalnie chciałem się z tej umowy wywiązać. Później miałem sporo pracy i zobowiązań i nie dałoby się tego pogodzić. Jeśli zaś chodzi o program "Twoja twarz brzmi znajomo" to długo bym się nie zastanawiał. Jest to znakomity format, wymagający kreatywności i wszechstronności, a jednocześnie nie jest formą zawodów sportowych. Nie lubię „wyścigów” w przypadku piosenki, teatru itp. Mnie osobiście bardzo to stresuje i odbiera radość ze śpiewania, czy grania. Oprócz pokazania publiczności swoich umiejętności program pełni bardzo ważną funkcję – każda wygrana to środki finansowe kierowane na cele charytatywne.

Piotrze, w 2010 roku dostałeś Fryderyka w kategorii Jazzowy Fonograficzny Debiut Roku za płytę „Pearl”. Jakie znaczenie miało dla Ciebie to wyróżnienie i jak wpłynęło na Twoją karierę zawodową?

Piotr:Moje życie nie zmieniło się w żaden sposób po otrzymaniu Fryderyka. Poza tym rozdanie nagród zbiegło się z katastrofą smoleńską i były to jedyne Fryderyki nieemitowane w telewizji. Być może dlatego otrzymanie nagrody nie wiązało się z nowymi propozycjami zawodowymi.

Marku, w wywiadzie z moją redakcyjną koleżanką w listopadzie 2013 roku powiedziałeś, że jeszcze czekasz na „swoje pięć minut”. Ostatnio dostałeś nowe role w serialach telewizyjnych: 2XL, To nie koniec świata, a także główną rolę w nowej sztuce teatru muzycznego w Gdyni :Przygody Sindbada Żeglarza. Czy to jest to przysłowiowe „pięć minut”, na które czekałeś czy jest jeszcze przed Tobą?

Marek:
Nie mam pojęcia. Pracuję, gram, śpiewam, poznaję ludzi i uczę się świata. Przecież jutro może zadzwonić telefon z Hollywood i okaże się że zagram w jakiejś superprodukcji Ha Ha Ha (śmieje się Marek). Ale mówiąc poważnie ciężko stwierdzić czy te pięć minut mam, już miałem, czy dopiero będę miał. Jednoznacznie mógłbym odpowiedzieć na to pytanie w ostatnim dniu mojego życia.

Wasze największe marzenia zawodowe? O czym marzą Marek Kaliszuk i Piotr Mania?

Marek: Fabuła. Nie mówię w wywiadach o moich marzeniach, ale niech tam. Chciałbym zdobyć zaufanie takich twórców jak np. duet Państwa Krauze, czy Jana Komasy i zagrać w poruszającej, ważnej, wyjątkowej produkcji. Resztę marzeń zachowam dla siebie.

Piotr:Moje marzenie również wiąże się z filmem. Chciałbym stworzyć muzykę filmową. Skomponować, zaaranżować i nagrać z całą orkiestrą, najlepiej symfoniczną.

Może uda się wam połączyć wasze marzenia we wspólnej produkcji filmowej. Tego wam życzę.
Zbliża się lato i wakacje. Jak się one dla was zapowiadają? Pracowicie czy raczej stawiacie na odpoczynek, wyjazd wakacyjny?


Piotr:
W czerwcu urodzi mi się dziecko, więc myślę, że specjalnie sobie nie odpocznę. Ha Ha Ha (śmieje się Mania)

Marek: Mnie się dziecko nie rodzi, ale też chyba zbytnio nie odpocznę. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, to będę dość mocno zapracowany. Nie mogę jeszcze za wiele powiedzieć, ale będzie to dla mnie niezwykle rozwojowa i pracochłonna produkcja telewizyjna. Trzymajcie kciuki! Jeśli się uda, to spróbuję znaleźć chociaż tydzień i gdzieś uciec.

Życzę spełnienia marzeń, o których mówiliście i mimo wszystko odrobiny odpoczynku letniego. Dziękuję za rozmowę.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto