Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janusz Witold Preyss, gdynianin, uczestnik Powstania Warszawskiego, opowiada o historii i trudnych dla kombatantów obecnych czasach

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
bohateron.pl
Rozmowa z Januszem Witoldem Preyssem, pseudonim „Kowalski” i „Wierch”, gdynianinem, powstańcem warszawskim, kombatantem, żołnierzem Armii Krajowej.

Minęła niedawno 76. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Jak wspomina Pan tamten dzień?

Miałem wówczas 16 lat. Byłem kanonierem w pierwszym plutonie 2. Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej „Żbik” w czwartym zgrupowaniu „Gurta”. Działaliśmy w tzw. trzecim rejonie. Mieliśmy omówiony plan alarmowy i ustaloną zbiórkę 1 sierpnia o godzinie. „W” na ul. Chmielnej. Byliśmy niestety dość słabo uzbrojeni. Mieliśmy trochę granatów, karabin, kilka pistoletów. Nie każdy z nas posiadał broń. Ja ją dostawałem tylko, kiedy wybierałem się na posterunek obserwacyjny z widokiem na tory kolejowe i aleje Jerozolimskie. Już na samym początku było dość dramatycznie. Dom, w którym stacjonowaliśmy, na skutek ostrzału artyleryjskiego stanął w płomieniach. Musieliśmy go gasić. Mój bezpośredni dowódca, Stanisław Gomulski, został niestety ciężko ranny i zmarł jeszcze tego samego dnia w szpitalu. Podczas działań nie mieliśmy oczywiście żadnego kontaktu z rodziną. Po kapitulacji pod naporem rosnącej przewagi hitlerowców Niemcy załadowali nas do wagonów towarowych i wywieźli do Łambinowic, które wówczas nazywały się Lamsdorf. Następnie trafiliśmy do obozu jenieckiego w Mark Pongau w Alpach.

W jaki sposób uczcił Pan ostatnio 1 sierpnia te wydarzenia?

Niestety ze względu na obecną sytuację nie mogliśmy razem z kolegami z Okręgu Pomorskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej wybrać się do Warszawy na rocznicowe obchody. Stało się tak po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Nie ukrywam, że czuliśmy się z tym dziwnie. Niestety nie zapowiada się, abyśmy mogli jechać na obchody do stolicy także za rok. Koronawirus nie odpuszcza i nie sądzę, aby szybko zniknął. Tymczasem my wszyscy mamy już ponad 90 lat. Nikt więc z nas nie będzie ryzykował.

Wracając do koronawirusa, jak sobie radzicie w sytuacji, gdy szczególnie starszym osobom zalecane jest ograniczenie kontaktów, unikanie zgromadzeń i pozostanie w domu? To raczej nie jest łatwa sytuacja dla kombatantów?

Nie jest łatwa, ale sobie radzimy. Z drugiej strony każdy z nas pamięta jeszcze czasy wojny, a wtedy było dużo ciężej. Pomagają nam bardzo pracownicy Portu Gdynia, za co w imieniu swoim i kolegów chciałbym im serdecznie podziękować. Dzwoni do nas codziennie Pani Maria z portowego bufetu i pyta się nas, co nam przygotować do jedzenia. Te ciepłe posiłki dostarczane są potem nam do domów. Podobnie zresztą, jak inne, niezbędne produkty. Kiedy Tomasz Kuplicki, wiceprezes naszego okręgu, zadzwonił do mnie z taką ofertą, że port chce pomóc, wzruszyłem się i natychmiast się zgodziłem. Nie ma słów, którymi moglibyśmy za to dziękować. Do zadań portu nie należy przecież opieka nad kombatantami, tylko dbanie o rozwój gospodarczy kraju. Mimo to zdecydowali się na taki gest. To dla mnie naprawdę duże ułatwienie. Inaczej musiałbym przeważnie sam robić zakupy, a w sklepie nie miałbym możliwości uniknięcia kontaktów z wieloma osobami.

Mieszkał Pan z rodzicami w Gdyni jeszcze przed II wojną światową. Mimo obecnej sytuacji nie ma Pan ochoty, aby choć od czasu do czasu jednak wyjść z domu i popatrzeć na ukochane miasto?

Ależ oczywiście, mam i tak robię. Nie mogę zresztą siedzieć cały czas w domu. To wbrew zaleceniom mojego lekarza. Wychodzę na spacery w celach leczniczych. Muszę rozruszać nogi co najmniej godzinę dziennie. Inaczej żylaki mogłyby doprowadzić w końcu do konieczności amputacji. Nie straciłem nogi, ani ręki podczas wojny i powstania, to i teraz nie zamierzam. Stuknęły mi już 93 lata, ale zamierzam dożyć setki. Wychodząc z domu jednak bardzo się pilnuję. Blisko miejsca zamieszkania, przy ul. Morskiej na Grabówku, mam do dyspozycji las, tereny zielone. To właśnie tam najczęściej kieruję swoje kroki. Dużych skupisk ludzi konsekwentnie unikam. Wszyscy wiemy przecież, że koronawirus groźny jest przede wszystkim dla osób w podeszłym wieku. Dlatego dopóki zagrożenie nie minie muszą być one zdyscyplinowane i dbać o siebie.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Janusz Witold Preyss, gdynianin, uczestnik Powstania Warszawskiego, opowiada o historii i trudnych dla kombatantów obecnych czasach - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto