Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janusz Szlanta się broni. Tym razem większy spokój na sali rozpraw

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Janusz Szlanta, były prezes Stoczni Gdynia, zapewnił wczoraj przed sądem, że zawsze działał dla dobra zakładu. Stoczniowcy mu nie wierzą. 
Fot. Tomasz Bołt
Janusz Szlanta, były prezes Stoczni Gdynia, zapewnił wczoraj przed sądem, że zawsze działał dla dobra zakładu. Stoczniowcy mu nie wierzą. Fot. Tomasz Bołt
Tym razem emocji było mniej, a atmosfera na sali spokojna. W procesie byłego prezesa Stoczni Gdynia SA Janusza Szlanty i jego zastępców, którzy - zdaniem prokuratury - doprowadzili zakład do straty co najmniej 31 mln zł ...

Tym razem emocji było mniej, a atmosfera na sali spokojna. W procesie byłego prezesa Stoczni Gdynia SA Janusza Szlanty i jego zastępców, którzy - zdaniem prokuratury - doprowadzili zakład do straty co najmniej 31 mln zł poprzez poręczanie jego majątkiem kredytów dla swojej prywatnej firmy - Stoczniowego Funduszu Inwestycyjnego - wyjaśnienia składać zaczęli oskarżeni.

Jako pierwszy przez kilka godzin zeznawał Janusz Szlanta. Były prezes próbował podważyć wszystkie główne tezy aktu oskarżenia. Według niego w powiązaniach pomiędzy SFI a stocznią nie było nic dziwnego.
- Taka struktura powodowała, iż kontrahenci podchodzili do negocjacji z nami w przekonaniu, że zarząd stoczni to jednocześnie odpowiedzialny właściciel zakładu - mówił Szlanta.
Były prezes wyjaśnił również, że zaciągane kredyty nie trafiały do kieszeni jego i zastępców, lecz służyły stoczni. Zdaniem Szlanty, bez tych pożyczek niemożliwe byłoby też dokapitalizowanie zakładu wielomilionowymi kwotami z emisji akcji B, a pieniądze były wtedy potrzebne do rozwoju i budowy statków.
- Teza aktu oskarżenia, że zaciągając kredyty wiedzieliśmy, że nie będziemy w stanie ich spłacić, jest niezgodna ze stanem faktycznym - argumentował Szlanta. - Bankom bowiem nie wolno finansować przedsięwzięć, które z definicji nie mają możliwości samofinansowania.
Pracownicy stoczni i związkowcy, którzy na poprzedniej rozprawie reagowali gwałtownie i część z nich sędzia musiała wyprosić z sali, tym razem wyjaśnienia Szlanty kwitowali ironicznymi uśmiechami. W pewnym momencie ostentacyjnie opuścili salę.
- Nie ma sensu tracić czasu, wszystkie te bajki już słyszeliśmy - podsumował Leszek Świętczak, przewodniczący Związku Zawodowego "Stoczniowiec".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto