Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak wspólna opieka nad fikusem wpływa na stosunki sąsiedzkie - wyjaśnia Tomasz Sosnowski z Muzeum Miasta Gdyni

Dorota Abramowicz
Jak wspólna opieka nad fikusem wpływa na stosunki sąsiedzkie - wyjaśnia Tomasz Sosnowski z Muzeum Miasta Gdyni, współautor książki „Rośliny wspólne. O roślinach na gdyńskich klatkach schodowych”.

Ile roślin poznałeś zbierając dokumentację do książki?

Mnóstwo. Mogę tylko powiedzieć, że efektem naszej wędrówki - z Kamilą Szubą, autorką fotografii - z dzielnicy do dzielnicy, z bloku do bloku, było ponad 2 tysięcy zdjęć.

Skąd pomysł na książkę poświęconą „roślinom wspólnym”?

W ramach zaplanowanego na lata 2019-2026 Projektu Miasto, interdyscyplinarnego przedsięwzięcia skierowanego do mieszkańców Gdyni, zamierzamy dotrzeć do osób zamieszkujących 21 gdyńskich dzielnic.Jako że sam bardzo mocno miłuję rośliny, często odwiedzając gdyńskich znajomych zwracałem uwagę na zieleń na klatkach schodowych. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać - jak to wygląda w poszczególnych dzielnicach? Czy wszędzie jest tak samo? Jak wspólna opieka nad fikusem wpływa na stosunki sąsiedzkie? Do tej pory, mówiąc o przestrzeni wspólnej, zwracaliśmy uwagę na drogi, parki, place zabaw. Klatki schodowe jakoś nam umykały.

Jak długo śledziliście rośliny?

Takie projekty trwają latami, my zrobiliśmy to w miesiąc. Przez cały marzec z Kamilą Szubą od rana do nocy jeździliśmy po gdyńskich dzielnicach. Dzięki facebookowi, poczcie pantoflowej zaczęli zgłaszać się do nas ludzie podając konkretne adresy. „Taka dziwna roślina stoi u mnie w bloku, sfotografujcie ją” - pisali.A kiedy już byliśmy w danej dzielnicy, to słyszeliśmy: „Przejdźcie jeszcze piwnicą do drugiej klatki, tam dopiero zobaczycie coś ciekawego!” Albo : „Wpuszczę was do domu mojej babci i jeszcze zadzwonię do przyjaciółki”.

Akcja społeczna: Wspólna zieleń w Gdyni. Pomóż stworzyć album o kwiatach na klatkach schodowych

Czy jakaś roślina skradła twoje serce?

Zapamiętałem dużej urody kaktus, umieszczony w dużej wazie do zupy. Było to na Grabówku, w pięknej, zawdzięczającej swój urok mieszkającym tam ludziom, klatce schodowej.

Co zieleni się na gdyńskich klatkach schodowych?

Najczęściej juki, będące chyba najpopularniejszymi roślinami uprawianymi w polskich domach. Prawie na każdej, odwiedzanej przez nas klatce schodowej, stała taka co najmniej dwumetrowa, jeśli nie trzymetrowa juka, wyprowadzona z mieszkania, w której już się nie mieściła.Każda z nich miała swoją historię.

Poznawaliście te historie?

Czasem nam się to udawało. Bywało, że spotykaliśmy się z zaniepokojonymi mieszkańcami, którzy podejrzewali, że zamierzamy udokumentować brzydotę tego miejsca, np. jakiś odpadający tynk, że chcemy ich ośmieszyć lub pokazać, że jakaś roślina jest zaniedbana. Na Witominie doszło nawet do absurdalnej sytuacji - uprzedzeni o naszej wizycie przez lokalną aktywistkę mieszkańcy... pochowali kwiaty, uznając, że są za brzydkie. Przeważnie jednak, kiedy okazywało się, że nasze intencje są inne, nagle ludzie zaczynali opowiadać o wspólnych kwiatach i były to historie często dość wzruszające.Pewien pan - emerytowany marynarz - spotkany na klatce w dzielnicy Leszczynki początkowo też nie był miły, ale już po pięciu minutach nawiązaliśmy dobry kontakt. Opowiedział nam, że kiedy jeszcze pływał na statkach, to z każdego rejsu starał się przywieźć jakąś roślinę. Ratował nawet roślinki wystawione na śmietnik w Afryce, a potem umieszczał je na klatce schodowej swojego domu. Po kolejnych pięciu minutach zaprosił nas do swojego mieszkania. I wtedy znaleźliśmy się w...dżungli, gdzie wszystko się rozrastało, a zieleń zajmowała każde wolne miejsce. Niesamowite wrażenie.

Co rośliny mówią o ludziach zamieszkujących poszczególne gdyńskie dzielnice?

Opowiadają o relacji społecznej. Najwięcej roślin pojawiało się tam, gdzie dominowało budownictwo osiedlowe z lat 70. i 80. XX w. z wielkiej płyty,a klatki schodowe zastawione rowerami, wózkami czasem nawet meblami, nie epatowały nowymi kafelkami i odmalowanymi ścianami. Pytaliśmy, kto dba o rośliny i okazywało się, że przeważnie nie robi tego jedna osoba - taka juka, asparagus czy kaktus wymuszały współdziałanie sąsiedzkie. Natomiast w nowszych dzielnicach, z domami wybudowanymi przed kilkunastoma laty roślin było znacznie mniej. Na Chwarznie, zabudowanym nowymi blokami, potrzebowaliśmy kilku godzin, by odnaleźć jakąkolwiek roślinę. I, co ciekawe, był to rzadki, drogi okaz,nerium oleander , który miał zapewne świadczyć o zamożności lokatorów. Poza tym natykaliśmy się na sztuczne kwiaty, albo ich fotografie wywieszone na korytarzach. Równocześnie ludzie, których tam spotykaliśmy, nie mówili nam „dzień dobry”, nikt nie pytał, co tu robimy, nie uchylał drzwi. Nie było tam relacji społecznej, a zamiast postawienia żywych kwiatów tworzono ich imitacje.

Gdzie klatki schodowe były najbardziej zielone?

Na Pogórzu. Dominowały tam rośliny „nieśmiertelne”, czyli nie wymagające szczególnie dobrych warunków i częstego podlewania.Bardzo dużo wielkich kaktusów, juk, fikusów, paproci.A także monstery i draceny. Co ciekawe, sporo było też drzewek bonzai, które w domu marniały, bo nie znalazły swojego miejsca, a ustawione na stałe na parapecie - odżywały. Pogórze to było w ogóle niesamowite doświadczenie. Przyjechaliśmy tam bardzo zmęczeni, ale kiedy weszliśmy do pierwszej klatki, nie byliśmy w stanie po dwóch godzinach z niej wyjść. Na każdym piętrze oko cieszyła kompozycja roślinna o bardzo szerokiej gamie gatunkowej. Szybko zorientowaliśmy się, że przy tych zielonych enklawach sąsiedzi się ze sobą spotykają. Stały tam fotele, stoliki, a nawet barki na kółkach. Na podłogach leżały dywany, na ścianach wisiały obrazy. Zdarzały się popielniczki. Choć same klatki były zaniedbane, to właśnie te rośliny, obrazki, meble w jakiś sposób je upiększały.Znaleźliśmy tam na przykład niemalże czterometrową jukę ze stojącym obok fotelem biurowym, na którym ktoś odpoczywał.

Stworzono mini - świetlice na piętrach?

Mniej więcej tak to wyglądało. Przy okazji realizacji naszego projektu dowiedziałem się, że formalnie na klatkach schodowych nie można niczego trzymać.Mówią o tym przepisy przeciwpożarowe. I w nowym budownictwie się tego przestrzega, a w starszych blokach to sami mieszkańcy decydują, co wolno, a czego nie. Dominuje myślenie - to jest nasze, wspólne miejsce. A nie administracji.Zresztą ustawione na piętrach i półpiętrach rośliny pełnią nie tylko funkcję estetyczną. W Wielkim Kacku usłyszałem z ust starszej pani wzruszającą opowieść. Wiesz, powiedziała, z wiekiem tracę pamięć i czasami nie pamiętam, na którym piętrze mieszkam. Te wszystkie drzwi, wycieraczki są do siebie tak podobne...I po to wystawiłam moją monsterę, by wiedzieć, gdzie za drzwiami jest moje mieszkanie.

Na Witominie doszło nawet do absurdalnej sytuacji - uprzedzeni o naszej wizycie przez lokalną aktywistkę mieszkańcy... pochowali kwiaty.

Czy można postawić tezę, że tam, gdzie jest więcej roślin, ludzie lepiej żyją z sąsiadami, są bardziej otwarci na innych?

Tak. Widząc stare, zadbane rośliny i stojącą przy doniczce pełną wody butelkę po „Cisowiance” (czasem przywiązaną do kaloryfera, by nikt jej nie zabrał) byłem na 90 procent pewny, że znajdę kogoś chętnego do rozmowy. Ponadto obecność roślin wspólnych sprawia, że częściej otwierają się drzwi mieszkań, gdy na klatce pojawia się ktoś obcy. Wchodziliśmy zrobić zdjęcia, bo ktoś udostępnił nam kod lub wpuścił domofonem, a inni sąsiedzi natychmiast wychylali się, patrząc co się dzieje.

W takich domach złodziej ma mniejsze szanse...

Racja. Pilnując kwiatów, pilnuje się także mieszkania sąsiada.

Jaka dzielnica najbardziej was zaskoczyła?

Śródmieście. Żyje tu bardzo dużo młodych ludzi, w tym także studentów, wynajmujących mieszkania.Sam zresztą też jakiś czas temu tu mieszkałem. I okazało się, że to głównie ci młodzi zgłaszali rośliny, nie znając nawet ich właścicieli, do naszego projektu. Pamiętam olbrzymią jukę z ulicy Abrahama, „odziedziczoną” przez kolejnych lokatorów. W pamięć wbił mi się także dom z ul. 3 Maja, jedna z najstarszych kamienic Gdyni, z ogromną ilością kaktusów.Modernizm kamienicy wpływał też na rośliny - rosły w pięknych, pasujących do wnętrza domu betonowych i białych doniczkach. Doniczki to zresztą temat na odrębne opowiadanie. Spotkaliśmy kwiaty rosnące w kubkach, kaktusy w ceramicznej czaszce czy w krasnalu ogrodowym.

Rośliny trzeba było zidentyfikować...

Mieliśmy przyjemność współpracować z Maxem Rykaczewskim, doktorantem z Katedry Botaniki UG.Przesyłaliśmy mu zdjęcia, a on - ku mojemu zdziwieniu - szybko i sprawnie je opisywał oraz wyjaśniał, w jaki sposób należy o nie zadbać. Te informacje,dotyczące optymalnej temperatury, stopnia wystawienia na światło słoneczne oraz sposobu podlewania każdej sfotografowanej rośliny także znalazły się w naszej książce.Później wszystko to trafiło do Anity Wasik, która zaproponowała specjalny layout albumu, nawiązujący do napisów i numerów używanych na blokach.Okładka wykonana jest z papieru, przypominającego fakturą beton.

Czy ktoś przed wami zajął się zjawiskiem wspólnych roślin w blokach mieszkalnych?

Jest to pierwszy taki projekt w Polsce. Żyjemy w czasach, gdy wraca w ludziach miłość do roślin.Zaczynamy dbać o ekologię, zastępujemy plastikowe ozdoby żywymi kwiatami. Wiele roślin zyskuje dziś swoje drugie życie. Jednak nikt wcześniej nie zbadał, jak wygląda to drugie życie roślin wystawianych na klatki schodowe. Marzy mi się olbrzymi album pokazujący rośliny ze wszystkich klatek schodowych w Polsce. Jestem ciekawy, czy można by było znaleźć istotne różnice między roślinami żyjącymi na klatkach schodowych Gdyni, a rosnącymi np. w Łodzi.

Rzeczywiście, wpisaliście się w roślinne pasje Polaków. Modne są adopcje roślin, azyle dla kwiatów...

Nie dalej, jak w ostatnią sobotę poszedłem na Święto Oliwy i spotkałem panią, która stała na ulicy z wezwaniem „adoptuj rośliny”. Wróciłem do domu z juką.Teraz muszę o nią zadbać.

„Rośliny wspólne. O roślinach na gdyńskich klatkach schodowych”

Teksty do książki: Dobrosława Korczyńska-Partyka, Agnieszka Drączkowska,Tomasz Sosnowski. Zdjęcia:Kamila Szuba. Konsultacja botaniczna: Max Rykaczewski. Muzeum Miasta Gdyni 2019.

Zapoczątkowany został przez Muzeum Miasta Gdyni w styczniu br. jest interdyscyplinarnym przedsięwzięciem skierowanym do gdynian. Finał - połączony z wystawą stworzoną przy wsparciu mieszkańców - zaplanowano na 10 lutego 2026 roku w setne urodziny miasta. Głównym celem projektu jest stworzenie przestrzeni do spotkań mieszkańców poszczególnych dzielnic.

Przez 7 lat edukatorzy Muzeum Miasta Gdyni odwiedzą wszystkie 22 gdyńskie dzielnice. Lokalne spotkania z bieżącą historią zostaną zarejestrowane w postaci nagrań audio i wideo oraz pisemnych wypowiedzi. Efektem wszystkich działań realizowanych w ramach projektu będzie rejestracja i archiwizacja naszej teraźniejszości.

Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Jak wspólna opieka nad fikusem wpływa na stosunki sąsiedzkie - wyjaśnia Tomasz Sosnowski z Muzeum Miasta Gdyni - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto