W biurze ojca Jana Łempickiego w gdyńskim klasztorze franciszkanów najwięcej jest fotografii. Spoglądają z nich wielkimi oczami dzieci. Czarne buzie są piękne i uśmiechnięte. Nie brakuje też pamiątek z Afryki. Figurki, maski, obrazy przypominają kilkanaście lat spędzonych w Kenii. Są wśród nich także zdjęcia misjonarzy i budowanych przez nich kaplic, zachwycającej przyrody i dzikich zwierząt, ulic Nairobi i wiosek w buszu.
- Mimo głodu i braku wody, na przekór tragediom, takim jak śmierć rodziców chorych na AIDS, dzieci są radosne i chętne do nauki - mówi o. Jan Łempicki. - Oprócz ewangelizacji i pomocy materialnej, chcemy ofiarować im miłość.
Bezdzietność
to hańba
Ponad dwadzieścia lat temu ojciec Łempicki pracował w wiejskiej misji Ruiri w diecezji Meru, potem w seminarium w Nairobi. Razem z innymi franciszkanami budował kościoły, kaplice i dom rekolekcyjny. Najbardziej zaangażował się w pionierską pracę wydawniczą, a wydawanie w języku angielskim ,Rycerza Niepokalanej" dało mu wiele satysfakcji. Pismo pomogło w ewangelizacji i w zdobywaniu młodych Kenijczyków do zakonu i sakramentu kapłaństwa, chociaż ich mentalność bardzo utrudnia to zadanie. W Kenii brak potomstwa jest hańbą, a dzieci są prawdziwym darem, toteż niełatwo przekonać młodzież o wartości życia w celibacie. W kraju powszechnej biedy niezrozumiały jest również ślub ubóstwa, nierozłączny z życiem zakonnym, a szczególnie z duchem świętego Franciszka z Asyżu, założyciela franciszkanów. Mimo to powołań kapłańskich jest coraz więcej, a obok młodych Kenijczyków święcenia przyjmują przybysze z innych krajów, Zambii, Ghany, Tanzanii.
- Uroczystość święceń kapłańskich przyciąga tłumy gości - opowiada o. Jan. - Kandydat do ślubów zakonnych przyprowadzany jest do kościoła przez rodziców. Wszyscy czynnie uczestniczą w liturgii, tańczą, śpiewają, jedzą. Dla nikogo nie może zabraknąć strawy.
Studnie i slumsy
Misjonarze pomagają w budowie studni i wodociągów, które są najbardziej potrzebnymi inwestycjami. Niedostatki wody sprawiają, że jest ona transportowana na bardzo duże odległości. Brakuje też pożywienia. Ludzie jedzą raz dziennie, głównie fasolę, kukurydzę i proso.
- Bardzo ważna jest nasza praca charytatywna, zwłaszcza w Nairobi, gdzie większość spośród 2,5 miliona mieszkańców żyje w slumsach - stwierdza ojciec Jan. - Jedyna pomoc materialna może ich spotkań ze strony sióstr misjonarek i zakonników. To oni zanoszą do slumsów lekarstwa, ubrania, jedzenie, a nawet zabawki dla dzieci.
Malaria i bandy
Oprócz groźnej malarii, na którą ciężko chorował gdyński franciszkanin, misjonarze obawiają się napadów. Kenijczycy są życzliwi, otwarci i gościnni, ale grasują tam bandy, wobec których policja jest bezradna. Co jakiś czas dochodzi do napadów rabunkowych na misje. Bandyci dotkliwie pobili nawet siostry zakonne.
Zapytany, czy czuje się też podróżnikiem i czy fascynują go egzotyczne zakątki Afryki, ojciec Jan zaprzecza. Owszem, na początku zachwycała go niesamowita przyroda, wielobarwne kwiaty, bogactwo gatunków zwierząt. Z czasem poświęcał temu coraz mniej uwagi, skupiając się na pracy misyjnej.
- Kiedy po czterech latach pojechałem na pierwszy urlop do Polski, nie mogłem się nacieszyć pięknem naszej przyrody i polskich krajobrazów - mówi o. Jan Łempicki. - Nigdy nie czułem się podróżnikiem, ale żeby żyć w Kenii i dotrzeć do serc jej mieszkańców musiałem poznać język oraz kulturę tego kraju, dowiedzieć się wiele o mentalności Kenijczyków i ich zwyczajach.
Poważani mężczyźni
Z afrykańską edukacją ojca Jana wiążą się różne zabawne historie. Mężczyźni w Kenii, m. in. poprzez obrzęd obrzezania, odosobnienie i bolesne praktyki wchodzenia w dorosłe życie, są bardzo poważni. Kiedy polski misjonarz dla zabawy zaproponował młodemu czarnoskóremu księdzu, żeby usiadł na huśtawce, ten oburzył się. Były też inne zaskakujące sytuacje.
- Na początku mojej pracy w Afryce dziwiłem się, że spotykane na drodze kobiety odwracają się do mnie tyłem - opowiada misjonarz. - Okazało się, że robią tak z szacunku do mnie, a zwyczaj ten wywodzi się z czasów, kiedy ludzie chodzili tam nago. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie, gdy jedna z kobiet podczas rozmowy zaczęła na mnie pluć. W ten sposób okazywała mi życzliwość, a nawet błogosławiła mnie.
Mieszkańcy Limuru są przekonani, że Bóg mieszka na szczycie góry Kenia, na wysokości 5200 m. O równouprawnieniu kobiet i mężczyzn w Kenii mało kto słyszał. Nie ma go nawet po śmierci. Na wsiach zmarłych chowa się w pobliżu chaty, ale w różnych miejscach. Kobiety spoczywają zazwyczaj z tyłu, za chatą, bo według wierzeń nie powinny przeszkadzać wdowcowi w sprowadzeniu do domu kolejnych kobiet. Mężczyznę należy natomiast pochować przed wejściem, żeby odstraszał potencjalnych następców. Wśród konserwatywnych plemion najbardziej tradycyjnie i kolorowo ubierają się szczepy Samburu i Masajów. Ci ostatni uważają, że do nich należy wszelkie bydło na ziemi.
Zabierając krowy innym, robią to bez skrupułów. Uważają, że w ten sposób po prostu odbierają swoją własność.
Niełatwo było polskiemu księdzu nauczyć się języka Kenijczyków, a raczej jednego z wielu używanych tam języków. W miastach można porozumieć się po angielsku, ale na wsiach nie.
- Nauczyłem się języka kimeru, na początek czytając przetłumaczony z angielskiego tekst mszy świętej - wyjaśnia ojciec Jan. - Potem uczyłem się go na pamięć, już bez czytania. Tłumaczyłem sobie wiele słów, dochodziłem do wszystkiego samodzielnie.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?