Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdynia: Straszliwe wydarzenia z 1999 roku. W centrum miasta schizofrenik zabił 17-miesięczne dziecko

Dorota Abramowicz
sxc.hu
Wydarzenia, do których doszło w kwietniu 1999 r. w biały dzień na rogu ulic Władysława IV i Żwirki i Wigury w Gdyni, wstrząsnęły mieszkańcami nie tylko Trójmiasta i sprowokowały dyskusję na temat leczenia osób chorych psychicznie.

Był ładny, słoneczny dzień. Przed południem mama Damiana ubrała 17-miesięcznego synka i wsadziła do wózka. Z ostatniego piętra domu w centrum Gdyni zniosła wózek i wyruszyła, by załatwić formalności związane z urlopem wychowawczym.

Tego samego dnia wcześnie rano wyszedł z domu , mieszczącego się niedaleko od kultowego baru Słonecznego przy ul. Władysława IV, 46-letni Grzegorz W. Grzegorz mieszkał z rodzicami, ludźmi szanowanymi i lubianymi przez sąsiadów. Sąsiedzi o ich synu też nie mówili źle. Zawsze grzeczny, taktowny i cichy. Alkoholu nie pił, drzwi przytrzymał przed kobietą, zakupy pomógł nieść.

Leczył się psychiatrycznie

Grzegorz leczył się psychiatrycznie. Później opowiadał policjantom, że słyszał głosy. To one kazały mu zabić człowieka.
Przypadek postawił na drodze Grzegorza panią Alinę, pchającą wózek z półtorarocznym Damianem. Podszedł do nich obcy mężczyzna o dziwnych, pustych oczach. Wyjął nóż i uderzył dziecko.

**

Pitawal Pomorski. Przeczytaj o kryminalnych sprawach z Pomorza

**

Kilkadziesiąt metrów od miejsca tragedii mieści się gdyńskie pogotowie.

- Jeszcze słyszę ten krzyk - mówiła dziennikarzom jedna z pracownic pogotowia.- Stałam na drugim końcu korytarza, gdy zauważyłam wbiegającą kobietę z dzieckiem. Błagała o ratunek.

Natychmiast do Damiana podbiegł chirurg, doktor Żurawski. Malec wykrwawiał się bardzo szybko. Już w pogotowiu lekarze rozpoczęli reanimację, dziecko wsadzono do karetki i na sygnale zawieziono do szpitala w Redłowie, na oddział chirurgii dziecięcej. Chłopiec trafił tam w stanie śmierci klinicznej. Nóż przebił płuco i uszkodził tętnice . Rozpoczęto operację....

O włos od linczu

Tymczasem na ulicy Władysława IV o mało nie doszło do kolejnej tragedii. Grzegorz po napadzie na dziecko rzucił się do ucieczki w kierunku ulicy 3 Maja. W ślad za nim ruszyli trzej młodzi mężczyźni. Nie miał szans - dopadli go w klatce schodowej jednego z domów.

Pani Władysława, naoczny świadek pościgu, widziała, jak mężczyźni zaczęli bić i kopać złapanego.

- Oni też byli w szoku - opowiadała. - Bili go po twarzy, po brzuchu, klatce piersiowej. Zęby mu też wybili. W końcu krzyknęłam: - Przestańcie, zabijecie go! Niech zajmie się nim policja.

Ale ludzie podzielili się na dwie grupy, jedni krzyczeli: "Zabić drania!", drudzy radzili, tak jak ja, by poczekać na przyjazd funkcjonariuszy.
Było o krok od linczu, gdy wreszcie mężczyźni się zreflektowali. Chwilę później przed klatką schodową pojawili się policjanci. Zabrali ze sobą napastnika, zawieźli na komisariat.

Do matki Grzegorza jako pierwsi zadzwonili... dziennikarze. Starsza pani nie mogła uwierzyć w to, co zrobił jej syn.

- On uwielbia dzieci - tłumaczyła bezradnie.- Rzeczywiście leczy się od dawna psychiatrycznie. Właśnie przeszedł załamanie nerwowe, bo zerwał z narzeczoną. Co my teraz zrobimy?

Damian zmarł w gdyńskim szpitalu następnego dnia po ataku, o godzinie 4 rano. Lekarze, mimo kilkugodzinnej operacji, przegrali dramatyczną walkę. Mówili później, że wskutek wykrwawienia doszło do śmierci mózgu chłopca.

Zawód miłosny i morderstwo

Podczas przesłuchania Grzegorz od razu poinformował, że leczy się na schizofrenię u lekarza o bardzo znanym w Trójmieście nazwisku. Przeżył wcześniej poważny zawód miłosny - zerwał z kobietą, którą bez pamięci kochał. Bardzo go to bolało. W tamtą środę od rana czuł nieodpartą potrzebę zaatakowania kogoś. Rzucił się na dziecko, bo było ono najbliżej.

Psychiatrzy tłumaczyli później, że u osób chorych na schizofrenię pojawia się paragnomen , czyli działanie impulsywne, nieprzewidywalne. Dlatego tak ważna jest rola najbliższych, którzy widząc pierwsze niepokojące objawy powinni skontaktować się z lekarzem.

**

Pitawal Pomorski. Przeczytaj o kryminalnych sprawach z Pomorza

**

Ostatecznie decyzją sądu Grzegorz trafił na leczenie do szpitala psychiatrycznego.

Niewielu Czytelników trójmiejskich gazet zwróciło w tamtych dniach uwagę na inną bulwersującą historię, opisaną w "Wieczorze Wybrzeża". Choć wiele łączyło obie sprawy.

Problemy psychiatryczne w wojsku

W lutym 1999 r. w I Morskim Pułku Strzelców, stacjonującym podówczas w Gdyni Redłowie, mat Remigiusz R., szef starszego marynarza Karola T., kazał podwładnemu oddać do prania rzeczy z szafki. Karol odmówił.

- Wobec tego proszę wyjąć brudne rzeczy z szafki Karola i zanieść do pralni - mat wydał rozkaz stojącym obok żołnierzom.

Nie spodziewał się, jak podwładny zareaguje na ten rozkaz. Karol nagle wyciągnął z kieszeni nóż, zwany motylkiem, i z całej siły wbił go matowi w brzuch. Tylko natychmiastowa operacja uratowała rannemu żołnierzowi życie!

Karol trafił na obserwację psychiatryczną. Po kilku miesiącach lekarze uznali, że podczas ataku na mata miał on całkowicie zniesioną poczytalność, czyli nie może odpowiadać za swój czyn. A jako że psychiatrzy uznali, że Karol nie jest zagrożeniem dla otoczenia, starszy marynarz w kwietniu 1999 r. ...wrócił do jednostki, gdzie można mu było wydać nie tylko nóż, ale nawet karabin. Krótko po tym wydarzeniu rzecznik praw obywatelskich wystąpił do szefa Sztabu Generalnego WP z pismem w sprawie ryzyka, jakie mogą nieść takie powroty.

Dane bohaterów zostały zmienione.

Codziennie rano najświeższe informacje z Gdyni prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto