Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdynia składa hołd Franciszce Cegielskiej

Renata Moroz
Franciszka Cegielska
Franciszka Cegielska R. Kwiatek/Archiwum
Mówiono, że rządziła miastem żelazną ręką, ale mieszkańcy ją uwielbiali.

Wybory parlamentarne w 1997 r. wygrała w cuglach. Ówczesne prawo zezwalało na łączenie stanowisk, splotła więc na rok posłowanie i gdyńską prezydenturę. Tymczasem w sejmowych kuluarach szeptano za jej plecami: premier idzie.

To nie były tylko pogłoski czy żarty, na najwyższych politycznych szczeblach zastanawiano się ponoć nad jej kandydaturą na prezesa Rady Ministrów. Ostatecznie nie przeszła, bo męska frakcja postawiła na Jerzego Buzka. Jej przypadła teka ministra zdrowia. Lekko nie było. Paliła jak komin, piła hektolitry kawy, miała nadwagę.

O jej chorobie wiadomo było od początku 2000 roku. W lutym przeszła poważną operację w I Klinice Chirurgii Ogólnej w Krakowie. Po zabiegu wróciła do pracy. Przyjechała nawet do Trójmiasta na koncert Tiny Turner. Powiedziała wtedy: "Ożyłam na chwilę".

We wrześniu pojawiła się u fraciszkanów na ślubie jedynego syna, Marcina. Wyglądała dobrze, była tylko szczuplejsza, bledsza. Już w październiku wróciła do krakowskiej kliniki. Zmarła w południe - 22 października 2000 roku. Z projektem ustawy pod poduszką. Miała 54 lata.
Jej przyjaciele przyznają - to ministerowanie było ogromnym, stresującym trudem. Musiało mieć to wpływ na jej przedwczesne odejście.

Przed śmiercią zaplanowała wszystko od sukienki, po własną stypę. Wskazała Gdynię jako miejsce spoczynku, prosiła o prosty, surowy nagrobek. Wybrała towarzysza ostatniej podróży - siostrę, powiedziała do niej - Elu przygotuj się, teraz będziemy umierać.
Marcin Cegielski miał żal do lekarzy, że nic nie wyczuli, choć choroba trwała latami. Był u niej na kilka godzin przed śmiercią, było źle, ale myślał, że to tylko chwilowe załamanie. Marcin umarł tragicznie. Zginął w wypadku.

Gabinet na pierwszym piętrze gdyńskiego ratusza wypełniały kwiaty. Tuż przy wielkim stole stała araukaria. To taka choinka o delikatnych igłach. Nie lubi, jak się ją dotyka ani jak inna roślina jest za blisko. Chciałam usiąść, szturchnęłam iglaka, gałęzie zaczęły się kiwać.
- Nie tędy błagam - wycedziła, maskując złość.
Kiwnęłam głową przepraszająco.

- Latem lubi umiarkowane podlewanie, zimą symboliczne - zaczęła. Opowiadanie trwało kilka minut. Jej wiedza na temat roślin była ogromna. Jeśli coś zaprzątało jej głowę - inwestycja, drogi, hala targowa, ślęczała nad tym na tyle długo, by móc odeprzeć każdy argument oponenta, nie dać się złapać na najdrobniejszej niewiedzy.

Była szanowanym prezydentem, choć zarzucano jej autorytaryzm, zbytni upór, kiepski dobór współpracowników, zbyt bliskie kontakty z biznesem. Ale rzadko się zdarzało, by polityczni antagoniści publicznie mówili o niej źle.

- Po prostu się jej bali - wyznał kiedyś jej bliski znajomy. - Odwrotnie niż zwykli ludzie. Gdy podchodzili, pogadała jak sąsiadka z sąsiadem, jak chcieli pogłaskać jej psa, wdawała się w dyskusję o zwierzętach. Nie udawała lepszej. Zwykła kobieta, tyle że obdarzona ogromną wiedzą i pasją działania.

W 1990 roku pojechała do Seattle w pierwszą zagraniczną podróż. Amerykanie kupili ją "na pniu". Włożyła na głowę indiański pióropusz, którym obdarowały ją władze Seattle. Kupiła ich tą naturalnością, intelektem, gestem. W Kilonii tamtejszym mediom powiedziała: To z morza czerpię siłę i pewność, że uda mi się spełnić moje marzenia o rozwoju Gdyni.

Rządziła miastem żelazną ręką, przeklinała, trzaskała drzwiami, bywało, że piła za dużo whisky. W jej bloku ktoś nasmarował pisakiem: "W tym domu mieszka pani prezydent Franciszka Cegielska". Napis przetrwał długie miesiące.

Ewa Piontek-Jabłońska, która prowadziła jej sekretariat, mówi tak: Gdy teraz próbuję przypomnieć sobie jej twarz, to widzę ten uśmiech. Taki sam dla premiera, jak i pani z osiedlowego sklepiku.

Bała się horrorów. Wychodziła z pokoju, prosząc męża, by później powiedział jej, jak się film skończył. Jeździła szybko jak pirat. Co rusz wdrażała jakieś diety. Lubiła dobre torebki i zamaszyste szale. Często darła rajstopy, jak puściło oczko, biegła do Ewy do sekretariatu po zapasową parę.

Nosiła okulary, które odbierały jej część urody. Rzadko się badała. Na jakiejś ważnej gali, takiej z VIP-ami w pierwszych rzędach, miała coś ogłosić. Dane miała na kartce. Wyszła na scenę i zaczęła szukać kartki w przepastnej torbie. Mikrofon zbierał każdy odgłos. Słychać było, jak otwiera kosmetyczkę, jak przesuwa jakieś pudełko, jak dzwonią klucze. Sala ryknęła śmiechem.

Mówiła: Jeśli kobieta chce do czegoś dojść, musi umieć i pracować dwa razy więcej niż mężczyzna. Można powiedzieć, że dzięki wyznaczonej przez nią strategii Gdynia odróżnia się od wielu miast w Polsce.

Urodziła się w 1946 roku we Francji, młodość spędziła w Szczecinie, gdzie ukończyła wydział mechaniczny politechniki. W 1973 roku wyszła za Jacka Cegielskiego, razem przenieśli się do Gdyni. Wykładała w Wyższej Szkole Morskiej, ukończyła studia podyplomowe na Politechnice Gdańskiej. 13 grudnia 1981 r. jej mąż został internowany. W 1989 r. zorganizowała Komitet Obywatelski NSZZ Solidarność, rok później została prezydentem miasta. W lutym 2000 roku "Za wybitne zasługi dla Gdyni" otrzymała Medal im. Eugeniusza Kwiatkowskiego, a w październiku Rada Miasta nazwała jej imieniem węzeł komunikacyjny u zbiegu alei Piłsudskiego oraz ulic Kieleckiej i Śląskiej.
Gdynia pamięta "Frankę".

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto