Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdynia. Dworzec PKP. Sufit jajem, mlekiem i octem malowany

[email protected]
Z Urszulą Ruhnke-Duszeńko, jedną z twórców malowidła na suficie hali starej restauracji na gdyńskim dworcu kolejowym, rozmawia Agata Grzegorczyk - Kiedy zapytałam o smoki z gdyńskiego dworca, pani była zdziwiona, że ...

Z Urszulą Ruhnke-Duszeńko, jedną z twórców malowidła na suficie hali starej restauracji na gdyńskim dworcu kolejowym, rozmawia Agata Grzegorczyk
- Kiedy zapytałam o smoki z gdyńskiego dworca, pani była zdziwiona, że one jeszcze tam są. Kiedy widziała pani ostatni raz swoje dzieło?
- Kilka lat temu ktoś powiedział mi, że już ich nie ma. Nie zdziwiło mnie to specjalnie, bo w naszym kraju często traktuje się tak dzieła sztuki. Bardzo dawno tam nie byłam, chyba z kilkanaście lat. Ale to nie tylko moje dzieło. Ja w 1957 roku, kiedy malowidło powstawało, byłam tylko młodą asystentką. Projekt stworzył prof. Studnicki, a przenieść go na sufit hali restauracji oprócz mnie pomagała mu żona i Maks Kasprowicz, też bardzo znany artysta.
- Podczas malowania wykorzystywaliście nawet krowie mleko.
- Mleko też, ale głównie jajka. Malowaliśmy temperą, a farbę trzeba czymś rozprowadzić. Temperę miesza się właśnie z jajkami, mlekiem i octem. A kiedy malowidło jest gotowe werniksuje się je woskiem pszczelim.
- Podobno też pracowaliście nad tym projektem w restauracji w Chmielnie, nie łatwiej byłoby od razu w Gdyni?
- Projekt prof. Studnickiego był maleńki, miał 20 na 20 cm. Żeby przenieść go na sufit, trzeba było go powiększyć. Robi się to tak, że najpierw przenosi się rysunek na papier, który ma już właściwą wielkość. Każdą linię poprawia się radełkiem i dziurkuje, arkusz mocuje do sufitu i za pomocą węgla drzewnego przez te dziurki nanosi na właściwą powierzchnię. Żeby zmieścić arkusz wielkości dworcowego sufitu potrzebowaliśmy ogromnej sali. A na rynku w Chmielnie była taka knajpka, państwa Skrzypeckich, która miała ogromną salę taneczną. Na salę wychodziło okienko z mieszkania właścicieli, z którego profesor mógł nadzorować prace.
- To musiało być strasznie żmudne...
- Atmosfera była świetna, nawet się nie obejrzałam, jak już było skończone. Ale praca faktycznie była ciężka. Samo malowanie wymagało sporo wysiłku, trzeba było pracować na rusztowaniach, z głową zadartą do góry. Profesor chodził na dole i pilnował, żeby wszystko wyglądało jak w projekcie. Wołał: Krystyna, dodaj temu smokowi wyrazu oczach, Urszula, podkręć mu ogon.
- Jak to się stało, że pozwolono wam na te smoki? W tamtych czasach malowało się przecież tylko robotników z młotami.
- Nie Studnicki. On zawsze malował smoki, diabły, a jak ludzi to np. grających w karty.
- Ale, że kolejarze zaakceptowali taki projekt.
- Co mieli nie zaakceptować? Przecież wiedzieli komu zlecają. Zresztą byli zachwyceni. To malowidło bardzo się podobało, ludzie przychodzili na dworzec specjalnie, żeby je zobaczyć.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto