King dobrze prezentował się w pierwszej części sezonu. Przed spotkaniem z Anwilem zajmował 3. pozycję w tabeli, a rywale typowali go do walki o medale mistrzowskie. Tych aspiracji szczeciński zespół nie potwierdził w turnieju finałowym o Puchar Polski, bo odpadł już w pierwszym występie przeciwko PGE Spójni Stargard. Pozostało się odkuć w lidze i prestiżu poszukać też w rozgrywkach europejskiej ligi północnej (ENBL). Zespół miał czas na trening – przerwa w lidze na mecze reprezentacji Polski – ale w pierwszej połowie wyglądało to tak, jakby sztab szkoleniowy przesadził z obciążeniem zajęć. Szczecinianie grali bez energii, przyspieszenia, potrzebnej agresji w defensywie. Trener Arkadiusz Miłoszewski pokrzykiwał, mobilizował, ale efektów nie było. Anwil od początku sprawiał lepsze wrażenie.
Przewagę wypracował sobie jednak dopiero w II kwarcie. King musiał grać bez Filipa Matczaka, który doznał urazu i na ławce rezerwowych dochodził do siebie. Kapitana brakowało zwłaszcza w defensywie. A w ataku pomysły taktyczne nie pomagały drużynie, ale i brakowało zawodnika, który pociągnąłby grę. Bryce Brown miał być efektywnym snajperem, ale generalnie gra na mocno przeciętnej skuteczności. Zac Cuthbertson nie palił się do rzutów dystansowych, a i nie miał gazu, by wbijać się pod kosz. Dopiero w 17. minucie King trafił pierwszą trójkę. Rzucił ją Tony Meier, którego występ w piątkowym spotkaniu stał pod znakiem zapytania. Było 29:32, ale zabrakło dwóch-trzech skutecznych akcji z rzędu. Goście potrafili to wykorzystać i w samej końcówce kwarty odskoczyli na 12 punktów.
II połowa zdecydowanie lepsza w wykonaniu Kinga. Wróciła energia i ta różnica zaczęła topnieć. Możliwe, że szczecinianie przejęliby inicjatywę w tym spotkaniu, ale w III kwarcie szalał Luka Petrasek. Jego trójki podcinały skrzydła gospodarzom.
Ale Ci walczyli. Szukali swoich szans w ataku, pracowali w obronie. Byli blisko i w 36. minucie na remis rzucał Phil Fayne. Spudłował jednak oba osobiste i Anwil mógł złapać oddech. Po minucie strata Matczaka i Kamil Łączyński wykorzystał okazję. Zrobiło się 74:79 i o czas poprosił trener Miłoszewski.
Po wznowieniu gry Matczak trafił za trzy, ale goście odpowiedzieli i trzymali skromną zaliczkę. Na 30 sekund przed końcem straty zmniejszył Fayne (79:81), ale Łączyński przebił się przez obronę, był sfaulowany i trafił jeden osobisty. Pozostawało 10 sekund do końca i King potrzebował trójki.
Miłoszewski rozrysował ostatnią akcję. W hali nikt nie siedział i po chwili eksplozja radości, bo Meier trafił. 82:82, ale goście mieli naradę i 6 sekund na akcję. Lee Moore pod presją Matczaka spudłował i do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka.
King odpalił w dogrywce błyskawicznie. Po dwóch minutach odskoczył na sześć punktów (88:82), ale goście mieli jeszcze dużo czasu. W połowie dodatkowego czasu trochę kontrowersji – sędziowie nie uznali punktów Mazurczaka (faul w ataku), po chwili Matczak zabrał piłkę, ale po analizie uznano, że przekroczył plac gry.
40 sekund przed końcem Anwil doszedł na punkt, a Mazurczak spudłował w indywidualnej akcji. Goście mieli czas na rzut, ale w końcu Moore spudłował i szczecinianie wygrali bitwę.
King Szczecin – Anwil Włocławek 88:87
Kwarty: 14:17, 19:28, 32:24, 17:13.
Dogrywka: 6:5
King: Cuthbertson 16 (1x3), Mazurczak 15, Matczak 12 (1), Meier 13 (3), Fayne 9 – Kostrzewski 5 (1), Brown 2, Borowski 11 (1), Żmudzki 5.
Anwil: Petrasek 22 (5), Greene 11 (3), Moore 26 (2), Sobin 2, Nowakowski 2 – Łączyński 12 (1), Williams 4, Sanders 6, Bojanowski 2, Słupiński 0.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?