Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Władysław Kozakiewicz, jedyny złoty medalista pochodzący z Gdyni nie został honorowym obywatelem swojego miasta?

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
– Urząd miasta kazał mi kupić mieszkanie, skoro chcę mieszkać w Gdyni. Jestem jedynym złotym medalistą olimpijskim pochodzącym z Gdyni, ale na to nikt nie zwrócił uwagi. Ostatecznie, do tej pory nie jestem zapraszany i chętnie widziany w Gdyni. W przeciwieństwie do reszty Trójmiasta – zarówno Gdańsk, jak i Sopot często kierują do mnie zaproszenia – mówi Władysław Kozakiewicz, złoty medalista olimpijski w skoku o tyczce z Moskwy z roku 1980
– Urząd miasta kazał mi kupić mieszkanie, skoro chcę mieszkać w Gdyni. Jestem jedynym złotym medalistą olimpijskim pochodzącym z Gdyni, ale na to nikt nie zwrócił uwagi. Ostatecznie, do tej pory nie jestem zapraszany i chętnie widziany w Gdyni. W przeciwieństwie do reszty Trójmiasta – zarówno Gdańsk, jak i Sopot często kierują do mnie zaproszenia – mówi Władysław Kozakiewicz, złoty medalista olimpijski w skoku o tyczce z Moskwy z roku 1980 sylwia dabrowa /polska press
Władysław Kozakiewicz, złoty medalista olimpijski w skoku o tyczce z Moskwy z roku 1980, zapamiętany przez kibiców z powodu „gestu Kozakiewicza”, były radny miasta Gdyni, mieszkający obecnie pod Hanowerem, mimo wygranego procesu, nie ma szans na zwrot mieszkania przy ul. Świętojańskiej, zabranego przez komunistyczne władze w 1986 roku. Również, jak twierdzi najbardziej znany gdyński olimpijczyk, wniosek PKOL o przyznanie mu tytułu honorowego obywatela Gdyni spotkał się z negatywną reakcją ze strony miasta. – Nie możemy podać przyczyn, bo nie możemy znaleźć informacji o procedowaniu takiego wniosku w protokołach Biura Rady Miasta Gdyni z ostatnich pięciu lat – mówi Małgorzata Omachel-Kwidzińska z Urzędu Miasta Gdyni.

Dlaczego najbardziej utytułowany gdyński sportowiec Władysław Kozakiewicz nie znalazł się na liście honorowych obywateli Gdyni?

– Nie możemy podać przyczyn, bo nie możemy znaleźć informacji o procedowaniu takiego wniosku w protokołach Biura Rady Miasta Gdyni z ostatnich pięciu lat – mówi Małgorzata Omachel-Kwidzińska z Urzędu Miasta Gdyni. – Jeżeli taki wniosek wpłynie do urzędu, trafia pod obrady komisji właściwej do spraw statutowych, która nadaje mu bieg i postanawia o ewentualnym skierowaniu wniosku, ewentualnie uchwały, pod obrady Rady Miasta. Rada podejmuje uchwałę dotyczącą nadania honorowego obywatelstwa osobom szczególnie zasłużonym dla miasta oraz wybitnym osobistościom.

– Z wnioskiem o nadanie Honorowego Obywatelstwa mogą występować podmioty, którym przysługuje inicjatywa uchwałodawcza, a także organizacje gospodarcze, społeczne i inne. Wśród honorowych obywateli miasta znajdują się m.in. Józef Piłsudski, Andrzej Wajda, abp Tadeusz Gocłowski, Andrzej Kołodziej czy Jerzy Buzek.

Czuję się gdynianinem. Rozmowa z Władysławem Kozakiewiczem

Kto wystąpił do Rady Miasta Gdyni o przyznanie panu tytułu honorowego obywatela?

Polski Komitet Olimpijski, było to jeszcze na kilka lat przed poprzednią olimpiadą. Przyszła odpowiedź negatywna. Sprawy nie śledziłem, sam też o to nie walczyłem. Nie mam wielkiej ochoty, by starać się o kolejne tytuły. Mistrzem olimpijskim jest się przez cały czas, tego nikt mi nie zabierze.

Boli ta odmowa?

Pozostaje na pewno zadra, że zostałem tak potraktowany.

Czy odmowa może mieć związek z walką o zwrot mieszkania przy ul. Świętojańskiej, zabranego w 1985 r. po pańskiej ucieczce z Polski?

Moje mieszkanie zostało zabrane przed 36 laty, a mnie długopisem wykreślono z mojej własności tylko za to, że postanowiłem wystartować w zachodnim klubie. Byłem współwłaścicielem kamienicy przy Świętojańskiej 51 i właścicielem mieszkania na pierwszym piętrze o powierzchni 150 m kw., wysokiego na trzy metry. Mury odsprzedałem za 10 proc. ceny, ale już mieszkanie zostało mi zabrane.

Milicja wyważyła do niego drzwi, w środku siedział mój ojciec, który pilnował go przed kradzieżą. Potem wszyscy chcieli to mieszkanie kupić. W ciągu kilku dni zamieszkała tam rodzina, której członkowie mogli chodzić w moich gaciach i sukienkach należących do żony. Nawet lodówka była zapełniona i mogli z niej korzystać.

O zwrot zacząłem walczyć po 1991 roku. Wcześniej nie mogłem, bo chcieli mnie zamknąć za „zdradę” Polski.

I wygrał pan przed sądem po ponad dwóch dekadach?

Tak, ale nie przypuszczam, by mieszkanie to kiedyś jeszcze wróciło do mnie. Kiedy zapadł korzystny dla mnie wyrok przeciw urzędowi miasta, usłyszałem, że jak chcę, to mogę wprowadzić się do tego mieszkania, ale mieszka tam ośmioosobowa rodzina. Miałem tych ludzi wyrzucić na bruk? Nie jestem taki, uznałem, że mogę stracić, ale biednych ludzi, oszukanych przez urząd miasta, nie będę wyrzucać. I tak to się zakończyło. Sprawa do tej pory wisi w powietrzu. Wyrok nie jest respektowany.

Nie było innej możliwości rozwiązania tego sporu?

Proponowałem, żeby, zamiast tego mieszkania, przekazano mi inny lokal w Gdyni. Nic z tego nie wyszło.

Urząd miasta kazał mi kupić mieszkanie, skoro chcę mieszkać w Gdyni. Jestem jedynym złotym medalistą olimpijskim pochodzącym z Gdyni, ale na to nikt nie zwrócił uwagi. Ostatecznie, do tej pory nie jestem zapraszany i chętnie widziany w Gdyni. W przeciwieństwie do reszty Trójmiasta – zarówno Gdańsk, jak i Sopot często kierują do mnie zaproszenia.

Pozostają jedynie myśli – zrobiłem tyle, ile mogłem zrobić, widocznie dla Gdyni było to za mało. W latach 1998-2002 byłem też radnym miasta Gdyni, to był czas, gdy Wojciech Szczurek szedł na prezydenta, wszyscy byliśmy kolegami. Powiem anegdotycznie – kiedy byłem radnym miasta Gdyni, padła w mojej obecności propozycja, by moim nazwiskiem nazwać jedną z gdyńskich ulic w Redłowie albo przynajmniej położyć kamień z napisem, że tu trenowałem. Przy mnie część radnych zaczęła protestować, mówiąc: ależ on jeszcze żyje! Odparłem, że dla tej ulicy nie chcę umierać.

Czy jest możliwość, by kiedykolwiek zamieszkał pan w Trójmieście?

Nie widzę już takiej szansy. To, co się stało, przełknąłem z goryczą i zacząłem życie od nowa. Czasami tak bywa. Tak czy tak, sobie poradzę. Od 36 lat mieszkam koło Hanoweru, w małej miejscowości odległej o 20 kilometrów od centrum miasta. Jestem emerytowanym nauczycielem, cieszę się życiem i cudowną rodziną. W Polsce bywam bardzo często, w tym roku byłem w kraju sześć razy. Jestem zapraszany i z dużą chęcią odpowiadam na zaproszenia.

A już z ogromną chęcią dojeżdżam do Trójmiasta, na takie imprezy jak „Tyczka na molo” w Sopocie. Do Gdańska byłem zapraszany, do Gdyni już mniej. Jak nie, to nie, będę żył i bez tego. Na 90. rocznicę powstania klubu Bałtyk w ubiegłym roku nie mogłem przyjechać ze względu na pandemię, brat musiał być moim przedstawicielem. Ale zawsze jestem do dyspozycji.

Czy jeśli kiedykolwiek Rada Miasta Gdyni przyzna panu honorowe obywatelstwo, przyjmie pan ten tytuł?

Oczywiście, że tak. Do tej pory mówię, że Gdynia jest moim miastem. Tu się wychowałem, tu rozwijałem, tu zdobywałem dla gdyńskiego klubu Bałtyk wszystko, co można. Nie tylko złoty medal olimpijski, ale także rekordy świata. Mam tu przyjaciół, skończyłem szkoły, koledzy nadal tam mieszkają. Z Gdynią łączy mnie wszystko. Moi rodzice leżą na gdyńskich cmentarzach, mieszka tu moje rodzeństwo – brat i siostra. Też bym mieszkał, gdyby nie zabrano mi mieszkania. Ludzie dalej mnie rozpoznają na ulicy.

Byłem w Gdyni przed dwoma tygodniami i nie mogłem spokojnie zjeść obiadu na zewnątrz Kapitana Cooka na skwerze Kościuszki, bo ustawiła się kolejka po autografy. I z tych wszystkich powodów nie odmówiłbym tytułu. Czuję się gdynianinem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto