Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Arka Gdynia - Ruch Chorzów 40 lat później. Gdynianie jako gospodarze przy Traugutta

Piotr Wiśniewski
Zdjęcie z książki Macieja Witczaka 'Żółto-niebiescy'
Arka w roli gospodarza na stadionie przy Traugutta w Gdańsku? To wydarzyło się naprawdę. Dziś mija 40 rocznica meczu, w którym przy komplecie publiczności żółto-niebiescy przegrali 1:2 z Ruchem Chorzów.

Pojedynek określany był wówczas mianem wydarzenia jesieni 1971 roku. Ze względu na zainteresowanie postanowiono, iż Arka zagra... w Gdańsku. "Był to dobry i szybki mecz. Słowa te piszemy z tym większą przyjemnością, że główną zasługę mają w tym gdyńscy piłkarze. Chwilami chorzowianie bronili się rozpaczliwie, a obrońcy szukali ratunku w... wybijaniu piłki na aut" - tak pisał o tym spotkaniu redaktor Albert Gochniewski z "Głosu Wybrzeża".

Arka zagrała w składzie: Burzyński - Cz. Przybylski, J. Motowidło, Choruży, Z. Żemojtel - Strzelecki (65 Kurzepa), Rajski, Erlich, Bieliński - Szybalski, Szarmach.

Gorący doping dla arkowców przy Traugutta

To bez wątpienia ewenement w historii gdyńskiego klubu. Nigdy wcześniej ani nigdy potem Arka nie grała w Gdańsku, będąc gospodarzem meczu. Wielu starszych kibiców żółto-niebieskich zapomniała o nim. Mało który z młodszych zdaje sobie sprawę, że taki fakt rzeczywiście miał miejsce. - A to mnie pan zaskoczył... - wypalił Mieczysław Rajski. Po krótkim wprowadzeniu nasz rozmówca odparł: - No, teraz to sobie przypominam. Rzeczywiście, grałem wówczas w pierwszym składzie Arki.

Jak wspomina ten mecz Rajski? - Ciekawostką był fakt, że my piłkarze Arki graliśmy w roli gospodarza na stadionie Lechii - uśmiecha się. - Obiekt przy Traugutta wypełnił się co do ostatniego miejsca. Niestety, przegraliśmy i nie było nam dane awansować dalej.

Miejsce rozgrywania pucharowego meczu z Ruchem rzecz jasna nie spodobało się kibicom Arki. Przy Traugutta panowała jednak przyjazna atmosfera i klimat sprzyjający grze. - Trybuny nie były do nas wrogo nastawione - wspomina Mieczysław Rajski, wychowanek Lechii.

- Zostaliśmy bardzo dobrze przyjęci. Wtedy jednak jeszcze nie było takiego antagonizmu na linii Arka-Lechia. Tak naprawdę to nawet tego nie odczuliśmy, że gramy w Gdańsku. Zresztą na stadionie było wielu kibiców z Gdyni, którzy siedzieli wymieszani z gdańszczanami. Doping dla nas był bardzo dobry. Pamiętam, że z Ruchem rozgrywaliśmy bardzo wyrównany mecz.

Piłkarze z Gdyni mogli liczyć na wsparcie ze strony kibiców przy ul. Traugutta. - Były okrzyki: "Arka, Arka", ale te śpiewy nie były tak żywiołowe jak obecnie - dodaje Rajski. - Teraz kibice są głośniejsi. Myślę, że obecnie taki mecz nie doszedłby do skutku. Na stadionie pojawiłaby się garstka kibiców, a i atmosfera nie sprzyjałaby grze. W tamtych czasach taki mecz był możliwy ze względu na zainteresowanie mieszkańców Wybrzeża spotkaniem Arki z chorzowskim Ruchem.

Wspomnienie Szarmacha

II-ligowi gdynianie przegrali z Ruchem 1:2, a jedyną bramkę dla Arki zdobył Andrzej Szarmach, który w 60 minucie doprowadził do remisu. - Trafił do nas z III-ligowego Stoczniowca - wspomina Rajski. - Był skromnym chłopakiem, który od razu dał się poznać jako wyborowy strzelec. Zaufaliśmy mu na boisku i dużo piłek adresowaliśmy właśnie do niego. Dzięki tym strzelonym bramkom wybił się i powędrował do Górnika Zabrze.

- Andrzej Szarmach był fenomenem - dodaje z kolei Ryszard Kurzepa, który w dniu meczu miał 19 lat. - Mało biegał, a zdobywał dużo bramek. Ciężko nie pamiętać takiego piłkarza, który praktycznie w każdym meczu strzelał gola główką. Tam, gdzie ja bym nogi nie włożył, to on wkładał głowę.

Więcej o sporcie czytaj

Samego meczu jednak Kurzepa już tak dobrze nie pamięta.

- Zmartwię pana, ale data, o której pan wspomniał, nic mi nie mówi - śmieje się Kurzepa. - To bardzo stare dzieje. W 71 roku byłem jeszcze juniorem. Były to czasy, kiedy dopiero wchodziłem do zespołu. Biorąc jednak pod uwagę dzisiejsze czasy, to rzeczywiście możemy mówić o niecodziennym wydarzeniu.
Inny ówczesny arkowiec Józef Motowidło wspomina. - Jeżeli mnie pamięć nie myli, to graliśmy mecz pucharowy z Ruchem Chorzów - mówi dawny obrońca żółto-niebieskich. - Pamiętam, że bramkę dla nas strzelił Szarmach. Dla nich trafił bodajże Bula.

- Mówi pan, że samobój Zbyszka Bielińskiego? - zastanawia się Motowidło. - To ciekawe..., chyba mnie pamięć nieco zawiodła.

Przy pisaniu artykułu posłużyliśmy się obowiązkową lekturą każdego kibica Arki, czyli książką "Żółto-niebiescy" Macieja Witczaka.

- To było niecodzienne wydarzenie. Tak się zastanawiam, jak taki pomysł w ogóle się narodził. Pamiętam, że na stadionie zasiadło bodaj 20 tys. widzów. Przegraliśmy 1:2. Wiele meczów w swojej karierze pamiętam, ale jakoś ten uciekł mi z pamięci - mówi Józef Motowidło. - Zresztą jak się przegrywa to ciężko o dobre wspomnienia. Z tego co kojarzę to w Gdańsku zostaliśmy mile przywitani. Zaskoczył mnie właśnie klimat tego meczu. Podejrzewam, że pomysłodawcą rozegrania spotkania w Gdańsku był nasz ówczesny trener Jerzy Słaboszowski.

Zaskoczony pytaniem z naszej strony był również Zbigniew Strzelecki.

- 71 rok? Czy ja rzeczywiście wtedy grałem? - pyta Strzelecki. - Coś nie mogę sobie przypomnieć... Były piłkarz Arki sytuację postanowił odnieść na współczesny grunt.

- Wtedy były inne czasy i nie było takiej nienawiści między Arką i Lechią - mówi Zbigniew Strzelecki. - Jako piłkarz Arki nie czułem żadnych oznak braku szacunku ze strony kibiców Lechii. Wtedy nie było jednak takich podziałów jak dziś. Zostaliśmy odebrani jako gospodarze. Ale nie od dziś wiadomo, że w Gdyni jest Arka, a w Gdańsku Lechia - dodaje Zbigniew Strzelecki.

Powtórka niemożliwa

Bohaterowie tamtych czasów zgodnie twierdzą, że taki mecz zdarzył się tylko raz i w przyszłości, przynajmniej tej niedalekiej, podobny scenariusz raczej nie wchodzi w grę. To zdanie podzielają również kibice obu drużyn.

- Czy dopuszczam do siebie taką myśl? - mówi sympatyk Arki. - Wydaję mi się, że takie rozwiązanie na dłuższą metę nie miałoby sensu, ponieważ klub jest przywiązany do miasta, nie bez powodu w nazwie widnieje nazwa miasta: Arka to Gdynia, Lechia to Gdańsk. To jest lokalny patriotyzm i trzeba go uszanować.

- Nie ma kompletnie takiej możliwości, w żadną ze stron. Jak jakiś czas temu Arka szukała obiektu, na którym zagra, w ogóle nikomu do głowy nie przyszedł pomysł grania w Gdańsku - stwierdza inny kibic Arki.
- To kwestia logistyki - przyznaje fan Lechii. - Ciężko byłoby dojechać kibicom z Gdyni na mecz przez centrum Gdańska, tym bardziej stary Wrzeszcz, Letnicę czy Nowy Port. Póki nie działa stacja kolejowa Gdańsk Stadion, uważam, że jest to zbyt niebezpieczne.

Codziennie rano najświeższe informacje z Gdyni prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto