Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Angélique Kidjo: Wolę być naiwna do końca

Marcin Mindykowski
Angélique Kidjo
Angélique Kidjo
Z Angélique Kidjo, jedną z gwiazd widowiska Roberta Wilsona "Twój anioł Wolność ma na imię", rozmawia Marcin Mindykowski

Wczorajsze widowisko zostało podzielone na cztery części-akty: walkę, niesprawiedliwość, pokój i sprawiedliwość. Czy ten happy end nie był nieco naiwny?
Lubię być naiwna. Bo wiem, że ktoś, kto staje się cyniczny, nie stworzy nic nowego. Cynizm wynika ze strachu, a strach - z nienawiści. Nienawiść zaś zawsze pociąga za sobą przemoc i ofiary. A naiwność nigdy nikogo nie zabiła. Dlatego jeśli nazywa mnie pan naiwną, jest to dla mnie komplement. Przynajmniej nie tracę mojej empatii dla ludzi, zaufania do nich. I nie myślę tylko o tym, jak wyprowadzić innych w pole i samemu na tym zyskać. Nienawiść zabiera dużo energii, zabija cię, wysysa. Dlatego wolę być naiwna do śmierci.

Ale czy Solidarność i inne ruchy wolnościowe naprawdę wywalczyły, Pani zdaniem, sprawiedliwość?
To prawda, wciąż musimy o nią walczyć. Ale sukces tych ruchów polegał na tym, że uświadomiły nam, iż wolność może być rzeczywistością. Ale czy wolność może istnieć całkowicie, w pełni? Uważam, że nie, bo każdy nasz wybór pociąga za sobą jakieś konsekwencje. I nasza swoboda polega właśnie na dokonywaniu wyboru. Tę podstawową wolność chciał przecież zabrać ludziom komunistyczny reżim - wolność myślenia o sobie i decydowania o własnym życiu.

Koncert upamiętniał ideały Solidarności. Bliskie Pani?
Śledziłam początki Solidarności, kiedy mieszkałam w Beninie, który też był wtedy pod komunistycznym reżimem. Kiedy zobaczyłam więc po raz pierwszy w telewizji Lecha Wałęsę, pomyślałam: "Mam nadzieję, że ktoś zrobi coś podobnego tutaj". W 1983 roku opuściłam Benin i przeprowadziłam się do Francji, ale nadal śledziłam ewolucję ruchu, modląc się i trzymając kciuki za jego powodzenie. I udało się - nie tylko w Polsce i wschodniej Europie, ale też w Beninie, który w 1989 roku, jako pierwszy afrykański kraj, przeszedł z komunizmu na demokrację. Bez przelewu krwi, tak jak Solidarność. To jeden z powodów, dla których tu jestem.

Losy Pani rodzinnego Beninu faktycznie przypominają polską historię zmagania się z komunizmem. W 1972 roku, dwanaście lat po odzyskaniu niepodległości i brutalnych konfliktach etnicznych, władzę w Pani kraju przejęli komuniści.
Zanim jednak nastał komunistyczny reżim, mieliśmy triumwirat. I pamiętam, że za jego czasów nie było opresji i przemocy. Przeciwnie: działało wiele kobiecych ruchów, które walczyły o prawo głosu, o to, żeby kobiety miały prawo wybierać swoje przeznaczenie. Kiedy miałam osiem lat, chodziłam z moją mamą i jej przyjaciółkami na spotkania tego kobiecego ruchu. To był proces, dzięki któremu stawałyśmy się coraz bardziej świadome potrzebnych nam praw. Oczywiście, zanim kobiety w Beninie otrzymały prawo wyborcze, minęło dużo czasu, ale to wtedy zaczęła się ta walka.

Co stało się, kiedy w Beninie zapanowała militarnie umocowana, marksistowsko-leninowska dyktatura?
Kiedy nastał reżim komunistyczny, te ruchy zniknęły. Pamiętam, że komunizm naprawdę wpłynął na moje życie. Chodząc do szkoły, ciągle trzeba było uważać, co się robi, z kim rozmawia. Wszyscy byli podejrzliwi wobec wszystkich. To było po prostu piekło, nie dało się tak żyć. Męczyła mnie ta konieczność bycia ostrożnym, tym bardziej że zawsze mówiłam to, co myślę - i nagle ta wolność została mi wyrwana. Nie mogłam też robić muzyki po swojemu. Poza tym nie chciałam, by moja twórczość była w jakikolwiek sposób używana do reprezentowania systemu komunistycznego. Nie miałam więc wyboru i postanowiłam opuścić mój kraj.

Dlaczego tak silnie przeżyła Pani odebranie wolności?
Wynikało to z tego, że w moim domu nigdy nie było tematów tabu. Moi rodzice zawsze mówili: "Chcesz porozmawiać na jakiś temat, zróbmy to. Możemy się nie zgadzać, byle nie w nienawiści. Możemy też wracać do dyskusji, dopóki nie znajdziemy rozwiązania. Ale nawet jeśli go nie wypracujemy, mamy prawo dyskutować tak długo, jak tego chcemy".

To się zmieniło, kiedy władzę przejęli komuniści?
Wszystko, co się mówiło, mogło być wyrwane z kontekstu. A następnego ranka przychodziło wojsko, żeby cię zaaresztować, a ty nawet nie wiedziałeś, za co. Nie mogłam dłużej znieść tego, że w swoim domu, za zamkniętymi drzwiami, nie miałam prawa swobodnie rozmawiać z moimi rodzicami. Że ideologia zabrania mi używania mojego mózgu do wyrażania własnych myśli.

Wyjechała Pani do Francji...
Wyjeżdżałem z Beninu z myślą, że tam, gdzie jadę, będzie lepiej. Ale wiedziałam też, że moja sytuacja zupełnie się zmieni. Bo będę sama, bez rodziców, i będę musiała rozpocząć karierę kompletnie od początku, mimo że w mojej ojczyźnie byłam już uznaną, rozpoznawalną artystką. Nie zatrzymało mnie to jednak, bo moja wolność była dla mnie dużo ważniejsza niż to, by żyć w moim kraju - może komfortowo, ale bez wolności słowa.

Mówimy o wolności politycznej. Ale Pani osobista droga do tego, żeby zostać piosenkarką, też nie była w Afryce usłana różami...
Kiedy kobieta rodzi się w Afryce, nie ma własnej tożsamości. Jest po prostu córką swojego ojca, który może za nią zadecydować, za kogo wyjdzie za mąż. Edukacja, chodzenie do szkoły - to jest dla chłopców, nie dla dziewczyn. Miałam to szczęście, że moi rodzice oboje chodzili do szkoły i zdecydowali, że poślą do niej także mnie. Mój tata zwykł mawiać, że jeśli jesteś wyedukowany, możesz podejmować za siebie decyzje. Jesteś odpowiedzialny za swoją przyszłość i za ewentualne niepowodzenia nie możesz winić nikogo poza sobą. Rozumiesz, że jesteś jedną osobą wśród milionów ludzi na świecie, którzy muszą żyć razem. A jak bez edukacji i rozmów z innymi ludźmi, zrozumiesz ich kulturę?

Jaką rolę w tym wszystkim odgrywała Pani pasja muzyczna?
Zaczęłam śpiewać, kiedy miałam sześć lat. Ale kiedy dziewczyna jest nieletnia, zaczyna się problem. Bo jest w wieku, w którym ktoś może ją poślubić i zabić jej wolę bycia osobą. Poza tym zajmowanie się muzyką przez kobietę jest bardzo źle widziane. Owszem, chodziłam więc do szkoły i zapraszałam swoich przyjaciół na moje koncerty. Ale w drodze do domu byłam wyzywana od prostytutek. Na szczęście otrzymałam wtedy mocne wsparcie od mojej rodziny, która mówiła: "Jeśli to, co robisz, daje ci szczęście, jesteśmy z tobą. Oczywiście, możesz dokonać wyboru, że nie będziesz jednak zajmowała się muzyką. Ale nie daj ludziom zadecydować za ciebie, jaki będzie twój los, twoja przyszłość". Bez tego wsparcia nie byłabym więc dzisiaj tym, kim jestem.

Podobno początkowo chciała być Pani prawnikiem walczącym o prawa człowieka...
Tak, ale będąc na uniwersytecie, zdałam sobie sprawę, że prawo najczęściej wcale nie służy sprawiedliwości. Bo zajmując się prawami człowieka, wciąż musisz robić interesy z polityką, której nienawidzę. A kiedy ja broniłabym kogoś, o kim wiedziałabym, że jest niewinny, walczyłabym o niego na śmierć i życie. Zrozumiałam więc, że to nie dla mnie, bo nie mogłabym żyć w takiej schizofrenii, pod ciągłym szantażem, w strachu. Dlatego robię muzykę, która jest najlepszą drogą, by nadawać mój pozytywny przekaz.

Pani działalność jako Ambasadora Dobrej Woli UNICEF i w fundacji Batonga sprowadza się do walki z brakiem edukacji. To duży problem?
Tak i zawsze powtarzam, że jestem tego żywym dowodem. Bo gdyby moi rodzice nie posłali mnie do szkoły, dziś nie rozmawialibyśmy po angielsku. Chodzenie do szkoły to jedna rzecz, ale ważne też, jak to, czego się nauczymy, wykorzystujemy potem w życiu. Stajemy się bardziej ciekawi innych ludzi, możemy ich poznawać. Nabywamy to, co moja mama nazywa humanitarną inteligencją - świadomość swoich zdolności, możliwości, ale także słabości.

Jej brak to dziś największe zagrożenie dla wolności?
Edukacja jest dziś problemem bardzo politycznym. Kiedy tylko jakiś kraj dotyka kryzys, rządy w pierwszej kolejności tną edukację. Korzystają z każdej wymówki, żeby nie edukować ludzi, bo wiedzą, że świadomi obywatele będą kwestionować ich czyny i słowa. Ale jeśli chcemy pokoju dla następnych pokoleń, potrzebujemy więcej wykształconych ludzi. Bo ci mniej wyedukowani są łatwym celem dla polityków, którzy nimi pogrywają. Na przykład manipulując globalnym ociepleniem, które jest realnym problemem, a nie fantazją. Dlatego edukacja to prawo, które nie może być nam zabrane. Bez względu na to, gdzie żyjemy i kto jest u władzy.

Podoba się Pani idea łączenia różnych form sztuki przez Roberta Wilsona?
Oczywiście. Każda dyktatura próbuje zabić kulturę - muzykę, obraz, taniec, teatr... Chce odciąć ludzi od kultury, bo wie, że sztuka ich wyzwala, mówi za nich, daje im wybór. Zebranie tych wszystkich elementów na scenie miało więc udowodnić, że Solidarność, poza postulatami społecznymi i politycznymi, chciała też ocalić wszelkie formy sztuki.

Jaki najważniejszy komunikat chciała Pani nadać podczas koncertu upamiętniającego 30-lecie Solidarności?
Różnorodność publiczności na moich koncertach zawsze utwierdza mnie w fakcie, że muzyka jest tym, co trzyma nas razem, spaja. Kiedy opuszczasz mój koncert, chcę, żebyś był szczęśliwy i czuł, że każdy z nas jest ważny. Niektórzy każdego roku wydają miliony dolarów, żebyś myślał, że jesteś niczym. Apeluję więc: "Nie bądź idiotą i ślepym konsumentem. Konsumuj świadomie i walcz o to, by traktowali cię z szacunkiem". Musimy być też cały czas czujni. Bo wolności zawsze mamy tyle, ile jej wywalczyliśmy. O tym był ten koncert - żeby powiedzieć ludziom, że celebrujemy 30 lat od odzyskania wolności, ale wciąż mamy dużo do zrobienia. Musimy pisać w kamieniu, po to, by kiedy w przyszłości ktoś poczuje pokusę, żeby zabrać nam tę wolność, nie mógł tego zrobić.

Przesłanie solidarności z Sudanem, Kubą i Tybetem było dla Pani ważne?
Musimy pomagać wyzwolić się każdemu miejscu na świecie, w którym panuje dyktatura. Nie możemy cieszyć się naszą wolnością, skoro ludzie niedaleko od nas jej nie mają. Jeśli świat będzie o tym zapominał lub na ten temat milczał, prędzej czy później za to zapłacimy. Bo jeśli nie będziemy walczyć o ich wolność, nasza może zostać nam odebrana.

Angélique Kidjo - jeden z największych talentów Afryki
Angélique Kidjo urodziła się w 1960 roku - w tzw. Roku Afryki, w którym niepodległość uzyskało 17 państw Czarnego Lądu, w tym jej rodzinny Benin. Początkowo jej muzyka bazowała na afrykańskiej tradycji, zwłaszcza twórczości Miriam Makeby. W 1983 roku wyjechała z rządzonego przez komunistów Beninu do Paryża. Tam zaczęła trwającą do dziś światową karierę. Do tej pory wydała 12 płyt, na których balansuje między popem a tradycyjnymi brzmieniami afrykańskimi oraz imponuje głosem. Występowała z Joss Stone, Carlosem Santaną i Peterem Gabrielem. Ten ostatni nazwał ją najbardziej utalentowaną artystką z Afryki. Od 2002 roku jest Ambasadorem Dobrej Woli UNICEF. Założyła też fundację Batonga wspierającą edukację dziewcząt.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto