Ekolog wyruszył spod Akwarium Gdyńskiego 1 lipca, wczoraj, po 45 dniach, pięć minut przed południem zamknął bałtyckie koło w tym samym miejscu.
- Wróciłem trochę przed czasem, żona dała mi na wyprawę dwa miesiące, po ich upływie miałem zapowiedziane, że mogę się już we Wrocławiu, gdzie mieszkamy nie pojawiać. Ale udało się - śmieje się ekolog i dodaje, jeszcze lekko sapiąc, że pojechał bez wcześniejszego trennigu i żadnych sportów przed wyprawą nie uprawiał. - Więc skoro mi, zwykłemu człowiekowi, udało pokonać sześć tysięcy kilometrów, to każdy z nas jest w stanie przynajmniej segregować swoje śmieci. Wystarczy chcieć. Bo ochrona środowiska zaczyna się od głowy - mówi Dominik.
W Gdyni witała go żona i dzieci. Za trudy wyprawy nagrodzony został wieńcem ...ze śmieci.
- Po drodze widziałem, jak można bardzo wydajnie zagospodarować odpady, które u nas w 90 procentach trafiają na wysypisko - opowiada ekolog. - W Sztokholmie na przykład zwiedzałem elektrownię śmieciową. Pół miasta ma prąd z odpadów!
Jakie przygody spotkały po drodze Dominika Dobrowolskiego przeczytasz w czwartkowym papierowym wydaniu "Polskie Dziennika - Bałtyckiego"
Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?