Wandale niszczą SKM. To walka z wiatrakami - mówią kolejarze

- Bohomazy i pseudograffiti w pociągach SKM to niemal codzienność - narzekają pracownicy Szybkiej Kolei Miejskiej. - Praktycznie nie ma tygodnia, żeby ktoś nie zamalował pociągu - mówi "Kurierowi Gdyńskiemu" Sławomir Pijet, główny specjalista do spraw marketingu PKP SKM w Trójmieście. Mieszkańcy Gdyni skarżą się, że składy nie wyglądają estetycznie, a pracownicy przewoźnika podkreślają, że walka z wandalami to tak naprawdę walka z wiatrakami. - Jeśli chodzi o dewastacje poprzez graffiti, głównie na zewnątrz pociągów SKM, to w roku 2014 odnotowano 86 takich przypadków - mówi Sławomir Pijet.

Z ubiegłorocznych statystyk SKM wynika także, że podobnych aktów wandalizmu było więcej niż w poprzednich latach. I to aż o 18 procent.
- Koszt usunięcia graffiti z burt pociągów w roku 2014 wyniósł około 55 tysięcy złotych - wylicza Sławomir Pijet. Jednak mimo tego że "artystycznych" wybryków wandali w ostatnim czasie było więcej, zmalał koszt ich czyszczenia. - Ze względu na wprowadzone nowe technologie, koszty usuwania szkód zmalały o 7 procent - informuje Sławomir Pijet.

Tabor i infrastruktura po modernizacji są niszczone dużo rzadziej niż stary niezmodernizowany tabor.
Choć - jak podkreśla główny specjalista do spraw marketingu PKP SKM w Trójmieście - pojedyncze koszty usuwania wątpliwej jakości "dzieł sztuki" bywają różne. - W zależności od wielkości zamalowanej powierzchni pociągu - czasem są to dwa metry kwadratowe, a czasami jednorazowy akt wandalizmu jest duży i zajmuje trzydzieści metrów kwadratowych bocznej burty pociągu - mówi.

Oprócz składów SKM wandale niszczą także inne obiekty kolejowe.